— Chyba pamiętam pewnego młodego i całkiem zielonego praktykanta, który zachowywał się bardzo podobnie — wtrąciła się Murchison. — O’Mara ciągle twierdzi, że ten lekarz przedkłada towarzystwo nieziemskich kolegów po fachu nad przestawanie z przedstawicielami własnego gatunku.
— Z jednym uroczym wyjątkiem — odparował Conway.
Murchison ścisnęła mu znacząco rękę i mruknęła, że niestety, ale w masce i skafandrze nie ma szans odpowiedzieć bardziej wylewnie, jednak im dłużej pracowali, tym trudniej było im się skoncentrować na liście kontrolnej. Natężenie emocji między nimi rosło aż do chwili, gdy odezwał się gong sygnalizujący bliski powrót do normalnej przestrzeni.
Ekran pozostał ciemny, jednak kilka sekund później dobiegł ich z głośnika głos Fletchera:
— Tu mostek. Wyszliśmy z nadprzestrzeni w pobliżu boi. Jak dotąd nie dostrzegliśmy żadnego śladu statku ani wraku. Niemniej ponieważ skok nadprzestrzenny nie pozwala na ścisłe wyznaczenie miejsca wyjścia, poszukiwana jednostka może się znajdować wiele milionów kilometrów od nas…
— Znowu zaczyna wykład — westchnęła Murchison.
— …impulsy generowane przez nasze aktywne czujniki przemieszczają się z szybkością światła, a ewentualne odbicia powracać będą z tą samą szybkością. To oznacza, że jeśli odbierzemy jakieś echo po dziesięciu minutach, odległość obiektu będzie równa połowie tej wartości wyrażonej w sekundach świetlnych i pomnożonej przez…
— Mamy kontakt, sir!
— …liczbę mil przypadających na jedną sekundę, ale widzę, że nie będzie to przesadnie wysoki iloraz. Astrogacja, proszę podać odległość i kurs. Siłownia, gotowość do pełnego ciągu na dziesięć minut. Do pielęgniarki Naydrad: proszę natychmiast przerwać kontrolę zewnętrzną. Pokład medyczny: będziecie informowani na bieżąco. Koniec.
Conway znowu zajął się noszami. Usunął z nich chlorową atmosferę i zastąpił ją sprężoną pod wysokim ciśnieniem przegrzaną parą. Gdy Naydrad wróciła w tchnącym lodowatym ziąbem skafandrze, mokrym od skraplającej się na nim pary, Conway zajmował się kontrolą silniczków noszy i układu sterowania. Pielęgniarka przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, a potem powiedziała, że gdyby ktoś jej szukał, zamierza pooddawać się teraz miłym rozmyślaniom w swojej kabinie.
Uważnie sprawdzili uprzęże w noszach. Conway wiedział z doświadczenia, że obcy rozbitkowie nie zawsze są skłonni współpracować, a niekiedy potrafią wręcz okazać agresję na widok nieznanych stworzeń zbliżających się do nich z niewiadomego przeznaczenia narzędziami. Z tego powodu nosze były wyposażone w cały szereg materialnych i niematerialnych środków unieruchamiania pacjentów, zaczynając od zwykłych pasów, przez sieci, po emitery wiązek przyciągających i odpychających o mocy wystarczającej, żeby obezwładnić nawet Tralthańczyka w końcowej fazie tańca godowego. Conway miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał stosować tych urządzeń, ale skoro były na wyposażeniu, należało je sprawdzić.
Dwie godziny minęły bez jakiegokolwiek sygnału od kapitana, ale gdy już się odezwał, miał im do przekazania coś bardzo konkretnego.
— Tu mostek. Ustaliliśmy, że mamy kontakt ze sztucznym obiektem. Podejdziemy do niego za dwadzieścia trzy minuty.
— Dość czasu, aby sprawdzić magazyn leków — orzekł Conway.
Segment podłogi uchylał się w dół, na niższy pokład, który podzielono na dwie części. W jednej mieściły się izolatki, w drugiej laboratorium połączone z apteką. Oddział mógł przyjąć do dziesięciu chorych o standardowych wymiarach i masie (czyli na przykład Ziemian albo mniejszych istot), można w nim było odtworzyć szereg różnych środowisk. Oddzielona od reszty pokładu śluzą część laboratoryjna służyła też za magazyn gazów i cieczy potrzebnych do życia wszystkim znanym rasom Federacji, w zamierzeniu miała też umożliwiać produkowanie mieszanek atmosferycznych, z którymi jeszcze się nie zetknięto. Laboratorium zostało wyposażone w narzędzia chirurgiczne pozwalające na penetrację powłok skórnych większości poznanych istot i operowanie pacjentów niemal wszystkich typów fizjologicznych.
Magazyn leków mieścił specyfiki przeciwko najczęściej spotykanym chorobom oraz objawom chorobowym, chociaż z braku miejsca nie były to wielkie zapasy. Obok zamontowano typowe wyposażenie laboratorium fizjopatologii obcych, co naprawdę nie zostawiało już wiele przestrzeni dla pracujących. Szczęśliwie Conway nigdy nie narzekał, gdy przychodziło mu spędzać czas blisko Murchison, i vice versa.
Ledwie skończyli kontrolę instrumentów, Fletcher znów się odezwał. Nim skończył mówić, obok Conwaya i Murchison pojawili się Naydrad i Prilicla.
— Tu mostek. Mamy kontakt wzrokowy z uszkodzoną jednostką. Teleskop ukazuje ją w maksymalnym powiększeniu. Widzicie to samo co my. Właśnie zwalniamy i za dwanaście minut zatrzymamy się około pięćdziesięciu metrów od obcego statku. Ostatnie minuty deceleracji proponuję wykorzystać na sprawdzenie za pomocą wiązek ściągających małej mocy charakterystyki obrotów tamtej jednostki. Spróbujemy je wygasić. Co pan na to, doktorze?
Na ekranie pojawił się najpierw blady i rozmazany okrągły kształt, który ledwie się odcinał od tła rozjaśnionego przez gęste skupisko gwiezdne. Dopiero po kilku sekundach okazało się, że to gruby metaliczny dysk wirujący niczym rzucona w powietrze moneta. Poza trzema rozmieszczonymi równomiernie na krawędzi lekkimi występami brak było innych znaków szczególnych. Obraz statku wciąż się powiększał, aż zaczął wychodzić poza ramy ekranu. Po zmniejszeniu powiększenia znowu był widoczny w całości.
Conway odchrząknął.
— Proponuję zachować ostrożność, kapitanie. Jest co najmniej jeden gatunek, który nie może żyć w bezruchu, a w przestrzeni kosmicznej musi pomagać sobie wirówkami…
— Znam technologie stosowane przez Toczki z Drambo, doktorze. To gatunek, który w naturalnych warunkach musi nieustannie się toczyć, a wszędzie indziej stosuje maszyny zapewniające mu ruch wirowy. Jego ustanie grozi zatrzymaniem funkcji życiowych. Toczki nie mają serca i krążenie jest wymuszane za pomocą siły ciążenia, toteż gdy przestają się toczyć, muszą umrzeć. Jednak ten statek nie obraca się wkoło jakiejś określonej osi. Według mnie to całkiem nie kontrolowany ruch i trzeba go wyhamować, jeśli mamy wejść do środka w poszukiwaniu rozbitków. Ale to pan jest tu lekarzem.
Dla dobra Prilicli Conway postarał się opanować irytację i odpowiedział jak najspokojniej:
— Dobrze. Proszę go wyhamować, ale ostrożnie. Nie chce pan przecież jeszcze bardziej osłabić już pewnie nadwerężonej konstrukcji. Utrata hermetyczności mogłaby zabić rozbitków.
— Zrozumiałem, wykonuję.
— Wiesz, gdybyście rzadziej próbowali udowadniać sobie nawzajem, jakimi to jesteście fachowcami, może doktorem Priliclą nie trzęsłoby tak często — powiedziała Murchison.
Byli coraz bliżej i powiększenie widocznego na ekranie statku zostało po raz kolejny zmniejszone. Jego moment obrotowy malał pod wpływem emiterów Rhabwara. Gdy obie jednostki zawisły obok siebie w bezruchu w odległości pięćdziesięciu metrów, dolna i górna powierzchnia dysku były już dobrze widoczne.
— Uszkodzony statek zachował najwyraźniej integralność struktury, doktorze — ocenił Fletcher. — Nie widać zewnętrznych zniszczeń czy awarii, nie ma też śladów uszkodzenia anten. Wstępne badanie powierzchni kadłuba wykazuje wyższą temperaturę w okolicach trzech wybrzuszeń na krawędzi. Sądząc po śladowej radiacji, tam właśnie mieszczą się generatory pola nadprzestrzennego. Czujniki wykryły też silne źródło energii w środkowej części statku i szereg pomniejszych, rozsianych po całej jednostce. Wszystkie one połączone są liniami przesyłowymi, wciąż pod napięciem. Szczegóły widać na schemacie… — Na ekranie pojawił się plan obcego statku. Urządzenia energetyczne zostały oznaczone różnymi odcieniami czerwieni, a łączące je obwody żółtymi, wykropkowanymi liniami. Po chwili wrócił poprzedni obraz. — Brak śladów ulatniających się gazów czy płynów — ciągnął kapitan — co pozwoliłoby na wstępne określenie składu atmosfery, którą oddycha załoga. Na razie nie udało nam się też odszukać wejścia. Nie ma śluz. Na kadłubie nie odkryliśmy żadnych symboli, które można by skojarzyć z wejściami, panelami kontrolnymi czy naprawczymi, zaworami służącymi do pobierania płynów technologicznych albo stosowanych w układach podtrzymywania życia. Prawdę mówiąc, nie zauważyliśmy nawet śladów napisów czy oznaczeń eksploatacyjnych albo ostrzegawczych. Brak też znaków przynależności. Nic, tylko gładki, wypolerowany metal. Różnice barwy w niektórych miejscach wynikają z tego, że płyty poszycia wykonane są z odmiennych stopów.