Althea chłonęła każde jego słowo, miotając się między przerażeniem i fascynacją. Czy cokolwiek z tego może być prawdą? Jeśli tak, to co to oznacza dla jej rodziny i domu? Nawet jeśli przyjmie, że czas i odległość są pożywką dla plotek, źle to wróżyło dla wszystkiego, co było jej drogie. Tymczasem pirat się rozgadał, zachęcany przez nabożne skupienie, z jakim słuchała go Althea. Cieszył się, że kiedy Bystry wróci i usłyszy te wiadomości, pozna, że naprawdę nadszedł jego czas. Skoro między jego sąsiadami zapanowała niezgoda, będzie mógł sięgnąć po władzę. Często mawiał, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, planuje przejąć kontrolę nad całym handlem odbywającym się na terenie Wysp Pirackich. Z pewnością pora ta nadejdzie wkrótce.
Nagły podmuch wiatru z hałasem szarpnął oknem tawerny, aż Althea podskoczyła. Rozmowa ucichła.
– Ten Bystry sprawia wrażenie kogoś, kogo warto poznać. Czy niedługo wróci do Łupigrodu?
Młody mężczyzna wzruszył ramionami.
– Wróci, gdy będzie miał pełne ładownie. Przywiezie nam też wieści z Wyspy Innego Ludu; zabrał tam swojego kapłana, żeby Inni przepowiedzieli mu przyszłość. Ale niewątpliwie w drodze powrotnej Bystry zajmie się piractwem. Żegluje gdzie i kiedy chce, ale nigdy nie rezygnuje z polowania. – Przekrzywił głowę. – Rozumiem, dlaczego się nim interesujesz. W Łupigrodzie nie ma kobiety, która by nie wzdychała na dźwięk jego imienia. On spycha nas wszystkich w cień. Powinnaś jednak wiedzieć, że ma kobietę. Nazywa się Etta, a język ma równie ostry jak nóż. Niektórzy mówią, że w Etcie Bystry odnalazł drugą połowę swojej duszy. Wszyscy mężczyźni powinni mieć takie szczęście. – Pochylił się bliżej, spojrzał ciepło na Altheę i dodał cicho: – Bystry ma kobietę i dobrze mu z nią. Ja natomiast kobiety nie mam.
Arogant przeciągnął się, poruszając ramionami i rozkładając ręce. Kiedy odchylił się do tyłu, lewą dłoń oparł na ramieniu Althei. Pochylił się nieznacznie ku jej rozmówcy i zwierzył mu się łagodnym tonem:
– Jaka szkoda. A ja mam.
Uśmiechnął się i wrócił do rozmowy ze Śniedkiem, ale nie zdjął ręki z ramienia Althei. Spróbowała uśmiechnąć się rozbrajająco i wzruszyła drugim ramieniem.
– Nie chciałem cię urazić – powiedział nieco sztywno mężczyzna.
– Nie uraziłeś – zapewniła go.
Kiedy Yek złowiła jej spojrzenie i powoli mrugnęła z aprobatą, Althea się zaczerwieniła. Niech tego Arogant szlag! Czy zupełnie zapomniał, że usiłują zachować to w tajemnicy? Nie mogła jednak zaprzeczyć, że ciężar jego dłoni na jej ramieniu sprawiał jej wielką przyjemność. Czy o tym właśnie mówił, o komforcie publicznego przyznawania się do siebie nawzajem? Kiedy wrócą na statek, będą musieli się tego wyprzeć, powiedzieć, że udawali, że to była część intrygi mającej na celu zdobycie informacji. Ale na razie… Rozluźniła się, oparła o Aroganta, poczuła ciepło jego ciała, dotyk biodra. Mężczyzna poruszył się lekko, dopasowując się do Althei. Pirat wysuszył swój kufel i odstawił go z trzaskiem na stół.
– Cóż, Śniedku, nie widzę, by ci ludzie przedstawiali jakieś zagrożenie. Południe już dawno minęło, a ja mam pracy na cały dzień.
Śniedek, będący w środku rozwlekłej opowieści, odprawił go ruchem ręki. Mężczyzna dość szorstko kiwnął Althei głową i wyszedł. Razem z nim pożegnało się i wyszło jeszcze kilka osób. Arogant uścisnął lekko ramię Althei. Dobra robota. Udało im się przekonać miejscowych, że nie stanowią ryzyka dla Łupigrodu.
Po oknie tawerny wciąż spływały krople deszczu. Jednolita szarość dnia skrywała upływ czasu. Arogant cierpliwie wysłuchał do końca historyjki Śniedka, po czym znów ostentacyjnie się przeciągnął.
– Właściwie mógłbym cię słuchać cały dzień; to przyjemność słyszeć, jak ktoś umie porządnie snuć opowieść. Niestety, moje beczki na wodę się od tego nie napełnią. Lepiej każę się tym zająć załodze, ale zauważyłem, że stare nabrzeże wodne całkowicie zniknęło. Gdzie teraz statki nabierają wodę? Obiecałem też załodze trochę świeżego mięsa, jeśli uda się je tu dostać. Okaż uprzejmość wobec obcego i skieruj mnie do uczciwego rzeźnika.
Lecz Arogantowi nie udało się pozbyć Śniedka tak łatwo. Gadatliwy kapitan portu powiedział mu, gdzie może wziąć wodę, ale potem zaczął drobiazgowo roztrząsać zalety obu Łupigrodowych rzeźników. Arogant szybko mu przerwał i przekazał dowództwo nad pozostałymi Yek. Ludzie dostali pozwolenie zejścia na ląd, ale usłyszeli, że beczki statku mają być napełnione do południa następnego dnia.
– Bądźcie na nabrzeżu przed północą. Drugi oficer idzie ze mną. Kiedy do Śniedka przybiegł chłopczyk z wiadomością, że świnie znów biegają wolno, stary pośpiesznie wyszedł, miotając pod adresem nieszczęsnej nierogacizny przekleństwa i groźby. Arogant i Yek wymienili spojrzenia. Kobieta wstała i przestąpiła przez ławę, na której siedziała.
– Zechcesz mi pokazać, gdzie możemy napełnić beczki statku? – zapytała swojego rozmówcę, który się ochoczo zgodził.
Załoga się rozproszyła bez zbędnych ceregieli.
Na dworze padał rzęsisty deszcz, niesiony mocnym wiatrem. Ulice były błotniste, ale biegły prosto. Arogant i Althea szli w milczeniu drewnianym chodnikiem; w wykopanym pod nim rowie szumiała deszczówka zbierana z ulicy i odprowadzana do zatoki. Nieliczne budowle chełpiły się szklanymi oknami, a i tak większość z nich była szczelnie zakryta okiennicami dla ochrony przed ulewą. Miasto nie miało elegancji ani urody Miasta Wolnego Handlu, lecz dzieliło z nim cele. Althea niemal czuła zapach handlu. Jak na miasto nie tak dawno puszczone z dymem, szybko się odrodziło. Minęli jeszcze jedną tawernę, zbudowaną z surowego drewna, z której dobiegał głos minstrela śpiewającego do wtóru harfy. Do laguny jakiś czas temu wpłynął statek i zacumował przy kei. Teraz między statkiem i magazynem ciągnął się długi sznur ludzi z taczkami, którzy rozładowywali statek. Łupigród był dobrze prosperującym, tętniącym życiem portem handlowym; wszędzie dziękowano za to Bystremu.
Ludzie śpieszący w deszczu chodnikiem mieli na sobie zdumiewająco różnorodne stroje. Niektórych z rozbrzmiewających wokół języków Althea nawet nie rozpoznawała. Wiele osób miało tatuaże, i to nie tylko na twarzach, ale na ramionach, łydkach i dłoniach. Nie wszystkie znaki wytatuowane na twarzach świadczyły o niewolnictwie: niektórzy przechodnie ozdobili swoje oblicza fantazyjnymi wzorami.
– To deklaracja – wyjaśnił cicho Arogant. – Wielu ma tatuaże, których nie da się zlikwidować. Ukrywają je więc wśród innych. Zaciemniają przeszłość jaśniejszą przyszłością.
– Dziwne – mruknęła Althea.
– Nie – zaprzeczył Arogant. Odwróciła się, zaskoczona gwałtownością w jego głosie. – Rozumiem, co nimi powoduje – ciągnął już spokojniej. – Nie masz pojęcia, Altheo, jak bardzo walczyłem o to, żeby ludzie zobaczyli we mnie mężczyznę, jakim jestem, zamiast rozhukanego chłopca, jakim byłem. Gdyby tysiąc ukłuć igły w twarz mogło przesłonić moją przeszłość, zniósłbym to.
– Częścią twojej przeszłości jest Łupigród.
Arogant rozejrzał się po tętniącym życiem porcie, jakby widział inne miejsce w innym czasie.
– Był. Jest. Ostatni raz byłem tu na „Skoczku”, a nie była to zbyt uczciwa operacja. Ale byłem tu też przed wielu laty. Kiedy piraci zajęli statek, na którym się znajdowałem, miałem za sobą tylko parę rejsów. Dali mi wybór: mogłem do nich przystać albo zginąć. Przystałem do nich. – Odgarnął z twarzy mokre włosy i spojrzał Althei w oczy. – Nie przepraszam za to.