– Nie musisz – odparła. Owładnęły nią nagle krople deszczu na twarzy Aroganta, jego ciemne oczy i prosta bliskość jego ciała. Coś z ogarniającej ją fali emocji musiało się uwidocznić na jej twarzy, bo Arogant szerzej otworzył oczy. Nie zważając, kto mógłby to zobaczyć, chwycił ją za mokrą rękę. – Nie umiem tego wyjaśnić – powiedziała Althea ze śmiechem, podnosząc wzrok na Aroganta.
Przez chwilę sam jego widok był dla niej wszystkim.
Uścisnął jej rękę.
– Chodź. Kupmy coś i pogadajmy z ludźmi. Jesteśmy tu z jakiegoś powodu.
– Szkoda. Wiesz co, podoba mi się to miasto i podobają mi się ci ludzie. Wbrew wszelkim argumentom przeciwko temu, podoba mi się tu. Chciałabym tu być z tobą, tak jak teraz. Chciałabym, żeby to było nasze prawdziwe życie. Czuję się niemal tak, jakby tu było moje miejsce. Mogę się założyć, że takie było Miasto Wolnego Handlu sto lat temu. Surowość, energia, akceptowanie ludzi takich, jakimi są; przyciąga mnie to tak, jak świeca przyciąga ćmę. Wybacz mi więc, Arogancie, ale chciałabym się pozbyć wszelkiej odpowiedzialności i zająć się po prostu piractwem.
Spojrzał na nią w pełnym zdumienia milczeniu, a potem się uśmiechnął.
– Uważaj, czego sobie życzysz – przestrzegł.
To było dziwne popołudnie. Rola, którą odgrywała Althea, wydawała jej się naturalniejsza od rzeczywistości. Kupili oliwę do latarni statku i kazali ją dostarczyć na nabrzeże. U innego kupca Althea wybrała zioła i mikstury dla uzupełnienia skrzyni z lekami. Pod wpływem impulsu Arogant wciągnął ją do pasmanterii i kupił jej kolorowy szal. Althea związała nim włosy, a Arogant dorzucił do tego kolczyki z kółek przyozdobionych koralikami z nefrytu i granatów.
– Musisz wyglądać odpowiednio do swojej roli – mruknął jej do ucha, zapinając klamerkę naszyjnika.
W zamglonym lusterku podanym przez sprzedawcę dostrzegła inną Altheę, tę stronę siebie, której nigdy nie wypuszczała na światło dzienne. Stojący za nią Arogant pochylił się i pocałował ją w szyję. Kiedy podniósł wzrok, ich spojrzenia skrzyżowały się w lusterku. Czas zafalował i Althea ujrzała rozhukanego chłopca, który uciekł z domu, i krnąbrną chłopczycę, która gorszyła swoją matkę. Dobrana para; piractwo i przygoda zawsze były ich przeznaczeniem. Serce zabiło jej szybciej. W tej chwili żałowała tylko tego, że to wszystko jest oszustwem. Oparła się o Aroganta, by móc podziwiać naszyjnik lśniący na jej szyi. Wciąż patrzyli na siebie w lusterku, kiedy Althea odwróciła głowę i pocałowała Aroganta.
W każdym miejscu, które odwiedzali, jedno z nich kierowało rozmowę na Bystrego albo jego żywostatek. Zbierali o nich informacje i użyteczne, i błahe. Jak w legendach, każdy z opowiadających ubarwiał swoje opowieści o Bystrym. Jego młody kapłan odciął mu zmiażdżoną nogę, co Bystry zniósł w ciszy. Nie, roześmiał się mimo bólu i ledwie godzinę później przespał się ze swoją kobietą. Nie, to sprawka tego chłopca: prorok pirackiego króla się pomodlił i sam Sa po prostu uzdrowił kikut Bystrego. Sa go miłuje; wszyscy to wiedzą. Kiedy źli ludzie usiłowali zniewolić kobietę Bystrego, tu, w samym Łupigrodzie, bóg ją ochraniał, aż zjawił się Bystry, w pojedynkę zabił kilkunastu napastników i wyniósł kobietę z miejsca, w którym ją więzili. Etta mieszkała kiedyś w burdelu, ale oddawała się tylko Bystremu. To była historia miłosna, która wyciskała łzy z oczu najbardziej zatwardziałemu zbirowi.
Późnym popołudniem kupili sobie polewkę rybną i świeży chleb. Tam po raz pierwszy usłyszeli, jak młodociany kapłan stanął między Bystrym i większością mieszkańców Łupigrodu i przepowiedział, że pewnego dnia Bystry będzie ich królem. Ci, którzy wątpili w słowa chłopca, padli pod ciosami jego śmigającej klingi. Zdumienie Althei zapewne podbudowało sprzedawcę ryb, bo opowiedział im tę historię jeszcze trzykrotnie, za każdym razem dodając więcej szczegółów. Na koniec dodał:
– A biedny chłopiec dobrze wiedział, co to niewolnictwo, bo jego własny ojciec uczynił go niewolnikiem, i wytatuował mu na twarzy podobiznę swojego statku. Słyszałem, że kiedy Bystry uwolnił żywostatek i chłopca, od razu zdobył sobie ich serca.
Althea zaniemówiła. Prawy? Kaj zrobił to Prawemu, swemu własnemu synowi, jej siostrzeńcowi?
Arogant zakrztusił się lekko polewką, ale udało mu się zapytać:
– A na jaki los skazał Bystry tak okrutnego ojca?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– A pewno na taki, na jaki zasługiwał. Za burtę dla węży z innymi. Tak robi z całą załogą każdego statku niewolniczego, który przejmuje. – Uniósł brew. – Myślałem, że wszyscy to wiedzą.
– Ale chłopca nie? – zapytała cicho Althea.
– Chłopiec nie należał do załogi. Mówiłem wam. Był niewolnikiem na statku.
– Aha. – Spojrzała na Aroganta. – To miałoby sens.
Teraz miało też sens, że statek zwrócił się przeciwko Kajowi i zaakceptował Bystrego. Pirat uratował i ochronił Prawego. Oczywiście, że statek jest teraz lojalny wobec Bystrego.
Jaka w takim razie jest jej sytuacja? Przez zdradliwą chwilę Althea zastanawiała się, czy jest wolna. Jeśli „Vivacia” jest szczęśliwa z Prawym na pokładzie, jeśli jest zadowolona z Bystrego i swojego pirackiego życia, to czy Althea ma prawo ją z tego „wyratować”? Czy może po prostu wrócić do domu i powiedzieć matce i siostrze, że zawiodła, że nie odnalazła ich rodzinnego statku? Przez chwilę stała na krawędzi podjęcia jeszcze bardziej szalonej decyzji. Czy tak naprawdę w ogóle musi wracać do domu? Czy ona, Arogant i „Niezrównany” nie mogliby po prostu kontynuować życia, które już wiodą?
A potem pomyślała o „Vivacii”, ożywającej pod jej dłońmi, kiedy umieściła w galionie ostatni kołek, kołek, który jej ojciec w chwili śmierci wypełnił swoją siłą życiową. To należało do niej. Nie do Prawego, a już na pewno nie do Bystrego. „Vivacia” jest jej statkiem w sposób, którego nie mógł zagarnąć nikt inny. Jeśli wcześniej zasłyszane plotki w ogóle były prawdziwe, jeśli Miastem Wolnego Handlu wstrząsały jakieś zamieszki, to jej rodzina potrzebuje swego żywostatku bardziej niż kiedykolwiek. Althea go odzyska. Statek nauczy się znów ją kochać, Prawy wróci na łono rodziny.
Przekonała się, że za śmierć załogi „Vivacii” wini bardziej Kaja niż Bystrego. Na pokładzie „Vivacii” zatrzymała tych ludzi lojalność wobec jej rodziny; zabił ich Kaj, zdradzając etykę jej ojca. W ogóle nie potrafiła opłakiwać Kaja; przysporzył jej oraz jej rodzinie zbyt wiele bólu. Jedynym współczuciem, na jakie ją było stać, obdarzyła Keffrię. Lepiej, żeby opłakiwała śmierć męża, pomyślała ponuro Althea, niż długie z nim życie.
Czas stał się oślizłym stworzeniem, wijącym się w dłoni „Niezrównanego”. Stoi na kotwicy w porcie Łupigrodu czy jego rozpostarte skrzydła unoszą go na kolumnie rozgrzanego powietrza? Czy czeka na powrót młodego Bystrego z rozpaczliwą nadzieją, że tym razem chłopiec nie odniósł żadnych obrażeń, czy spodziewa się, że wrócą do niego Althea i Arogant, by poprowadzić go ku zemście? Spokojne falowanie wody w lagunie, cichnące bębnienie wieczornego deszczu, zapachy i odgłosy Łupigrodu, pełna rezerwy cisza jego załogi… wszystko to wprawiło go w stan zawieszenia bardzo podobnego do snu.
Głęboko w jego ładowni, w ciemności tam, gdzie krzywizna dziobu tworzyła pod pokładem ciasną przestrzeń, znajdowało się miejsce krwi. Było za małe, by mógł tam stanąć czy choćby się wczołgać mężczyzna, ale mógł się tam schronić mały, poturbowany chłopiec, zwinięty w ciasny kłębek; jego krew kapała na czarodrzew „Niezrównanego”; nawzajem dzielili swoją niedolę. Tam Bystry mógł się zaprzeć o deski i ukraść nieco snu, wiedząc, że nikt go nie zaskoczy. Kiedy tylko Igrot zaczynał wzywać go rykiem, „Niezrównany” budził chłopca. Mały wyskakiwał ze swojej kryjówki z szybkością królika i stawiał się przed obliczem kapitana, woląc ją opuścić niż ryzykować, że odkryją ją szukający go marynarze. Czasami Bystry tam spał. Przyciskał drobne dłonie do potężnych wzdłużników z czarodrzewu, biegnących przez całą długość statku, a „Niezrównany” pilnował go i dzielił z nim sny.