— Tu mostek. Przepraszam, że przeszkadzam, doktorze…
— Jakieś pytania, kapitanie?
— Nie, instrukcje. Porucznik Haslam i Dodds proszę natychmiast do mnie. Porucznik Chen zechce się udać do siłowni. Personel medyczny proszę o przejście w stan gotowości. Mamy wezwanie. Klasyfikacja fizjologiczna ofiar nieznana.
— Zawsze jesteśmy gotowi — powiedziała zirytowana Naydrad, falując stosownie sierścią.
— Patolog Murchison i doktora Conwaya też poproszę na mostek w dogodnej dla nich chwili.
Trzech oficerów Korpusu zniknęło momentalnie w szybie komunikacyjnym.
— Rozumiem, że z wykładami koniec. Nie będziemy już dzisiaj zamęczali kapitana zasadami klasyfikowania obcych — powiedziała Murchison i roześmiała się. — Nie jestem empatą, jak Prilicla, ale wyczuwam ogólną ulgę.
Naydrad wybulgotała coś, czego translator nie przetłumaczył. Możliwe, że był to przytłumiony kelgiański chichot.
— Mam też wrażenie — odezwała się znów Murchison — że aczkolwiek nasz kapitan nader uprzejmie dał nam wybór w kwestii czasu, wolałby nas widzieć na mostku nie za jakiś czas, ale już teraz.
— I dla takich chwil każdy chciałby być empatą, przyjaciółko Murchison — powiedział Prilicla, sprawdzając zestawy instrumentów chirurgicznych.
Na mostek przybyli nieco zdyszani, gdyż pokonali po schodni pięć pokładów. Murchison była w nieco lepszej formie niż Conway, chociaż ostatnio sporo narzekała, że niepokojąco przybywa jej kilogramów w dolnych partiach ciała. Dotąd zwracała uwagę przede wszystkim zgrabnie rozbudowanymi górnymi regionami i takie przemieszczenie środka ciężkości od lat jej się nie zdarzyło. Gdy stanęli na mostku i rozejrzeli się po małym zaciemnionym pomieszczeniu, w którym jedynie blask światełek kontrolnych pozwalał dojrzeć twarze obecnych, kapitan wskazał na dwa wolne fotele i polecił im dobrze zapiąć pasy.
— Nie potrafimy dokładnie określić współrzędnych boi alarmowej — zaczął bez wstępów. — Odbieramy zbyt wiele zakłóceń od okolicznych gwiazd tworzących młode i bardzo aktywne skupisko. Sądzę jednak, że ten sam sygnał został odebrany również przez inne, bliższe miejscu zdarzenia placówki Korpusu. Zapewne przekażą one Szpitalowi dokładne namiary jeszcze przed naszym pierwszym skokiem. Z tego powodu zamierzam podejść do punktu skoku z przyspieszeniem jeden G, a nie jak zazwyczaj — cztery. Stracimy przez to pół godziny, ale znacznie więcej czasu zaoszczędzimy na późniejszych poszukiwaniach. Rozumiecie?
Conway skinął głową. Wiele razy zdarzało mu się czekać na pilną transmisję nadprzestrzenną mającą dostarczyć informacji o naturalnym środowisku nowych pacjentów i nieraz nie mógł odczytać zniekształconego gwiezdnym szumem przekazu, chociaż szpitalne odbiorniki nie były gorsze od tych, które montowano w większych bazach Korpusu, i setki razy bardziej czułe niż pokładowe moduły łączności. Jeśli odbiorą jakikolwiek sygnał z koordynatami obcego statku, w ciągu kilku sekund przefiltrują go, oczyszczą i przekażą na Rhabwara.
Będzie to oczywiście miało sens przy założeniu, że statek szpitalny nie opuści za wcześnie normalnej przestrzeni.
— Wiemy cokolwiek o rejonie katastrofy? — spytał Conway, starając się ukryć irytację spowodowaną potraktowaniem go jak kompletnego laika. — Może w pobliżu są układy planetarne, których mieszkańcy mogliby nam udzielić wskazówek co do fizjologii potencjalnych rozbitków?
— Nie sądzę, żeby przy tak pospiesznej operacji był czas na poszukiwanie przyjaciół tych nieszczęśników — stwierdził kapitan.
Conway potrząsnął głową.
— Zdziwi się pan, kapitanie. Z praktyki wiemy, że jeśli pasażerowie jednostki nie giną od razu, podczas katastrofy, mogą przeżyć we wraku wiele godzin, a nawet dni. Poza tym, jeśli nie jest pilnie konieczna interwencja chirurgiczna, znacznie lepiej otoczyć chorego nieznanego gatunku opieką paliatywną i sprowadzić lekarza, który zna ów gatunek. Tak właśnie postąpilibyśmy z Dwerlanką, gdyby jej obrażenia nie były zbyt poważne. Niekiedy wskazane jest nawet nie robić nic i zdać się na mechanizmy obronne pacjenta.
Fletcher roześmiał się, ale gdy tylko pojął, że Conway mówi poważnie, zamyślił się i zaczął postukiwać palcami w konsolę. Na wyświetlaczu obszernego stanowiska astrogacyjnego pośrodku centrali pojawił się trójwymiarowy obraz wycinka kosmosu. Pośrodku jarzyły się punkty około dwudziestu gwiazd. Trzy z nich łączyły nieruchome świetliste linie.
— Gdzieś w centrum tego obszaru znajduje się statek, którego szukamy. Na razie znamy jego pozycję z dokładnością jedynie stu milionów mil. Okolica ta nie została jeszcze spenetrowana, statki Federacji nigdy tam dotąd nie zaglądały, nie oczekiwaliśmy bowiem, żeby w tak młodej gromadzie gwiazd mogło się pojawić inteligentne życie. Zresztą na razie nic nie wskazuje na to, że ten statek pochodzi z któregoś z pobliskich światów. Chyba że miał awarię zaraz po skoku. Niemniej jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie możliwości…
— Mnie niepokoi w tym jedno — wtrąciła Murchison, wyczuwając, że lada chwila mogą być zmuszeni do wysłuchania dłuższego, specjalistycznego wykładu. — Dlaczego pobratymcy rozbitków nie próbują ich ratować? Taka obojętność nie jest normalna.
— To prawda, proszę pani — przytaknął Fletcher. — Odnotowano kilka wypadków, kiedy w ciekawych technologicznie wrakach natrafiono na wiele znalezisk materialnych, nawet pełne magazyny, a brakło śladów załogi. Przypuszczamy, że zarówno zwłoki, jak i żywych zabrały z nich macierzyste ekipy ratunkowe. Może to dziwne, ale nie spotkaliśmy jeszcze rasy, która nie okazywałaby szacunku ciałom swoich zmarłych. Nie możemy jednak też zapominać, że w skali aktywności poszczególnych gatunków katastrofy statków kosmicznych są zdarzeniami bardzo rzadkimi. Wiele cywilizacji nie opracowało zatem skutecznych sposobów udzielenia szybkiej pomocy. W skali Federacji jednakże katastrofy wcale nie są rzadkie, ponadto jesteśmy na nie przygotowani i reagujemy bardzo szybko. Po to właśnie utrzymujemy całą flotę takich statków jak Rhabwar.
— Ale rozmawialiśmy o odtworzeniu kursu, jakim szła obca jednostka — powiedział kapitan, nie dając się zbić z zasadniczego tematu wykładu. — Po pierwsze, często trzeba omijać na przykład wyjątkowo gęstą gromadę gwiezdną, czarną dziurę albo inną przeszkodę, która może wpłynąć na środowisko nadprzestrzenne. Rzadko zatem udaje się dotrzeć do celu w mniej niż pięciu skokach. Po drugie, trzeba brać pod uwagę rozmiary jednostki i liczbę pokładowych generatorów nadprzestrzennych. Małe statki z jednym tylko generatorem nie sprawiają większych kłopotów. Jednak wielki statek z czterema albo sześcioma… Wtedy wiele zależy od tego, czy przestały one działać jednocześnie, czy w jakimś odstępie czasu.
Nasze i zapewne ich jednostki są wyposażone w bezpieczniki — ciągnął Fletcher wyłączające wszystkie generatory w wypadku awarii jednego z nich. Niemniej te obwody nie zapewniają całkowitego bezpieczeństwa, ponieważ wystarczy ułamek sekundy opóźnienia, żeby znajdująca się w polu działania uszkodzonego modułu część statku wróciła do normalnej przestrzeni. Skutkuje to rzecz jasna rozdarciem kadłuba, a jego fragmenty po różnych kursach mkną szerokim stożkiem próżni. Wstrząs towarzyszący oderwaniu fragmentu jednostki powoduje zwykle awarie kolejnych generatorów i wszystko się powtarza. Szczątki takiego pechowego statku bywają rozrzucone na przestrzeni paru lat świetlnych. Dlatego też… — Urwał, gdy na panelu zamrugało jakieś światełko.
— Pięć minut do skoku, sir — rzucił porucznik Dodds.
— Przepraszam panią, wrócimy do tego później — powiedział kapitan. — Siłownia, proszę raport o stanie gotowości.