– Kieresz z Kłębowiska Kieresza wita cię, o Ta, Która Pamięta.
Spojrzeniem wielkich miedzianych oczu omiótł jej zniekształcone ciało. Zawirowały raz, być może z niepokojem albo współczuciem, ale zaraz znieruchomiały. Pokazał zęby jadowe. Delikatnie uderzyła w nie swoimi kłami, a jego grzywa zesztywniała. Jego kłębowisko, przyzwyczajone do jego toksyn, będzie najbardziej wrażliwe na jej toksyny połączone z wydzieliną Kieresza. Miał zasadniczą rolę do odegrania w tym budzeniu. Ta, Która Pamięta wypuściła w kierunku jego otwartego pyska niewielką porcję jadu, zobaczyła, jak wąż go przełyka, i obserwowała jego reakcję. Oczy wirowały mu powoli, a przez grzywę przeszła fala barw od fioletu do różu. Zaczekała, aż jego ciało się dostosuje, a potem niemal leniwym ruchem splotła się z nim. Zgodnie z obyczajem poddał się jej.
Dopasowała się do niego, czując, jak śluz z jego skóry miesza się z jej śluzem. Znieruchomiała na chwilę i zamknęła oczy, a jej ciało zrównoważyło kwasy. A potem w ekstazie pamiętania splątała grzywę z jego grzywą, pobudzając oboje do wypuszczenia zmieszanej chmury jadów. Wstrząs spowodowany smakiem toksyny nie wydzielonej przez nią samą niemal ją ogłuszył.
I wtedy nocny świat się wyostrzył. Znała każdego węża w tym kłębowisku tak samo, jak on. Wchłonęła jego splątane wspomnienia wielu migracyjnych pielgrzymek i uporządkowała je dla niego. Nagle poznała wędrówki zaginionego pokolenia. Współczucie przeszyło jej duszę. Tak mało samic pozostało, a wszystkie ich ciała są wiekowe. Ich dusze przez dziesięciolecia były uwięzione w ciałach mających służyć im tylko przez krótki czas. Mimo że jednak jej serca przepełniała litość, zagłuszyło ją tryumfalne trąbienie spowodowane dumą. Mimo wszystko jej rasa przeżyła. Te węże pokonały wszelkie przeszkody. W jakiś sposób zakończą migrację, uprzędą kokony i wyjdą z nich jako smoki. Na niebie znów się pojawią Władcy Trzech Królestw.
Poczuła, jak duch Kieresza splata się z jej duchem.
– Tak!
Jego trąbienie oznaczające zgodę było dla niej sygnałem. Tchnęła mu toksynami w paszczę. Nie szamotał się, lecz ochoczo zanurzył się w nieświadomość, oddając swój umysł na skarbnicę wspomnień jego gatunku. Mocno ściskała jego długie ciało, bijąc ogonem. Powoli, z wielkim wysiłkiem, zaczęła obracać ich oboje w rozszerzającym się kręgu toksyn. Jak przez mgłę dostrzegła, że powoli docierają do czekających, zawieszonych w wodzie węży. Zesztywniały w uścisku jej uroku, a potem zaczęły odruchowo poruszać płetwami, by utrzymać się w tym samym miejscu, otwierając zarazem umysły na skarby wspomnień. Ta, Która Pamięta była mała, kaleka i męczyła się o wiele za szybko. Miała nadzieję, że jej worki jadowe zawierają dość trucizny dla nich wszystkich. Rozwarła szczęki jeszcze szerzej i napięła mięśnie, wyrzucające toksyny z grzywy; pracowała nimi spazmatycznie jeszcze długo po całkowitym opróżnieniu worków. Pozbawiona jadu, mozoliła się dalej, obracając siebie i Kieresza, by zmieszane toksyny dotarły do wszystkich węży. Trudziła się i trudziła, mimo że instynkt już jej nie poganiał, świadomie zmuszając swe ciało do krańcowego wysiłku.
Uświadomiła sobie, że Kieresz coś do niej mówi. Teraz on ją podtrzymywał. Była wyczerpana. Poruszał się razem z nią, wymuszając ruch wody w jej skrzelach.
– Dosyć – powiedział łagodnie. – Już dosyć. Odpocznij. Ty, Która Pamięta, Kłębowisko Kieresza to teraz My, Którzy Pamiętamy. Dopełniłaś swego obowiązku.
Bardzo pragnęła odpocząć, lecz jeszcze udało się jej ich ostrzec.
– Obudziłam jeszcze kogoś. Srebrzysta przyznaje się do pokrewieństwa z nami. Nie ufam jej, chociaż być może tylko ona zna drogę do domu.
Woda kipiała od węży. Podczas wszystkich lat spędzonych na morzu Bystry nigdy nie widział czegoś takiego. Ich chóralne trąbienie obudziło go przed świtem. Kłębiły się wokół jego żywostatku. Unosiły olbrzymie grzywiaste łby i przyglądały się mu z ciekawością. Ich długie ciała rozcinały wodę tuż przed dziobem Błyskawicy i znaczyły jej kilwater. W świetle poranka lśniły ich zdumiewające kolory. Wielkie oczy wirowały niczym koła ogniste.
Bystry czuł, że to on jest celem tych spojrzeń. Stał na fordeku i patrzył, a Błyskawica brylowała wśród tych dziwnych zalotników. Węże wznosiły się nad wodę, niektóre niemal do samego galionu, by się mu przyjrzeć. Niektóre patrzyły w milczeniu, inne trąbiły albo gwizdały. Kiedy Błyskawica wyśpiewywała im odpowiedź, ogromne głowy nieuchronnie zwracały się ku Bystremu. Człowieka, który już stracił jedną nogę w starciu z zachłannym wężem, te spojrzenia wytrącały z równowagi. Mimo to Bystry nie ruszał się z miejsca i nadal się uśmiechał.
Za nim ludzie pracowali na pokładzie i w takielunku z większą niż zwykle ostrożnością. Pod nimi czaiła się podwójna śmierć od wody i kłów. Nie miało żadnego znaczenia, że węże nie okazywały wobec statku agresji. Ich ryki i przewalanie się mogły zastraszyć każdego. Tylko Etta sprawiała wrażenie, że pozbyła się strachu przed tymi stworami. Z szeroko rozwartymi oczyma i zarumienionymi policzkami przywarła do relingu i chłonęła wzrokiem widowisko.
Za nią stał Prawy z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
– Co do ciebie mówią i co im odpowiadasz? – zwrócił się do statku.
„Vivacia” zerknęła na niego wyniośle i na oczach Bystrego chłopiec wzdrygnął się, jakby czymś ukłuty. Zbladł nagle, po czym na trzęsących się nogach odszedł chwiejnie od relingu. Bez słowa opuścił niepewnym krokiem fordek, niewiele widząc. Bystry zastanawiał się przez chwilę, czyby nie zażądać wyjaśnienia, ale postanowił nic nie mówić. Nie poznał jeszcze w pełni Błyskawicy i nie chciał ryzykować, że ją obrazi. Twarz galionu przez cały czas zachowywała przyjemny wyraz.
– To, co mówią, nie dotyczy ludzi – odezwała się Błyskawica do Bystrego. – Mówią o marzeniach węży, a ja je zapewniam, że mam takie same. To wszystko. Teraz podążą za mną i będą robić, co im każę. Wybierz swoją ofiarę, kapitanie Bystry. Odetną ją i dogonią dla ciebie jak wataha wilków oddzielająca byka od stada. Powiedz, dokąd popłyniemy, a wszystko na naszej drodze wpadnie w twoje ręce niczym dojrzałe owoce.
Rzuciła mu tę ofertę niedbale. Bystry usiłował przyjąć ją ze spokojem, lecz natychmiast pojął, co ona oznacza. Mógłby swobodnie rabować nie tylko statki, ale osady, a nawet miasta. Spojrzał na swoją tęczową eskortę i wyobraził sobie, jak się kłębi w Zatoce Kupieckiej czy w porcie samej Jamaillii. Węże mogłyby stworzyć blokadę, która wstrzymałaby handel. Mając na swoje rozkazy flotyllę węży, mógłby kontrolować cały ruch w Kanale Wewnętrznym. Błyskawica dawała mu panowanie nad całym wybrzeżem.
Zobaczył, że obserwuje go kątem oka. Doskonale wiedziała, co mu proponuje. Podszedł bliżej i powiedział tak, by usłyszała go tylko ona:
– A ile będzie mnie to kosztowało? Tylko „to, o co mnie poprosisz, kiedy mnie poprosisz”?
Jej czerwone wargi wygięły się w słodkim uśmiechu.
– Właśnie tak.
Minął czas wahania.
– Dostaniesz to – zapewnił ją cicho.
– Wiem – odparła.
– Co ci dolega? – zapytała z rozdrażnieniem Etta.
Zaskoczony Prawy podniósł na nią wzrok.
– Słucham?
– A słuchaj sobie! – Pokazała zniecierpliwionym gestem na planszę do gry rozłożoną na niskim stoliku między nimi. – Twój ruch. Zdążyłam zaobrębić tę dziurkę. Kiedy podnoszę wzrok, siedzisz, gapiąc się w latarnię. Więc co ci dolega? Ostatnio na niczym nie potrafisz się skupić.