Выбрать главу

– Moglibyśmy się tu po prostu przyczaić. – Mówiła cicho, ale jej głos niósł się dziwnie we mgle. – Zaczekać, aż wpłynie albo wypłynie jakiś inny statek.

Arogant pokręcił głową.

– Nie chcę, aby ktoś mnie zaatakował albo wdarł się na pokład. To i tak się może zdarzyć, kiedy dotrzemy do Łupigrodu, ale nie chcę sprawiać wrażenia, jakbym tu błądził. Wpłyniemy z pewnością siebie i rzucimy kotwicę w Łupigrodzie, jakbyśmy byli pewni dobrego przyjęcia. Jeśli wydam im się do pewnego stopnia fanfaronem i głupcem, to tym prędzej się odsłonią. – Uśmiechnął się do Althei krzywo w gęstniejącym mroku. – Sprawienie na nich takiego wrażenia nie powinno mnie kosztować zbyt wiele wysiłku.

Kotwiczyli przy bagnistym brzegu porośniętym drzewami. Zimowe deszcze wypełniły miejscowe rzeki i strumienie po brzegi. Podczas przypływu słona i słodka woda z rzeki mieszały się w słonawych mokradłach. W coraz gęstszej ciemności ze snujących się łagodnie oparów wyłaniały się żywe i martwe drzewa. Przerwy w zasłonie mgły ukazywały czasami gęsto rosnące pnie obwieszone pnączami i porośnięte falującym mchem. Tropikalny las schodził aż do samej linii wody. Obserwując skrupulatnie brzeg, Arogant i Althea zauważyli kilka możliwych prześwitów, z których każdy mógł być wąskim ujściem krętej rzeki prowadzącej do laguny, rozpościerającej się przed Łupigrodem.

Arogant jeszcze raz spojrzał zmrużonymi oczyma na trzymany w dłoni postrzępiony kawałek płótna. Był to jego pierwotny szkic, wykonany pośpiesznie, gdy był pierwszym oficerem na „Skoczku”.

– To chyba miało oznaczać wyspę krasnorostów widoczną podczas odpływu. – Ponownie się rozejrzał. – Po prostu nie wiem – powtórzył cicho.

– Wybierz coś – zaproponowała Althea. – W najgorszym razie stracimy czas.

– Stracimy czas w najlepszym razie – poprawił ją Arogant. – Najgorsze będzie znacznie gorsze. Moglibyśmy utknąć podczas odpływu w jakiejś zatoczce o mulistym dnie. – Zaczerpnął tchu. – Ale chyba wybiorę i zaryzykujemy.

Na statku było bardzo cicho. Z rozkazu Aroganta załoga stąpała ostrożnie i rozmawiała tylko szeptem. Nie powieszono żadnej latarni. Nawet sam statek starał się stłumić rozmaite odgłosy, wydawane przez jego drewniane ciało. Wszystkie żagle zostały zrzucone i zabezpieczone. W tej mgle dźwięk roznosił się zbyt dobrze, a Arogant chciał usłyszeć, gdyby zbliżał się jakiś inny statek. Obok nich obojga stanęła Amber, która podeszła cicho jak duch.

– Jeśli dopisze nam szczęście, to rano może zniknie część tej mgły – zauważyła z nadzieją Althea.

– Równie dobrze możemy zostać całkowicie nią spowici – dorzucił Arogant. – Ale zanim spróbujemy cokolwiek zrobić, zaczekamy na światło dzienne. Tam. – Pokazał ręką, a Althea popatrzyła w tamtą stronę. – Chyba to jest wejście. Spróbujemy o świcie.

– Nie jesteś pewien? – szepnęła Amber z niepokojem.

– Gdyby łatwo było znaleźć Łupigród, to nie przetrwałby tyle czasu jako piracka forteca – zauważył Arogant. – Cała sztuka polega na tym, że jeśli się nie wie, gdzie on leży, nigdy by się go tu nie szukało.

– Może – powiedziała z wahaniem Amber. – Może mógłby pomóc któryś z byłych niewolników. Przybyli z Wysp Pirackich…

Arogant pokręcił głową.

– Już pytałem. Wszyscy utrzymują, że nie mają pojęcia o Łupigrodzie i że nigdy nie parali się piractwem. Zapytaj któregokolwiek z nich. Byli synami zbiegłych niewolników, którzy osiedlili się na Wyspach Pirackich, by rozpocząć nowe życie. Schwytali ich handlarze niewolników z Krainy Miedzi albo Jamaillii, wytatuowali i sprzedali w Jamaillii. Stamtąd zostali sprowadzeni do Miasta Wolnego Handlu.

– Czy tak trudno w to uwierzyć? – zapytała Amber.

– Wcale nie – odparł swobodnie Arogant. – Ale chłopiec niemal zawsze nabywa ogólną wiedzę o miejscowości, w której się wychowuje. Ci ludzie zbyt gorliwie twierdzą, że nic nie wiedzą, żebym zaufał ich opowieściom.

– Są dobrymi żeglarzami – dodała Althea. – Kiedy zostali przeniesieni do mojej wachty, spodziewałam się kłopotów, ale niesłusznie. Wolą trzymać się ze sobą, ale im na to nie pozwoliłam, a oni się nie sprzeciwili. Chętnie biorą się do pracy, tak jak wtedy, kiedy weszli na pokład, żeby pracować w tajemnicy. Myślę, że Twardzielowi nie podoba się, że stracił nieco władzy nad innymi; na mojej wachcie są po prostu marynarzami równymi pozostałym. Ale są dobrymi marynarzami… trochę zbyt dobrymi jak na pierwszy rejs.

Amber westchnęła.

– Wyznaję, że kiedy zaproponowałam zaokrętowanie ich i danie im szansy wymiany pracy na możliwość powrotu do domu, nie przyszło mi do głowy, że mogą odczuwać konflikt lojalności. Teraz wydaje się to oczywiste.

– Zaślepienie możliwością wyświadczenia komuś przysługi – powiedziała Althea i przyjaźnie szturchnęła Amber, na co kobieta odpowiedziała znaczącym uśmiechem. Althea przez chwilę poczuła się nieswojo.

– Czy mogę zapytać, czy mógłby nam tu pomóc Lawon? – spytała cicho Amber.

Kiedy Arogant nie odpowiedział, Althea pokręciła głową.

– Mamy tylko mapy Aroganta. W innej porze roku i przy ciągłych zmianach w samych wyspach wszystko staje się bardzo trudne.

– Czasami się zastanawiam, czy to właściwy fragment bagnisk – dodał kwaśno Arogant. – To może być zupełnie nie ta rzeka.

– To właściwy fragment bagnisk. – Głos „Niezrównanego” był bardzo cichy, przypominał raczej wibrację niż mowę. – To nawet właściwe ujście. Co mógłbym wam powiedzieć wiele godzin temu, gdyby ktoś uznał za stosowne mnie zapytać.

Troje ludzi znieruchomiało, jakby przez poruszenie czy odezwanie się mogliby zniweczyć jakiś czar. W myślach Althei zawrzało głębokie podejrzenie, które zawsze żywiła.

– Masz rację, Altheo – odpowiedział statek na jej niewypowiedziane słowa. – Byłem już tu kiedyś. Wpływałem do Łupigrodu i wypływałem z niego tyle razy, że mógłbym tu wejść pod żaglami najczarniejszą nocą i o każdym stanie wody. – Cały pokład dziobowy zatrząsł się od jego głębokiego śmiechu. – Ponieważ straciłem oczy zanim tu wpłynąłem, to, co widzę lub czego nie widzę, sprawia niewielką różnicę.

– Skąd możesz wiedzieć, gdzie jesteśmy? – odważyła się przemówić Amber. – Zawsze mówiłeś, że boisz się żeglować po omacku na otwartych wodach. Dlaczego teraz jesteś taki nieustraszony?

Parsknął pobłażliwym śmiechem.

– Jest wielka różnica między otwartym morzem i ujściem rzeki. Istnieje wiele zmysłów poza wzrokiem. Nie czujecie smrodu Łupigrodu? Ich ognisk, wychodków, dołu, w którym palą swoich zmarłych? To, czego nie przynosi mi powietrze, przynosi rzeka. Unosi się w niej kwaśny smak Łupigrodu. Każdym włóknem poszycia czuję smak wody z laguny, gęstej i zielonej. Nie zapomniałem jej. Jest równie mulista, jak wtedy, gdy rządził tu Igrot.

– Mógłbyś tam wpłynąć, nawet najczarniejszą nocą? – zapytał ostrożnie Arogant.

– Tak powiedziałem. Tak.

Althea czekała. Żeby zaufać „Niezrównanemu” albo się go przestraszyć. Żeby oddać mu się pod opiekę albo zaczekać do świtu i wpłynąć po omacku do rzeki zasnutej mgłą… wyczuła w słowach statku chęć przeprowadzenia próby. Nagle ucieszyła się, że to Arogant jest kapitanem. To była decyzja, jakiej nie chciałaby podejmować.

Zrobiło się już tak ciemno, że ledwie widziała jego profil. Zobaczyła, że nabiera tchu, bo uniosły się mu ramiona.

– Zechciałbyś nas tam zanieść, „Niezrównany”?

– Zechciałbym.

* * *

Stawiali jego żagle i podnosili kotwicę w ciemnościach, bez latarni. Z przyjemnością myślał o tym, jak pomykają w mroku, równie ślepi jak on. Kręcili kabestanem bez słowa, a jedynym dźwiękiem był zgrzyt przekładni i klekot łańcucha. Otworzył zmysły na noc.