Выбрать главу

– Na mój numer? Jak mogłeś?

Spojrzał na zegarek. Wskazówka stała dokładnie na dziewiątej. Mężczyzna w mundurze organizacji Todt był zawsze punktualny. Usłyszał dzwonek i zanim Liza zdążyła go wyprzedzić, podniósł słuchawkę.

– Tak, to ja – powiedział. – Dobry wieczór. – Usłyszał parę zdań, które dla podsłuchującego ich rozmowę nic nie znaczyły, ot, koleżeńska pogwarka dwóch młodych ludzi, którzy przypadkowo spotkali się we Wrocławiu, ale dla Klossa miały ogromną wagę: zadanie zostało wykonane. Poller dał się wciągnąć w pułapkę; kazał otoczyć pensjonat „Elisabeth". Gestapo wyciąga w tej chwili z pokojów ludzi, których hauptsturmfuehrer będzie przesłuchiwał całą noc. Niech sobie szuka łącznika z centrali!

Kloss, odkładając słuchawkę, po raz pierwszy spojrzał na Lizę z nie tajoną czułością. Biedna dziewczyna, ile musiała przeżyci A Artur Drugi? Kloss ma jeszcze parę godzin, musi zdążyć się z nim rozprawić. Jeśli nie on, wykona to mężczyzna z organizacji Todt. Teraz trzeba się spieszyć! Liza musi natychmiast opuścić Wrocław. Wyobrażał sobie, jak się zachowa, gdy jej powie hasło.

– Lizo – zaczął. A jeśli jednak ryzykuje? Musi już ryzykować… Nieprawdopodobne, żeby także Liza… Podeszła do niego.

– Idź już, nie wiem, jak mam cię prosić…

W tej samej chwili klapnęły otwierane drzwi. Wszedł człowiek, który musiał mieć klucz do tego mieszkania.

Stał na progu, spokojny, nieruchomy, w kapeluszu na głowie.

– O co to zamierzasz prosić pana oberleutnanta, Lizo?

– O nic – powiedziała. – Już o nic.

Więc tak wyglądał z bliska profesor von Lipkę. Poinformował Pollera o pensjonacie „Elisabeth" i przyszedł tutaj? Po co? Czy jest sam, czy ma na dole obstawę? To interesowało Klossa najbardziej. Jeśli ma obstawę, jaka jest szansa, żeby Liza opuściła ten dom? Poller wie, że Kloss jest w mieszkaniu Lizy, jeśli więc zlikwiduje Artura…

– Teraz wszystko rozumiem, Lizo – powiedział -i przepraszam cię. Spodziewałaś się pana.

– Liza nas sobie nie przedstawiła – twarz Artura Drugiego była ciągle nieruchoma. – Nazywani się Erik von Lipkę. Pan Kloss, jeśli się nie mylę?

– Jest pan świetnie poinformowany.

– Moja uczennica, bo muszę panu powiedzieć, że Liza jest moją uczennicą, a ja emerytowanym nauczycielem muzyki, opowiedziała mi o pańskim bohaterskim wyczynie wczorajszego wieczoru.

– Przesada. – Kloss usiadł przy stole. Artur zajął miejsce naprzeciwko niego, nie zdejmując kapelusza. -Ja pana chyba gdzieś widziałem, profesorze. O, już wiem… W „Dorocie", pan grywa w domino.

– Owszem, dość często. W gazetach jest niewiele do czytania, trzeba czymś zabijać czas… – Urwał i wyciągnął z kieszeni dwa cygara. Jedno podał Klossowi. – Muszę panu zresztą powiedzieć, że najciekawsze wiadomości wojenne można znaleźć nie w prasie, ale w opowieściach ludzi wracających z frontu. To oczywiście fragmenty, strzępy… ale przy odrobinie wprawy… Proszę sobie choćby wyobrazić, że ktoś opowiada panu o przyjacielu, który właśnie został wysłany pod Stalingrad… Ten ktoś dorzuci jeszcze, że korpus pancerny, w którym służył jego przyjaciel, był dotychczas we Francji, a przedtem walczył w Grecji. Człowiek dostatecznie zorientowany będzie już wiedział, że chodzić może tylko o trzeci korpus pancerny i że ta jednostka przerzucona została właśnie pod Stalingrad. Interesujące, prawda?

– Oczywiście. I co dalej?

– Jeśli dodamy parę nazwisk, które mimochodem padły w rozmowie, można by sporządzić niewielką notatkę: jakie to formacje niemieckie znalazły się ostatnio w Rosji.

– Rozumiem. – Kloss uśmiechnął się i wsunął rękę do kieszeni. – Wstęp do małego szantażu, prawda?

– Nie wyjmować ręki z kieszeni! – profesor von Lipkę miał już broń przygotowaną. Oparł rękojeść rewolweru o stół. – Strzelam bez pudła – powiedział. I zwrócił się do Lizy: – Ubezpieczaj, Lizo…

Liza posłusznie stanęła przy drzwiach. W ręku trzymała pistolet. Kloss nie spodziewał się, że i ona jest uzbrojona. Jednak tym razem nie docenił pana von Lipkego. A przecież ma go właściwie w ręku… On sam stworzył sytuację, w której najlepsze wyjście stało się nagle możliwe. Wszystko jednak zależy teraz od Lizy. Kloss sięgnął po cygaro i wyjął z kieszeni zapałki.

– Cygaro – powiedział – ułatwia czasem rozmowę. Liza powinna coś o tym wiedzieć.

Czy ona rozumie? Czy istnieje szansa, że ona zrozumie?

– Lubię mieć do czynienia z inteligentnym przeciwnikiem – powiedział Artur Drugi.

– To też gdzieś już słyszałem – odparł Kloss. Zaciągnął się dymem. Von Lipkę palił te same cygara, co Poller.

– Załóżmy – ciągnął profesor – że to, co w chwili szczerości powiedział pan Lizie, dotarłoby do gestapo. Miałby pan kłopoty, prawda?

Być może. – Kloss nie tracił spokoju. Jednak prymitywny jest ten von Lipkę. Albo bardzo się spieszy, chce Pollerowi ofiarować jeszcze jeden prezent. A jednocześnie Kloss zrozumiał, że jeśli Poller wyraził zgodę na taką rozgrywkę, znaczy to, że nic o nim nie wie, niczego się nie domyśla.

A Artur Drugi, nie spuszczając wzroku z Klossa, mówił dalej:

– Mógłby pan uniknąć tych przykrości.

– Dostarczając nowych informacji, tak?

– Jest pan naprawdę pojętny, Kloss.

– Musiałbym wiedzieć, dla kogo przeznaczone są te informacje.

– Oczywiście nie dla pana przełożonych. – Profesor von Lipkę był już przekonany, że ma ptaszka w sieci. -Jako oficer Abwehry zdaje pan sobie chyba sprawę, że teraz nie ma już odwrotu. Zbyt dużo pan wie. I my zbyt dużo wiemy o panu.

Kloss patrzył na Lizę.

– Przesada – powiedział. Teraz zaczynała się rozgrywka. – Przesada – powtórzył. – Mielibyście mnie w ręku, gdyby informacja o dyslokacji trzeciego korpusu odpowiadała prawdzie. Mogę pana zapewnić, że nie odpowiada, ponieważ została wymyślona tu, na tej kanapie. Inne informacje też… – Teraz zwracał się do Lizy: – Chciałem się przekonać, Lizo, czy dobrze pracujesz dla Pollera…

– Ja przecież tego nie powtórzyłam Pollerowi! – krzyknęła Liza.

– Nie. Ty nie powtórzyłaś. Powtórzył on. – Spojrzał na Artura Drugiego. – Dla kogo pan właściwie pracuje? Dla Pollera czy dla wroga? Sądzę, że jednak dla Pollera. A ja nie lubię ludzi prowadzących podwójną grę… -Myślał jednocześnie: teraz już, jeśli Liza jest niewinna, musi zrozumieć. Zerwał się z krzesła i przycisnął dłoń Artura do powierzchni stołu.

– Strzelaj! – krzyknął Artur. – Na co czekasz? Strzelaj!

Liza strzeliła. Dwukrotnie. Tak jak uczył ją Artur, gdy rozkazał wykonać wyrok na Helenie. Nie myśląc, pamiętając tylko, że trzeba strzelać celnie.

Ciało Artura osunęło się na podłogę. Kloss wstał, schował rewolwer Artura do kieszeni. Zapalił znowu cygaro. Był bardzo zmęczony, marzył o odpoczynku, o godzinie snu, a tyle było jeszcze do zrobienia. Poller czeka na meldunek Lipkego… Należało zakończyć grę z Polle-rem, ustalić, czy przed domem jest obstawa i jak wydostanie się stąd Liza.

– Dziękuję ci, Lizo – powiedział. Ale ona stała ciągle przy drzwiach z bronią gotową do strzału.

– Stój – powiedziała bardzo cicho. – Sądzisz, że stąd wyjdziesz?

Kloss patrzył na nią, nie rozumiejąc. Jeszcze się nie domyśliła? Biedna dziewczyna! To musiał być dla niej straszny szok. Należy przede wszystkim wysłać ją na odpoczynek.

– Oczywiście, że wyjdę – powiedział. – Przynajmniej mam nadzieję, że uda mi się wyjść. Ale najpierw pójdziesz ty. – Sięgnął znowu do kieszeni. – Posłuchaj uważnie. Pojedziesz na dworzec berliński, tu jest bilet pierwszej klasy, tu dokumenty na nazwisko generałowej Telhoff. Wracasz z Krakowa, gdzie odwiedzałaś męża w szpitalu. Tu masz kwit z przechowalni bagażu. Walizka i torba skórzana. W dnie torby dalsze instrukcje, pieniądze, rezerwowy paszport, gdybyś na jakiś czas musiała wyjechać na odpoczynek do Szwajcarii. Wszystko na ciebie czekało i do ostatniej chwili nie wiedziałem, czy będzie mogło być wykorzystane… – Popatrzył na nią. – No, nie stój tak, daj mi rewolwer, z tym będzie trochę kłopotu, bo powinienem strzelać z własnego, ale jakoś da się załatwić.