Przerwał nagle pocałunek, unosząc głowę niczym osaczony jeleń.
– Co to?
Althea jakby obudziła się ze snu.
– Co co?
Była oszołomiona.
– Te krzyki. Słyszysz? W porcie.
Do jej uszu dobiegało słabe, powtarzające się wołanie. Nie rozumiała słowa, ale z lodowatą pewnością rozpoznała głos.
– „Niezrównany”. – Wepchnęła koszulę do spodni. – Chodźmy.
Pobiegli chodnikiem ramię w ramię. Nie było sensu poruszać się cicho. Krzyki nie były niczym niezwykłym w takim mieście, jak Łupigród, lecz w końcu zostaną zauważone. „Niezrównany” bez końca wykrzykiwał jedno słowo.
Prawie dotarli do portu, kiedy podbiegł do nich Świstak.
– Jest pan potrzebny na statku, panie kapitanie. „Niezrównany” oszalał – wydyszał.
Wszyscy troje rzucili się biegiem. Kiedy wpadli na nabrzeże, Althea zobaczyła czekającą na nich załogę giga oraz Krzywula. Yek dobyła noża.
– Kazałam załadować to, co kupiliście, ale brakuje nam dwóch ludzi – oznajmiła.
Nie było dwóch byłych niewolników. Althea wiedziała, że nie zmieni tego żadne przedłużanie czekania.
– Odcumować – rozkazała. – Wszyscy wracamy na statek. Jeszcze dziś wypływamy z Łupigrodu.
Nastała chwila ciszy i Althea sklęła się od pijanych głupców. I wtedy odezwał się Arogant:
– Nie słyszeliście rozkazu drugiego oficera? Czy muszę go powtórzyć?
Rzucili się w dół drabinki do czekających łódek. Po wodzie wyraźnie niósł się głos „Niezrównanego”.
– Nigdy! Nigdy! Nigdy! – rozlegał się jego pełen bólu, basowy ryk.
Althea dostrzegła w mroku zarysy dwóch łodzi przy jego dziobie. Już przyciągnął widzów. Niewątpliwie Łupigród obiegnie wieść, że przybysze przypłynęli żywostatkiem. Co to będzie oznaczało dla miasta piratów?
Wydawało się, że dotarcie do statku trwa całą noc. Kiedy stanęli na pokładzie, wyszedł im na spotkanie Lawon z ponurą miną.
– Mówiłem ci, że to szaleństwo! – rzekł z wyrzutem do Aroganta. – Ten przeklęty statek zwariował, a twoja cieśla zbłaźniła się i nie zrobiła nic, by go uspokoić. Te szumowiny w łódce na dole wrzeszczą, że był statkiem Igrota. Czy to prawda?
– Podnieść kotwicę i stawiać żagle, już! – odparł Arogant. – Niech nas obrócą łodzie. Wypływamy z Łupigrodu.
– Teraz? – Lawon był oburzony. – W ciemności na szalonym statku?
– Potrafisz wykonać rozkaz? – warknął Arogant.
– Może, jeśli ma sens! – odpalił Lawon.
Arogant chwycił pierwszego oficera za gardło i przyciągnął go do siebie.
– Doszukaj się sensu w tym – wysyczał mu w twarz. – Jeśli nie będziesz wykonywał moich rozkazów, zabiję cię. Masz ostatnią szansę. Mam dość twojej bezczelności.
Przez chwilę trwali w bezruchu – Arogant z ręką zaciśniętą na gardle Lawona, Lawon z wbitym w niego wzrokiem. Arogant był wyższy od niego i miał dłuższe ręce, ale pierwszy oficer był szerszy w barach i potężniejszy. Althea wstrzymała oddech. Wtedy Lawon spuścił wzrok.
Arogant rozluźnił chwyt.
– Do roboty – powiedział i się odwrócił.
Niczym atakujący wąż, Lawon dobył noża i wbił go Arogantowi w plecy.
– A masz! – zaryczał.
Althea rzuciła się do Aroganta, który się zachwiał i zacisnął z bólu powieki. Lawon dwoma krokami dotarł do relingu.
– Zatrzymajcie go! On nas zdradzi! – rozkazała Althea.
Kilku marynarzy rzuciło się do niego; myślała, że go pochwycą. Kątem oka spostrzegła, że Lawon skacze.
– Niech to szlag! – zawołała i odwróciła się.
Ku jej przerażeniu marynarze, którzy skoczyli w jego stronę, także wyskakiwali za burtę. Nie byli to tylko Tatuowani z Miasta Wolnego Handlu, ale i inni; skakali za Lawonem przez reling jakby byli rybami płynącymi w górę rzeki na tarlisko. Usłyszała plusk wody. Lawon zdradzi ich w Łupigrodzie. Lojalna załoga wpatrywała się w płynących.
– Zostawcie ich – rozkazał chrapliwie Arogant. – Musimy się stąd wydostać, a lepiej nam będzie bez nich.
Puścił ramię Althei i stanął prosto.
Z niedowierzaniem patrzyła, jak sięga do tyłu i wyciąga sobie z pleców nóż Lawona. Cisnął go na pokład z przekleństwem.
– Jak bardzo cię zranił? – zapytała.
– Nie myśl teraz o tym. Nie uderzył głęboko. Zagoń załogę do roboty, a ja porozmawiam z „Niezrównanym”.
Pośpieszył na fordek, nie czekając na jej odpowiedź. Althea odprowadziła go wzrokiem, po czym odetchnęła i zaczęła energicznie wydawać rozkazy, by statek ruszył z miejsca. Usłyszała, jak Arogant wydaje rozkaz na pokładzie dziobowym.
– Statku! Zamknij się! To rozkaz.
O dziwo, „Niezrównany” posłuchał. Reagował i na ster, i na liny holownicze podane na łodzie, w których marynarze gorączkowo wiosłowali, by go obrócić. Pomagały im leniwe wody laguny i wiatr. Zajmując się swoją pracą, Althea modliła się, by „Niezrównany” trzymał się kanału i bezpiecznie wypłynął z wąskiej rzeki. Na nocnym wietrze ich żagle rozkwitły niczym rozwijające się pąki. Uciekali z Łupigrodu.
ROZDZIAŁ 15
Biały wąż miotał się między ponurością i sarkazmem, nie dając pozostałym ani chwili odpoczynku. Nie chciał wyjawić swego imienia. Powiedział, że imiona nie mają już znaczenia dla umierających gadów. Kiedy Tellur nalegał, by podał jakieś imię, którym mogliby go nazywać, biały wreszcie warknął:
– Padlina. Padlina to jedyne imię, jakiego potrzebuję, a wkrótce będzie także i waszym. Jesteśmy martwymi istotami, które się jeszcze poruszają, zgniłym mięsem, które jeszcze nie znieruchomiało. Nazywajcie mnie Padliną, a ja będę nazywał każdego z was Truchłem.
Dotrzymał słowa i tak się do nich zwracał. Stanowiło to stałe źródło irytacji. Sessurea żałował, że w ogóle się na niego natknęli, nie mówiąc już o wydobyciu z niego opowieści o Tej, Która Pamięta.
Nikt mu nie ufał. Kradł jedzenie tym, którzy je schwytali. Nagłym ukąszeniem lub smagnięciem ogona zaskakiwał inne węże tak, że upuszczały swą ofiarę, którą następnie sam chwytał. Podczas snu wydzielał z grzywy toksyny zabijające ryby. Było to tym bardziej denerwujące, że sypiał w środku wężowiska. Kieresz przytrzymywał go podczas snu, żeby nie próbował uciec nocą.
Za dnia musieli podążać za nim. Znajdował wszelkie możliwe sposoby drażnienia reszty kłębowiska. Albo się wlókł, często się zatrzymując, by posmakować prądu i zastanawiać się głośno, czy wie, dokąd zmierza, albo nadawał duże tempo i nie zwracał uwagi na protesty i prośby o odpoczynek. Kieresz zawsze podążał tuż za nim, lecz dawało mu się to we znaki.
Padlina prawie cały czas prowokował Kieresza, by ten go zabił. Przybierał obraźliwe pozy; stale sączył jad i nie okazywał Kiereszowi szacunku. Gdyby decyzja należała do Szarpii, udusiłaby białego węża przed wieloma dniami, lecz Kieresz hamował swoją wściekłość, nawet kiedy nieszczęśnik drażnił go i szydził z jego marzenia – młócił wtedy wściekle wodę, a jego złociste fałszywe oczy lśniły nad powierzchnią morza niczym słońce. Nie kusił białego groźbami; Padlina zbyt mocno pragnął własnej śmierci.
Jego najokrutniejszą torturą było to, że ukrywał wspomnienia otrzymane od Tej, Która Pamięta. Kiedy wężowisko układało się na noc do snu, przytwierdzając się blisko siebie do dna, poszczególne węże rozmawiały ze sobą i dzieliły się fragmentami wspomnień ze swego smoczego dziedzictwa. Często coś, czego brakowało jednemu, miał inny, i w ten sposób ich wspomnienia tworzyły poprzecierane gobeliny. Czasami samo wymienienie jakiegoś imienia wywoływało lawinę zapomnianych fragmentów u innego węża. Lecz Padlina nigdy w tym nie uczestniczył i kiedy inni przedzierali się po omacku przez swoje zmęczone myśli, uśmiechał się znacząco. Wydawało się, że gdyby zechciał, zawsze mógłby ich oświecić. Za to Szarpia gorąco pragnęła go zabić.