– Nic nie możemy zrobić. Musimy ratować własne życie.
Myliła się. Dowiódł tego następny ranek. Natknęły się na ciała kobiety ze sklepu z herbatą i jej córki. Inni uciekinierzy obchodzili je w pośpiechu. Ronika nie potrafiła tego zrobić. Zatrzymała się, by spojrzeć na zdeformowaną twarz kobiety. Nie znała jej imienia, ale pamiętała stragan z herbatą na Wielkim Targowisku. Jej córka zawsze obsługiwała Ronikę z uśmiechem. Nie były Kupcowymi, ani Pierwszymi, ani Nowymi, lecz skromnymi kobietami, które przybyły do błyszczącego handlowego miasta i stały się małą cząstką jego różnorodności. Teraz nie żyły. Tych kobiet nie zabili mieszkańcy Krainy Miedzi; zrobili to ludzie z Miasta Wolnego Handlu.
I wtedy właśnie Ronika zawróciła i podążyła z powrotem do miasta. Nie potrafiła wytłumaczyć tego Rache i nawet ją zachęcała, by dalej szła do Glebiszy bez niej. Nawet teraz Ronika nie potrafiła wyjaśnić tej decyzji. Być może chodziło o to, że nie mogło jej się przytrafić już nic gorszego. Wróciła do zdewastowanego i splądrowanego domu. Nawet odkrycie wydrapanego na ścianie gabinetu Ephrona napisu „ZDRAJCY”, nie zdołało sprawić jej głębszego bólu. Miasto Wolnego Handlu, jakie znała, przepadło na zawsze. Jeśli wszystko miało się obrócić wniwecz, może najlepiej było zginąć.
A jednak nie była kobietą, która się poddaje. W ciągu kilku najbliższych dni założyła z Rache gospodarstwo domowe w chacie ogrodnika. Ich życie toczyło się dziwnie normalnie. Na dole w mieście trwały walki. Z górnego piętra głównego domu Ronika ledwie widziała port i miasto. Najeźdźcy z Krainy Miedzi dwukrotnie próbowali je zająć. Za każdym razem zostawali odepchnięci. Nocne wiatry często przynosiły odgłosy walk i swąd dymu. Wydawało się, że nic z tego Roniki już nie dotyczy.
Mała chatka była łatwa do ogrzania i utrzymania w czystości, a jej skromny wygląd nie przyciągał wałęsających się rabusiów. Niewielkie potrzeby kobiet zaspokajały pozostałości ogrodu kuchennego, zaniedbany sad i ocalałe kurczęta. Na plaży zbierały wyrzucone na brzeg drewno, które płonęło w ich małym kominku zielonym i niebieskim ogniem. Ronika nie była pewna, co zrobi, kiedy nadciągnie zima. Prawdopodobnie zginie. Ale nie z wdziękiem ani z własnej woli. Nie. Zginie walcząc.
Ten sam upór kazał jej teraz iść ostrożnie w korytarzu tropem intruza. Obie dłonie zacisnęła na swojej pałce. Nie miała żadnego planu, co zrobi, jeśli – lub kiedy – spotka tego człowieka. Po prostu chciała wiedzieć, dlaczego ten samotny łowca okazji tak zagadkowo krąży po jej opustoszałym domu.
Wnętrze już zaczynało pachnieć kurzem, oznaką zaniedbania. Najcenniejszy dobytek rodziny Vestritów został sprzedany wcześniej tego lata dla zdobycia pieniędzy na okup za ich porwany żywostatek. Skarby, które pozostały, miały większą wartość sentymentalną niż pieniężną: błyskotki i ciekawostki przywożone przez Ephrona z handlowych wypraw, stary wazon, który należał do matki Roniki, makata, którą wybrali razem z Ephronem zaraz po ślubie… Ronika oderwała myśli od tego inwentarza. Wszystko to przepadło, porozbijane lub skradzione przez ludzi, którzy nie mieli pojęcia, jakie znaczenie miały te rzeczy dla ich właścicieli. Trudno. Ronika zachowywała przeszłość w sercu i nie potrzebowała żadnych przedmiotów, by ją zatrzymać.
Na palcach przeszła obok drzwi, wyłamanych z zawiasów kopniakami. Podążając śpiesznie za mężczyzną w kapturze, rzuciła jedynie okiem na atrium, którego posadzkę zaśmiecały poprzewracane donice i rudziejące rośliny. Dokąd on zmierza? Mignęła jej poła płaszcza, kiedy obcy wchodził do pokoju.
Komnata Słodkiej? Sypialnia jej wnuczki?
Ronika podkradła się bliżej. Mamrotał coś pod nosem. Odważyła się szybko zerknąć do środka, a potem śmiało wkroczyła do pokoju i zażądała wyjaśnień:
– Cerwinie Trellu, co ty tutaj robisz?
Młodzieniec zerwał się na nogi z dzikim okrzykiem. Klęczał przy łóżku Słodkiej. Na jej poduszce leżała pojedyncza czerwona róża. Pobladły, wpatrywał się w Ronikę, trzymając jedną rękę na piersi. Poruszył ustami, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jego wzrok podążył ku pałce w dłoni kobiety i oczy rozszerzyły mu się jeszcze bardziej.
– Och, usiądźże! – wykrzyknęła z irytacją Ronika. Rzuciła pałkę w nogi łóżka i sama zastosowała się do swojego polecenia. – Co tu robisz? – spytała ze zmęczeniem w głosie. Była pewna, że zna odpowiedź.
– Żyjesz – powiedział cicho Cerwin. Uniósł dłonie do twarzy i przetarł oczy. Ronika wiedziała, że próbuje ukryć łzy. – Dlaczego ty nie… Czy Słodka też jest bezpieczna? Wszyscy mówili, że…
Cerwin osunął się na łóżko i usiadł obok róży, którą przyniósł. Delikatnie położył dłoń na poduszce.
– Słyszałem, że wyszłyście z balu z Davadem Nowelem. Wszyscy wiedzą, że na jego powóz napadli bandyci. Szukali satrapy i Nowela. Wszyscy mówią, że gdybyście nie jechały z Davadem, zostawiliby was w spokoju. Wiem, że on nie żyje. Niektórzy twierdzą, że wiedzą, co się stało z satrapą, ale nie chcą nic powiedzieć. Za każdym razem, kiedy pytałem o Słodką i o was… – Przerwał i zaczerwienił się, ale po chwili zmusił się, by kontynuować: – Mówią, że jesteście zdrajczyniami, że spiskowałyście z Nowelem. Krąży plotka, że zamierzałyście wydać satrapę Nowym Kupcom, którzy mieli go zabić. Wtedy o jego śmierć zostaliby oskarżeni Kupcy z Miasta Wolnego Handlu i Jamaillia wysłałaby najemników z Krainy Miedzi, by zajęli nasze miasto i oddali je we władanie Nowym Kupcom. Zawahał się, a potem zebrał się na odwagę i mówił dalej:
– Niektórzy twierdzą, że masz, na co zasłużyłaś. Mówią straszne rzeczy i ja… Ja myślałem, że wszyscy zginęliście. Grag Tenira wstawił się za waszą rodziną, twierdząc, że to wszystko bzdury. Ale odkąd odpłynął na „Ofelii”, by pomóc w pilnowaniu ujścia Rzeki Deszczowej, nikt nie stanął po waszej stronie. Próbowałem, raz, ale… jestem młody. Nikt mnie nie słucha. Mój ojciec gniewa się na mnie nawet za wspominanie Słodkiej. Kiedy Delo ją opłakiwała, zamknął ją w pokoju i powiedział, że zostanie wychłostana, jeśli jeszcze raz wymówi jej imię. A on nigdy nie uderzył Delo.
– Czego boi się twój ojciec? – zapytała bez ogródek Ronika. – Że ludzie napiętnują was jako zdrajców, ponieważ obchodzi was, co się stało z waszymi przyjaciółmi?
Cerwin kiwnął energicznie głową.
– Ojciec był niezadowolony, kiedy Ephron przyjął Aroganta po tym, jak nasza rodzina się go wyrzekła. A potem mianowaliście go kapitanem „Niezrównanego” i wysłaliście na morze, jakbyście naprawdę wierzyli, że może ocalić „Vivacię”. Ojciec uznał to za próbę ośmieszenia nas, udowodnienia, że sprowadziliście na dobrą drogę syna, którego on wyrzucił.
– Co za bzdura! – wykrzyknęła z obrzydzeniem Ronika. – Nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Arogant sam się opamiętał i twój ojciec powinien być z niego dumny, zamiast się złościć na Vestritów. Ale, jak rozumiem, jest zadowolony, że napiętnowano nas jako zdrajców?