Była tylko lekko zaskoczona, kiedy przyłączył się do niej Kieresz Złocisty. Nie zawracał sobie głowy ukrywaniem swoich zamiarów.
– Chcę wiedzieć więcej – oznajmił. Nieznacznym ruchem kryzy wskazał statek, któremu towarzyszyli. – Mówi nam, żebyśmy byli cierpliwi, że jest tu po to, by nas chronić i zaprowadzić do domu. Sprawia wrażenie, że dużo wie o tym, co się wydarzyło od czasu, kiedy smoki królowały w powietrzu, ale wyczuwam, że ukrywa przed nami tyle samo, ile nam mówi. Wszystkie moje wspomnienia mówią mi, że powinniśmy wpłynąć do rzeki wiosną. Teraz pokazuje nam zęby zima, a ona wciąż radzi nam czekać. Dlaczego?
Podziwiała jego bezpośredniość. Nie przejmował się, że statek wie o tym, że Ta, Która Pamięta nie bardzo chce mu zaufać. Ona jednak wolała być bardziej subtelna.
– Musimy zaczekać i to odkryć. Na razie statek jest sprzymierzony z dwunogami. Twierdzi, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, wykorzysta ich do pomocy. Dlaczego więc drży w obecności tego szczególnego dwunoga?
Statek nie dawał żadnego znaku, że jest świadom ich podwodnej rozmowy. Ta, Która Pamięta wyczuła nieznaczną zmianę w wodzie przepływającej przez jej skrzela. Obok strachu pojawił się teraz gniew. Pozbawione swego właściwego kształtu ciało smoczycy wciąż usiłowało wytwarzać jad świadczący o jej emocjach. Ta, Która Pamięta napięła swe worki jadowe. Niewiele się w nich znajdowało; trzeba dużo czasu, zanim jej ciało odnowi swe zasoby. Mimo to szeroko rozwarła szczęki, wchłaniając słabe toksyny Błyskawicy, po czym odpowiedziała swoimi. Dostosowała się do statku, by móc lepiej go rozumieć.
Nad nimi dwunóg ścisnął reling. Właściwie położył dłonie na ciele smoka. Ta, Któta Pamięta poczuła drżenie statku i całkowite przeniesienie jego uwagi na chłopca.
– Dobry wieczór, „Vivacio”.
Głos Prawego tłumiła woda i odległość, lecz dotyk jego dłoni na relingu wzmacniał znaczenie wypowiadanych przez niego słów. Niosło się ono poprzez kości statku do Tej, Która Pamięta. „Znam cię”, mówił ten dotyk. Wymieniając imię, którym Błyskawica gardziła, zagarniał pewną jej część. I słusznie, uznała Ta, Która Pamięta mimo oporu, jaki statek stawiał chłopcu.
– Odejdź, Prawy.
– Mógłbym, ale na niewiele ci się to zda. Wiesz, co robiłem, „Vivacio”? Medytowałem. Sięgałem w głąb siebie. I wiesz, co odkryłem?
– Swoje bijące serce?
Statek dotknął go z gruboskórnym okrucieństwem. Ta, Która Pamięta poczuła, jak dłonie chłopca zaciskają się mocniej, kiedy jego serce zgubiło równy rytm.
– Przestań – powiedział łamiącym się głosem. – Proszę cię – dodał. Statek niechętnie dał mu spokój. Prawy przywarł do relingu. Kiedy uspokoił mu się oddech, powiedział cicho: – Dobrze wiesz, co znalazłem, kiedy zajrzałem w głąb siebie. Znalazłem ciebie. Splecioną ze mną ciałem i duszą. Stanowimy jedność, statku, i nie możemy się nawzajem oszukiwać. Znam ciebie, a ty znasz mnie. Żadne z nas nie jest tym, czym twierdzimy, że jesteśmy.
– Mogę cię zabić – warknął statek.
– Wiem. Ale nie pozbyłabyś się mnie w ten sposób. Jeśli mnie zabijesz, nadal będę częścią ciebie. Sądzę, że o tym też wiesz. Chcesz mnie wygonić, statku, ale chyba nie mógłbym odejść tak daleko, żeby przerwać tę więź. Tylko bym sprawił, że oboje bylibyśmy nieszczęśliwi.
– Chętnie zaryzykuję.
– A ja nie – odparł łagodnie Prawy. – Proponuję inne rozwiązanie. Zaakceptujmy to, czym się staliśmy, i przyjmijmy wszystkie części nas samych. Jeśli przestaniesz wypierać się swojego człowieczeństwa, ja zaakceptuję smoka i węża w sobie. W nas – dodał z namysłem.
Wraz z chlupotem wody przemijała cisza. Coś powoli narastało w statku, niczym jad w kolczastej grzywie węża. Kiedy jednak smoczyca przemówiła, jej głos ociekał goryczą niczym ropą z pękniętego wrzodu.
– Niezły moment sobie wybrałeś na tę propozycję, Prawy Vestricie. Niezły moment.
Uderzyła go jak smok odpędzający irytującego pasożyta. Dwunóg upadł na jej pokład. Na deski kapały z jego nozdrzy krople krwi. Chociaż statek zaryczał wyzywająco, deski wchłonęły czerwoną substancję i przyjęły Prawego w siebie.
ROZDZIAŁ 16
Bras odetchnął spazmatycznie i otworzył oczy na ciemność. Śniła mu się smoczyca uwięziona w swojej trumnie. Ten sen wciąż potrafił przyprawić go o gwałtowne bicie serca i sprawić, że cały spływał potem. Bras leżał nieruchomo, ciężko dyszał i przeklinał smoczycę oraz wspomnienia, które mu zostawiła. Powinien spróbować znów zasnąć. Niedługo rozpocznie się jego zmiana i Bras będzie żałował snu, który odebrał mu koszmar. Wstrzymał oddech i wsłuchał się w basowe chrapanie Graga oraz lżejszy oddech Seldena. Wiercił się niespokojnie, usiłując znaleźć sobie wygodniejszą pozycję w przepoconej pościeli. Cieszył się, że ma całe łóżko dla siebie; wiele innych osób spało z kimś innym. Przez ostatnie dni do domu Tenirów napłynęło tak wielu ludzi, że mieścił teraz w sobie przekrój społeczności Miasta Wolnego Handlu.
Świeżo powstały sojusz Pierwszych i Nowych Kupców, niewolników oraz przybyszów z Trzech Statków niemal umarł przy porodzie. Ta sama grupa, która zebrała się przy stole Tenirów, przybyła śmiało wraz z kilkoma przedstawicielami Nowych Kupców do dworu Nowela i zażądała wpuszczenia do środka. Szpiedzy już wyśledzili, że znajdują się tam pozostali przywódcy Rady Miasta Wolnego Handlu. Przyszło też kilku co bardziej zaciekłych zwolenników Roeda; Bras zadawał sobie pytanie, czy przypadkiem nie kładą głów pod topór. Kiedy jednak do drzwi wejściowych podeszła Serilla, sprawiała wrażenie spokojnej. Tuż za jej lewym ramieniem patrzył spode łba Roed Caern. Mimo jego zmarszczonych brwi i gniewnego mamrotania, Towarzyszka uprzejmie zaprosiła wszystkich do środka na „nieformalną dyskusję o sytuacji w Mieście Wolnego Handlu”. Kiedy jednak zgromadzili się z zażenowaniem przy stole rozmów, w leżącym poniżej mieście rozległ się dźwięk trąbek i dzwonów alarmowych. Wybiegając na zewnątrz, Bras myślał ze strachem o zdradzie. Strażnik na dachu zawołał, że do Zatoki Kupieckiej zbliża się flotylla statków z Krainy Miedzi. Roed Caern dobył szabli, krzycząc, że Nowi Kupcy wtargnęli na to spotkanie w nadziei pozbycia się za jednym zamachem całego prawowitego przywództwa Miasta Wolnego Handlu podczas ataku swoich sprzymierzeńców z Krainy Miedzi. Wraz ze swoimi zwolennikami rzucił się na wysłanników Nowych Kupców jak wściekły pies; nagle zaczęły błyskać noże, których wszyscy obiecali nie przynosić.
Pierwsza krew związana z atakiem Krainy Miedzi została przelana na progu domu Nowela. O przewodniczących Rady Kupców dobrze świadczyło, że przeciwstawili się Roedowi i powstrzymali jego oraz jego ludzi przed zmasakrowaniem delegatów przybyszy z Trzech Statków, Tatuowanych i Nowych Kupców. Zebrani uciekli przed szaleństwem Roeda i popędzili do własnych domów i rodzin, by bronić je przed najeźdźcami. Rozegrało się to przed trzema dniami.
Mieszkańcy Krainy Miedzi przybyli licznie jak ryby na tarło. Żaglowce i galery zajęły port, wypluwając z siebie wojowników na plaże i nabrzeża; pokonali oni zdezorganizowanych mieszkańców Miasta Wolnego Handlu i zajęli „Pojętnego”. Doborowa załoga wypłynęła nim z portu, chociaż żywostatek holowany przez łódki obsadzone marynarzami z Krainy Miedzi walczył i bronił się kołysaniem. Dalszych losów statku i jego załogi Bras nie znał. Zastanawiał się, czy mogłaby go ona zmusić do popłynięcia rzeką do Trehaug. Czy zachowała członków jego rodzinnej załogi przy życiu, żeby wykorzystać ich jako zakładników w razie nieposłuszeństwa Pojętnego?