Выбрать главу

Pierwsze trzy opowiadania cyklu wzbudziły zainteresowanie pracującego dla Ace Double Dona Wollheima. Liczyły łącznie około czterdziestu pięciu tysięcy słów, objętość odpowiadała wydawnictwu, jednak nic z tych planów nie wyszło.

W kolejnym utworze cofnąłem się do czasu budowy Szpitala, a jego bohaterem był O’Mara, późniejszy naczelny psycholog. Zaraz potem powstało opowiadanie, w którym Conway zetknął się z pacjentem zdradzającym tak niepokojące i zagadkowe objawy, że mimo sugestii, a nawet poleceń przełożonych, postanowił nie podejmować leczenia pacjenta. Opowiadania te, Lekarz i Pacjent z zewnątrz, pojawiły się we wspomnianym już zbiorze Szpital Kosmiczny, który zawierał wszystkie pięć powstałych do tamtego czasu tekstów.

Myśląc o setnym numerze magazynu „New Worlds”, Ted Carnell poprosił wielu autorów, aby napisali do tego jubileuszowego wydania coś specjalnego. Odpowiedziałem na tę prośbę opowiadaniem The Apprentice, które jednak trafiło od razu do numeru dziewięćdziesiątego dziewiątego. Ted powiedział, że w setnym numerze zostało mu miejsca tylko na siedem tysięcy słów, a przysłany przeze mnie tekst był dwa razy dłuższy. Stanąłem zatem przed problemem: czy uda mi się w trzy tygodnie napisać całkiem nowe opowiadanie o Szpitalu Sektora Dwunastego?

Bardzo chciałem znaleźć się w setnym numerze razem z całą czołówką najlepszych autorów, jednak miałem pustkę w głowie. Nie potrafiłem wymyślić niczego, co wiązałoby się z obcymi, aż w desperacji postanowiłem, że przeniosę w świat obcych pewien typowo ludzki problem, który znam z własnego doświadczenia. Mam na myśli cukrzycę.

Obecnie wkłucie się cienką igłą pod skórę dla podania stosownej dawki insuliny nie jest żadnym problemem. Czasem sobie tylko przy tym jęknę z cicha. Przypuśćmy jednak, że nasz diabetyk przypomina kraba i wszystkie kończyny oraz całe cielsko pokryte ma grubym i twardym pancerzem? Oczywiście nie można mu zrobić zwykłego zastrzyku, chyba że sięgnęlibyśmy po wiertarkę Black and Decker ze sterylnym wiertłem, lecz to z czasem znacznie osłabiłoby jego zewnętrzny szkielet. Problem został jednak rozwiązany z pomocą wspaniale zbudowanej pielęgniarki (i późniejszego patologa) nazwiskiem Murchison. Opowiadanie otrzymało tytuł Countercharm i zmieściło się akurat w miejscu, którym dysponował Ted Carnell. Później zaś ukazało się jeszcze w zbiorze The Aliens Among Us.

Następny pomysł pojawił się, jeśli dobrze pamiętam, gdy po raz drugi albo trzeci czytałem Needle Hala Clementa, w wyniku czego napisałem opowiadanie o obcym VIP-ie, który skutkiem nieporozumienia ze swoim lekarzem trafił do Szpitala. Dopiero pod sam koniec Conway odkrył, że ów lekarz to kolonia inteligentnych wirusów, przemieszkująca i praktykująca w ciele pacjenta. Z tego też powodu opowiadanie dostało tytuł Resident Physician, a poza tym natchnęło mnie do napisania pierwszej i jak dotąd jedynej w cyklu powieści, Field Hospital. Potem oba utwory zostały opublikowane przez Corgi pod wspólnym tytułem Gwiezdny chirurg.

Zazwyczaj nie gustuję w opowieściach o przemocy czy bezsensownym zabijaniu, za które uważam wojnę. Jednak aby utwór zainteresował czytelnika, w fabule powinien być konflikt, co wiąże się z jakimiś, niekiedy i gwałtownymi, zmaganiami. Tyle że w medycznej science fiction w rodzaju „Szpitala Kosmicznego” owe zmagania to pośredni albo bezpośredni skutek katastrofy naturalnej, wypadku albo epidemii. Gdy zaś dochodzi do wojny, jak w Gwiezdnym chirurgu, wówczas lekarze walczą jedynie o to, by uratować cudze życie, Kontrolerzy zaś, jak przystało na dobrych policjantów, robią co mogą, aby nie tyle wygrać, ile zakończyć tę wojnę (bo na tym polega podstawowe zadanie owych strażników pokoju).

Nie ma się tu co rozwodzić nad szczegółami akcji Gwiezdnego chirurga, ale o jednym warto wspomnieć. W noweli Zawód: wojownik, która początkowo miała być czwartym utworem z cyklu i nosiła wtedy tytuł Classification: Warrior, głównym czarnym charakterem był niejaki Dermod. Ta sama postać pojawiła się później, już poważnie odmieniona, w Gwiezdnym chirurgu jako dowódca floty wojennej Korpusu Kontroli, odegrała też istotną rolę w kolejnej książce, Trudna operacja. Nie wiem, dlaczego właściwie zadałem sobie kłopot, aby powiązać w ten sposób cykl „Szpital Kosmiczny” z nowelą, która została zeń wyłączona, ale wówczas wydało mi się to bardzo ważne.

Reszta cyklu powstała dopiero po czterech latach przerwy. Było to pięć opowiadań, które podobnie jak te ze Statku szpitalnego, miały się później złożyć na powieść. Najeźdźca, Zawrót głowy, Brat krwi, Klops i Trudna operacja ukazały się po raz pierwszy w wydawanych przez Corgi „New Writings In SF”, odpowiednio w numerach 12, 14, 16, 18 i 21.

W Najeźdźcy zawiązuję akcję, wprowadzając do Szpitala niezwykłe narzędzie, nad którym można zapanować wyłącznie myślą. Wynika z tego groźne zamieszanie, aż w końcu Conway odkrywa, jak cenne może się ono stać w rękach chirurga, który w pełni wie, jak go użyć. Prowadząc rozpoznanie planety, z której to narzędzie pochodzi, Korpus Kontroli ratuje przypominającą obwarzanek istotę, która musi nieustannie toczyć się po podłożu, pozbawiona zaś tej możliwości umiera — nie ma bowiem serca i jej układ krążenia działa wyłącznie dzięki przyciąganiu planety. Opowiadanie nosiło tytuł Zawrót głowy, a postać takiego właśnie obcego podarował mi mój przyjaciel Bob Shaw, który też nadał owej planecie nazwę — Drambo.

Bob uznał za ciekawy pomysł, abym wykorzystał stworzoną przez niego istotę, która wystąpiła już w jednym z jego opowiadań. Zamierzał obserwować potem, ile czasu zajmie miłośnikom science fiction dostrzeżenie, że pewien obcy przeszedł, a właściwie przetoczył się z jednego tekstu do drugiego, napisanego przez całkiem innego autora. Jednak dotąd manewr ten nie został zauważony.

Kolejne opowiadanie cyklu zrodziło się z koncepcji powszechnie znanego wówczas angielskiego fana science fiction, Kena Cheslina. Podczas konwentu na imprezie w pokoju hotelowym (w trakcie takich właśnie, nieoficjalnych spotkań rodzą się najdziwniejsze pomysły) odezwał się do mnie, o ile pamiętam, takimi mniej więcej słowy: „James, słyszałeś, że lekarzy nazywa się czasem pijawkami? Może napisałbyś opowiadanie, w którym doktor naprawdę byłby pijawką?” I w ten sposób powstał obcy, który leczy swoich pacjentów, pobierając od nich praktycznie całą krew i oddając ją oczyszczoną z toksyn czy mikroorganizmów. Owe bardzo niepokojące dla pacjenta zabiegi opisałem w Bracie krwi. Dzięki, Ken.

O Klopsie i Trudnej operacji nie mam wiele do powiedzenia poza tym, że opisują pacjenta nie dość, że żyjącego na skażonej radioaktywnymi odpadami planecie, to jeszcze tak wielkiego, że sam zabieg medyczny niewiele się różni od lądowania w Normandii.

Następne opowiadanie, opublikowane po raz pierwszy w 22 numerze „New Writings In SF”, nosiło tytuł Ptaszek. Pomysł opisania w całości organicznego statku kosmicznego pojawił się w moim brulionie już sporo wcześniej, ale nie mogłem go wykorzystać, póki nie znalazłem sposobu rozpędzenia tego wehikułu do prędkości ucieczki. W końcu, podczas jednego z konwentów, zwierzyłem się z problemu Jackowi Cohenowi. Jack, który jest bardzo pomocny i ma wybitnie ksenobiologiczne zacięcie (a na co dzień wykłada na uniwersytecie w Birmingham, gdzie zajmuje się rozrodem zwierząt), ma tyle wyobraźni i wiedzy fachowej, że spytany o możliwość zaistnienia takiego czy innego stworzenia z kosmosu, niezmiennie przytacza przykłady ziemskich zwierząt o jeszcze dziwniejszej fizjologii. Ja usłyszałem od niego przy tej okazji o pewnym chrząszczu zwanym bombardierem, który żyje w Europie Środkowej. W razie nagłego zagrożenia wyrzuca on z tylnej części tułowia sprężony gaz, jednocześnie go zapala i dzięki wynikłemu z tego odrzutowi ląduje po chwili wiele cali dalej.