Sierść Naydrad zaczęła się marszczyć w sposób zwiastujący, że siostra zamierza coś powiedzieć, ale wejście owej osoby, która na pewno nie była pacjentem, położyło kres debacie o etyce.
O’Mara po kolei skinął głową wszystkim zebranym i usiadł w swoim, jak najbardziej ludzkim fotelu. Zaczął całkiem niewinnie:
— Zanim wam powiem, po co zaprosiłem dzisiaj majora Fletchera, i zapoznam z waszym nowym przydziałem, o którym niewątpliwie sporo już wiecie, muszę wspomnieć o niemedyczym tle całej sprawy. Może to być niełatwe, gdyż nie wiem, jaką jeszcze macie wiedzę poza tą związaną z waszymi specjalnościami. Gdyby się okazało, że poruszam sprawy zbyt trywialne, puszczajcie je mimo uszu, aż dojdę do tego, co będzie dla was nowe.
— Słuchamy pana pilnie, przyjacielu O’Mara — powiedział Prilicla, jak to on.
— Przynajmniej na razie — dodała Naydrad, jak to ona.
— Siostro Naydrad! — wybuchnął major Fletcher, czerwieniejąc na twarzy. — Proszę nie zapominać o szacunku należnym starszemu oficerowi. Uprzedzam, że nie będę tolerował podobnych zachowań na moim statku, podobnie jak nie…
O’Mara uniósł dłoń.
— Nikt mnie tu nie obraził, majorze. Pan też nie powinien czuć się urażony. Dotychczas nie miał pan bliższych kontaktów z obcymi, jest pan zatem usprawiedliwiony. Sądzę też, że zmieni pan swe podejście, poznawszy tok myślenia i szczególne zachowania istot, z którymi przyjdzie panu pracować.
Siostra przełożona Naydrad jest Kelgianką — ciągnął naczelny psycholog — istotą przypominającą nam gąsienicę, a jej najbardziej charakterystyczną zewnętrzną cechę stanowi porastające całe ciało srebrzyste futro, które jak pan na pewno zauważył, jest w ciągłym ruchu — wyjaśniał O’Mara uprzejmym i tym samym niezwykłym jak na niego tonem. — Całkiem, jakby wiatr je czesał. Te poruszenia są mimowolne i wiążą się ze stanem emocjonalnym Kelgian. Dokładny mechanizm tego zjawiska nie jest znany nawet im, jednak przyjmuje się powszechnie, że poruszenia sierści zastępują tym istotom zdolność takiego modulowania tonu wypowiedzi, jaka jest właściwa naszej mowie. W ten sposób Kelgianie przekazują sobie emocjonalny podtekst wypowiedzi. Zawsze zatem mówią dokładnie to, co myślą, przynajmniej w odniesieniu do innych Kelgian. Nie potrafią inaczej. O ile doktor Prilicla jest zdolny w pewnych sytuacjach tak przykroić prawdę, żeby usunąć z niej niemiłe treści, siostra przełożona Naydrad niezmiennie będzie do bólu szczera, i to niezależnie od rangi czy odczuć tego, z kim rozmawia. Przywyknie pan, majorze. Jednak nie po to was wezwałem, aby wam dać wykład o Kelgianach. Najpierw muszę przypomnieć kilka faktów dotyczących Federacji Galaktycznej…
Na ekranie za jego plecami pojawił się nagle trójwymiarowy obraz podwójnej spirali Galaktyki z zaznaczonymi największymi skupiskami gwiezdnymi. Obok widać było skraj sąsiedniej galaktyki, umieszczonej znacznie bliżej, niż nakazywałaby przyjęta skala. Ujrzeli, jak w brzegowym rejonie Galaktyki zaczęły się pojawiać krótkie żółte linie łączące Ziemię i wczesne ziemskie kolonie oraz układy Orligii i Nidii, dwóch pierwszych poznanych obcych cywilizacji. Kolejna wiązka linii opisała światy zamieszkane albo poznane przez Tralthańczyków.
Wszystko przebiegało bardzo szybko, chociaż w rzeczywistości musiało minąć kilka dziesięcioleci, zanim Orligianie, Nidiańczycy, Tralthańczycy i Ziemianie zaczęli nawiązywać prawdziwą współpracę. W tamtych czasach wszyscy byli dość podejrzliwi i parę razy mało brakowało, aby doszło do wojny.
Siatka żółtych linii coraz bardziej gęstniała, ukazując, jak zaczęto nawiązywać kontakty, z czasem również handlowe, z zaawansowanymi i okrzepłymi kulturami Kelgian, Illensańczyków, Hudlarian i Melfian. Nie był to obraz przejrzysty ani uporządkowany. Niekiedy linie nurkowały do centrum Galaktyki, po czym zawijały się ku krawędzi, przeplatały się nad galaktycznymi biegunami, wypuszczały się nawet w przestrzeń międzygalaktyczną ku światom Ianów, chociaż w tym akurat wypadku to Ianowie pierwsi nawiązali kontakt. Gdy połączyły już wszystkie światy Federacji, wszystkie planety, o których wiedziano, że zamieszkują je istoty rozumne, które wytworzyły technologicznie albo inaczej rozwinięte cywilizacje, powstała z tego plątanina przypominająca coś pośredniego między łańcuchem DNA a krzakiem jeżyny.
— Dotychczas członkowie Federacji spenetrowali tylko drobny fragment Galaktyki i jesteśmy obecnie w sytuacji kogoś, kto ma przyjaciół w odległych krajach, ale nie wie, kto mieszka przy sąsiedniej ulicy — ciągnął O’Mara. — Oczywiście przyczyną jest to, że podróżnicy spotykają się częściej niż ci, którzy nigdy nie wychodzą z domu. Łatwiej też podróżnikom wymieniać adresy i umawiać się na regularne wizyty.
W normalnych warunkach, gdy znane były dokładne współrzędne, nadprzestrzenna podróż na drugi koniec Galaktyki nie różniła się technicznie niczym od podróży do sąsiedniego układu gwiezdnego. Tyle że dla ustalenia współrzędnych należało najpierw znaleźć te zamieszkane światy, które chciałoby się odwiedzić, a to nie była sprawa łatwa.
Wprawdzie bez przerwy prowadzono badania mające wypełnić niektóre białe plamy na mapach Galaktyki, ale przebiegały one bardzo powoli i nie przynosiły specjalnych sukcesów. Po pierwsze, gwiazdy z planetami były zjawiskiem bardzo rzadkim. Jeszcze rzadziej zdarzało się, aby na którejś z tych planet rozwinęło się życie. Gdy więc podczas poszukiwań trafiano na życie inteligentne, wszystkie światy Federacji ogarniała radość tak wielka, że nikt nie myślał już nawet o zagrożeniach ze strony nowo odkrytych istot dla Pax Galactica. Zaraz potem wysyłano specjalistów Korpusu, aby podjęli mrówcze i niebezpieczne dzieło przygotowania gruntu pod kontakt.
Ekipy kontaktowe stanowiły elitę Korpusu Kontroli. W skali całej organizacji nie było ich wiele, ale nikt nie mógł się z nimi równać w znajomości filozofii, psychologii i metod komunikowania się obcych. Niezależnie od rozwoju tych służb wszyscy ich członkowie byli wiecznie przepracowani.
— Przez ostatnie dwadzieścia lat trzykrotnie nawiązaliśmy kontakt z nie znanymi nam dotąd istotami i za każdym razem owe istoty wyraziły chęć przystąpienia do Federacji — ciągnął O’Mara. — Nie będę zanudzał was szczegółami dotyczącymi liczby użytych w operacjach jednostek, zaangażowanego personelu czy wykorzystanych środków ani szokować was kosztami całości. Wspomnę tylko, że w tym samym czasie, gdy Korpus osiągnął sukcesy w trzech operacjach, nasz Szpital, który wtedy właśnie zaczął przyjmować pacjentów, bardzo się przyczynił do skłonienia aż siedmiu nowych ras, aby stały się członkami Federacji. Udało się to osiągnąć nie dzięki powolnemu i cierpliwemu budowaniu porozumienia aż do etapu pozwalającego na swobodny przepływ idei, ale udzielaniu medycznej pomocy chorym obcym.
Naczelny psycholog spojrzał po kolei na wszystkich rozmówców i bez pomocy Prilicli poznał, że przykuł ich uwagę. Podjął zatem wątek:
— Upraszczam to oczywiście, bo przecież lecząc obcych, trafiacie na wiele rozmaitych problemów, korzystacie też z pomocy specjalistów Korpusu utrzymujących główny translator Szpitala, drugi największy komputer w znanym nam wszechświecie. Sam Korpus też uratował wiele istot. Jednak nie można zaprzeczyć, że to właśnie wy, lekarze, daliście obcym najlepszy dowód dobrej woli Federacji i wyraziliście czynem to, co w innym razie trzeba by długo i pracowicie przekładać na słowa. Stąd właśnie postanowiono zmienić nieco zasady nawiązywania pierwszego kontaktu…