Tramwaj szarpnął gwałtownie i ruszył. Kloss złożył gazetę i poszedł na przedni pomost. Nie znał Wrocławia, ale przestudiował dokładnie plan miasta; to mu na ogół wystarczało. Jeszcze dwa skrzyżowania i powinien wysiąść. Stamtąd – parę minut do mieszkania Horsta Kuschki.
Poller przesunął właśnie krzesło na środek pokoju. Nogi wyciągnął daleko przed siebie i oglądał uważnie buty. Był po cywilnemu, ale w długich butach. Willi nie wyczyścił ich zbyt starannie, oberwie dzisiaj po mordzie.
– Teraz pogadamy- oświadczył. Helena, żona Kuschki, stała przed nim w swoim domowym szlafroku i rannych pantoflach. Poller widział jej strach, widział, jak bezskutecznie usiłuje ukryć drżenie ramion; poprawiła włosy i ten gest rozśmieszył hauptsturmfuehrera.
– No, co pani wie? – zapytał.
– Nic.
– Nie powiedział, dokąd idzie?
– Nie mówił.
– Znajomi? Przyjaciele?
– Nie miał żadnych przyjaciół – oświadczyła Helena.
– Tralala… Polskie gadanie. Ja na byłych Polaków mam specjalne metody. A ci z waszej polskiej sitwy, z biblioteki…
– Nie spotykał się z nimi – Helena wybuchnęła płaczem.
– No, no, tylko bez histerii… Niemieckie kobiety znoszą takie rzeczy spokojnie, ale pani nie umie być niemiecką kobietą. A ta wasza kawiarenka! – wykrzyknął.
– Przychodził – szepnęła Helena. – Nic dziwnego, ja tam przecież pracuję w szatni.
– Każdy porządny Niemiec – powiedział Poller – ma prawo pójść do kawiarni, wypić halbę piwa i zagrać partyjkę domina. Grywał w domino?
– Czasami. To była jego jedyna rozrywka. Oczywiście na bardzo drobne stawki. Horst nigdy nie pił.
oszczędzał, nie wyrzucał pieniędzy na przegrane – znowu chlipnęła.
– Mnie nie interesują stawki! – wykrzyknął Poller. -Z kim grywał w domino?
W gruncie rzeczy nie obchodziła go odpowiedź Heleny. Nie po to tu przyszedł, żeby wyduszać z tej kobiety drobne szczegóły. Raczej z przyzwyczajenia niż z potrzeby zagroził jej aresztem.
– Wiem dosyć – oświadczył – żeby panią zamknąć. Na razie choćby pod zarzutem utrudniania śledztwa. Na razie…
Potem warknął:
– Kochanek nie miał?
– Nie miał – powiedziała Helena.
– To przynajmniej pani wie. A z niejaką Lizą Schmidt nie widywała go pani?
Helena nie zdążyła odpowiedzieć. Zadźwięczał dzwonek do drzwi. Poller skoczył, gotowy do działania.
– Aha! Mamy szansę poznać znajomych pana Kuschki! Proszę otworzyć, tylko bez kawałów. Jakakolwiek próba ostrzeżenia gościa, strzelam. Najpierw do pani.
Stanął za drzwiami, a ona z trudem odsuwała zasuwkę, zasuwka się zacinała, zawsze tak było. Widziała twarz Pollera i pomyślała, że jednak strzeli, jeśli ona nie wpuści natychmiast tego, który czekał po tamtej stronie i którego nie zdąży już ostrzec. Uchyliła drzwi, na progu stał niemiecki oficer. Odetchnęła z ulgą: to był ktoś zupełnie obcy.
– Chciałbym pomówić z panem Horstem Kuschką – powiedział Kloss.
Helena odsunęła się od progu. Kloss wszedł do wnętrza i natychmiast trzasnęły drzwi, a przed Klopsem stał Poller z pistoletem gotowym do strzału. Zaskoczył go mundur oficerski, tego się jednak nie spodziewał. Po chwili zaskoczył go także spokojny ton oberleutnanta.
Ani śladu lęku, rzetelna pewność siebie, którą haupt-sturmfuehrer zwykle cenił.
– Kim pan jest? Proszę opuścić broń, nie lubię, kiedy mierzy do mnie cywil – Kloss mówił cicho i powoli. Wiedział już, że popełnił błąd. Nie należało tu przychodzić. Tego, który stał przed nim z pistoletem w ręku, rozpoznał bezbłędnie, zawsze rozpoznawał gestapowców. Poller to zresztą natychmiast potwierdził.
– Żaden cywil – warknął. – Hauptsturmfuehrer Poller z gestapo.
Więc to właśnie on! Kloss poczuł coś w rodzaju satysfakcji. Nareszcie wie, z kim ma do czynienia! Uśmiechnął się szeroko. Wyszedł mu nawet ten uśmiech.
– Oberleutnant Hans Kloss – przedstawił się. -Świetnie, że pana widzę, hauptsturmfuehrer!
– Tak! Radość obopólna, oberleutnant. A niby dlaczego mój widok tak pana ucieszył? Znał pan Kuschkę? -To już było warknięcie. Poller wrócił na swoje krzesło i rozsiadł się na nim wygodnie. Znowu wyciągnął nogi, ale oficer, który stał przed nim, nie wydawał się wcale speszony.
– Miałem zamiar – mówił – złożyć dzisiaj wizytę w gestapo razem z Kuschką, po którego właśnie przyszedłem. – Tak, to była chyba najlepsza formuła.
– Kuschką już nigdy nie złoży wizyty w gestapo – powiedział Poller – ale pana to nie minie. Kloss zareagował natychmiast i ostro:
– Pański ton wydaje mi się nieodpowiedni. I nie wiem, dlaczego Kuschką…
Poller odpowiadał bawiąc się papierośnicą:
– Tego człowieka – oświadczył – wyłowiono dzisiaj nad ranem z Odry. Strzał w tył głowy. Teraz pan wie? Więc proszę mi natychmiast powiedzieć, w jakich okolicznościach spotkał się pan z Kuschką?
Kloss wyciągnął z kieszeni pistolet.
Bawił się nim udając, że nie widzi przerażenia Pollera. Gestapowiec kurczył się na krześle, teraz bezbronny, bo swoją broń schował już był do kieszeni.
Kloss przysunął sobie także krzesło, usiadł naprzeciwko Pollera. Podał mu broń, a legitymację i ausweis Kuschki rzucił na stół.
W pewnych sytuacjach najlepiej jest mówić prawdę, zresztą musiał mówić prawdę, bo przecież Poller… Wyjaśnił wiec, że wieczór wczorajszy spędził u pewnej młodej, przystojnej damy. Dokładnie powtórzył bajeczkę Lizy; ten Kuschką, tłumaczył gestapowcowi, chciał ją zastrzelić z zemsty. Miał pozwolenie na broń…
– Na pewno fałszywe – stwierdził Poller. Kloss wzruszył ramionami.
– Możliwe – powiedział. Wyjaśnił, dlaczego puścił Kuschkę wolno. Dzisiaj przyszedł właśnie tutaj po to, żeby go doprowadzić do gestapo i sprawę dokładnie zbadać.
Mówił i jednocześnie obserwował Pollera; czy gestapowiec mu wierzy? Kloss rozumiał, że rozgrywka dopiero się zaczyna. Ale twarz Pollera pozostawała nieruchoma. Wysłuchał Klossa nie zadając pytań. Wreszcie powiedział:
– No cóż. Z braku Kuschki będziemy musieli pojechać do gestapo we dwójkę. – Potem zwrócił się do Heleny:
– A pani nie wolno opuszczać Wrocławia bez zezwolenia. I jeśli pani sobie coś przypomni…
Gabinet Pollera w gestapo był taki, jak wszystkie gabinety w tej instytucji. Wielkie biurko i koniak w oszklonej szafie. Portret Fuehrera i portret „wiernego Henryka". Dwa fotele i maty stołeczek pod drzwiami. Kloss siedział w fotelu i spoglądał na ten stołeczek. Poller zachowywał się tak, jak należało przewidywać. Najpierw groził twierdząc, że Kloss może być podejrzany o zamordowanie Kuschki. Oberleutnant zareagował śmiechem, następnie zażądał, by Poller porozumiał się z generałem Eberhardtem i sprawdził jego, Klossa, personalia i lojalność. Poller uzyskał połączenie telefoniczne i oczywiście Eberhardt, ten stuprocentowy Prusak, stary oficer Abwehry, nienawidzący gestapo, wyśpiewał litanię pochwał i domagał się, by wrocławska policja natychmiast odczepiła się od jego pracownika. Kloss, obserwując nieustannie reakcje hauptsturmfuehrera, doszedł do wniosku, że Poller nic o nim nie wie. Może więc Liza me zameldowała, może Liza jest jednak niewinna? Poller bawił się cygarem.
– Cała ta historia – oświadczył – jest dość dziwna. Pan był ostatnim człowiekiem, który widział Kuschkę. Kloss postanowił teraz zaatakować.
– A dlaczego ten kolejarz tak pana interesuje, dlaczego nie Kripo?
Poller bawił się cygarem.
– Pan jest jednak ciekawy, Kloss – powiedział.
– Jestem oficerem Abwehry, a pan bawi się ze mną jak kot z myszką. Zadaje pan podchwytliwe pytania zapominając, że ja sam zajmuję się takimi sprawami na co dzień.