— Chwilę! — zawołał Conway. — Nie ma powodu, abyś umierał. Układ podtrzymania życia, twoja maszyneria, jak i podajnik żywności są sprawne i będą włączone, póki nie dotrzemy do Szpitala. Zajmiemy się tobą. Nasze możliwości znacznie przerastają to, o czym wiedzą Niewidomi…
Conway zamilkł w poczuciu bezradności. Słabo miotające się macki Obrońcy uderzały na ślepo w ściany korytarza. Istota obracała się z wolna i wyraźnie umierała. Zobaczyli, że w rozszerzającym się ujściu dróg rodnych pojawia się głowa i cztery macki potomka. Był bezwładny, gdyż związki chemiczne, które miały znieść paraliż i wygasić wadzącą w przetrwaniu aktywność korową, nie zaczęły jeszcze działać. Nagle jednak macki drgnęły i zaczęły wyciągać ciało z kanału rodnego.
Raz jeszcze nawiązali kontakt, chociaż głos Nie Narodzonego był już rozmyty i niewyraźny. Towarzyszyło mu głębokie poczucie bólu, smutku i lęku, jednak wiadomość była dość prosta, więc mimo owych szumów zdołali ją odebrać.
— Narodziny oznaczają dla mnie śmierć, przyjaciele. Mój umysł umiera, zdolności telepatyczne zanikają. Staję się Obrońcą z własnym Nie Narodzonym w łonie. Będzie rósł, zacznie myśleć i nawiąże z wami kontakt. Proszę, dbajcie o niego…
Noga kapitana była w kiepskim stanie i Conway na czas drogi powrotnej na Rhabwara zaordynował mu silne środki przeciwbólowe. Fletcher był jednak w pełni przytomny, a że podane specyfiki powodowały również daleko idące odprężenie, przez cały czas gadał jak najęty o Nie Narodzonych i Niewidomych.
— Proszę się o nich nie martwić, kapitanie — uspokoiła go Murchison. Przetransportowali Fletchera na pokład medyczny, gdzie patolog pomogła Naydrad zdjąć mu kombinezon, podczas gdy Conway i Prilicla przygotowali narzędzia potrzebne do złożenia skomplikowanego złamania. — Szpital zajmie się nimi z całą troską, może być pan pewien, chociaż już widzę minę O’Mary, gdy się dowie, że trzeba przygotować porządną salę tortur. Nie wątpię też, że pańscy koledzy od kontaktów chętnie nam pomogą w nadziei, że wciągną do współpracy dalekosiężnego telepatę…
— Ale to Niewidomi potrzebują ich najbardziej — odezwał się z przejęciem Fletcher. — Proszę tylko pomyśleć. Po milionach lat spędzonych w ciemności nagle zyskali wzrok, chociaż w każdej chwili ten dar może ich zabić.
— Zobaczymy za jakiś czas — stwierdziła z przekonaniem Murchison. — Szpital znajdzie pewnie sposób i na to. Thornnastor uwielbia takie łamigłówki. Na pewno spodoba mu się ta osobliwość… płód w płodzie. Jeśli uda nam się wyizolować związek, który zabija świadomość u Nie Narodzonych, i zneutralizować go, otrzymamy również telepatycznych Obrońców. Z wolna zdołamy zapewne ograniczyć, a w końcu wyeliminować ich potrzebę otrzymywania nieustannego lania, pewnie przestaną też zabijać i zjadać wszystko, co znajdzie się w zasięgu ich wzroku. Niewidomi zyskają bezpieczne telepatyczne oczy, których tak potrzebują, i jeśli zechcą, będą mogli ruszyć w galaktykę. — Zamilkła, pomagając Naydrad rozciąć nogawkę munduru kapitana. — Jest już gotów — zwróciła się do Conwaya.
Murchison i Naydrad stanęły obok niego, by mu asystować, a Prilicla zawisł nad Fletcherem, żeby na bieżąco uspokajać pacjenta.
— Niech się pan odpręży, kapitanie — powiedział Conway. — Niech pan zapomni na razie o Niewidomych i Obrońcach, nic im nie będzie. Pan też jest w dobrych rękach. Koniec końców zajmuje się panem starszy lekarz z najnowocześniejszego wielośrodowiskowego szpitala Federacji. A jeśli już musi się pan czymś martwić, to proszę, mam coś dla pana. — Uśmiechnął się nagle. — Minęło już chyba z dziesięć lat, odkąd ostatni raz składałem złamaną nogę Ziemianina.