A nauczyłam się – mruknęła. Wypili. Starał się być miły. Pytał, czy ma pieniądze, przyniósł kartki żywnościowe… Zalecał ostrożność i jeśli zechce nawiązać łączność z kimś, o kim on nie wie, bo przecież nie musi wiedzieć wszystkiego, długo obserwować miejsce, gdzie chce się udać.
– Wiem wszystko, co powinnam wiedzieć – powtórzyła słowa Wandy.
Nie pytał o zadanie, jakie otrzymała, więc, wykonując polecenie Klossa, powiedziała mu sama, sucho i oszczędnie. – Te papiery – oświadczyła – jakaś część papierów dwójki, znajdują się w miejscu, które znam. Nie mogą w żadnym wypadku wpaść w ręce Niemców. Mam także polecenie, jeśli to będzie możliwe, nawiązać kontakt z generałem von Rundtem.
– Bardzo trudne – mruknął. Nie okazał zdziwienia. Czy Janek, myślała, nie zachowałby się tak samo? Zapytał tylko, kiedy chce udać się w to miejsce… Dał jej numer swego telefonu w Arbeitsamcie. – To nie jest na podsłuchu – powiedział. – Możesz zadzwonić zachowując się jak moja dziewczyna i powiedzieć, kiedy mam przyjść.
Dopiero, gdy odchodziła, szepnął: – Naprawdę chciałbym, żebyś była moją dziewczyną. – Nie wybuchnęła śmiechem. Po prostu udała, że nie słyszy.
Stała w uchylonych drzwiach, gdy odchodził. Zatrzymał się na drugim piętrze, przed drzwiami doktora. Była pewna, że tam się zatrzymał.
Wszystko to chciała opowiedzieć teraz Klossowi. Szła Podwalem i wiedziała, że za nią idą. Blondyn po drugiej stronie ulicy. Skręciła w Wąski Dunaj. Znała wszystkie przejściowe bramy na Piwnej i Nowomiejskiej. Tu, w zaułkach i podwórzach, była jak u siebie w domu, a oni nie mogli przecież zachowywać się zbyt ostentacyjnie. Z Szerokiego Dunaju na duże, zadrzewione podwórze, stąd na Nowomiejską i niemal biegiem do kościoła na Piwnej. Czy ksiądz Marian wypuści ją przez zakrystię? Był w kościele, siedział sam w konfesjonale. O nic nie zapytał, nie okazał zdziwienia. Po chwili była już na Jezuickiej. Rozejrzała się; ani blondyna, ani wysokiego bruneta nie było w pobliżu. Może to zbyt łatwe -pomyślała.
Kloss otrzymał najpierw meldunek agenta: zgubiliśmy ją na Starym Mieście. Prawdopodobnie jest w kamienicy na Piwnej, obserwujemy. Zrugał go straszliwie, używając najdotkliwszych niemieckich przekleństw. Nie odchodził od telefonu. I usłyszał wreszcie głos Krysi: – Czy to kawiarnia Pomianowskiego? Omyłka – mruknął.
Zbliżał się wieczór. A jeśli kamienica na Hożej jest obserwowana? Nie, to nieprawdopodobne, myślał. Wszedł do bramy. Stała już na progu, gdy wbiegał po schodach.
– Jesteś! – powiedziała z ulgą.
Otoczył ją ramieniem. – Mamy bardzo mało czasu -powiedział – i bardzo dużo do zrobienia.
8
Z porucznik Wandą spotkał się na Sniadeckich. – Mam kontakt z chłopcem od „Bartka" – referowała. Centrala wyraża podziękowanie za akcję dezinforma-cyjną. Ja mogę odlecieć za cztery dni.
– To znaczy: zadanie wykonane?
– Tak. Profesor Borecki wyraził zgodę. Znalazłam go tam, gdzie sądziłam, że go znajdę. Pojedziemy ciężarówką od „Bartka". On ma dobre papiery.
– Pojedziecie wszyscy – rzekł Kloss.
– Jak to: wszyscy?
– Zdecydowałem, że zadanie dezinformacyjne zostało wykonane. Nie uda się dłużej oszukiwać von Gerollisa.
– Centrala… – zaczęła.
– Ja znam sytuację, a nie oni -powiedział twardo.
– Wiesz, kto jest zdrajcą?
Kloss milczał chwilę. – Osiągnęliśmy bardzo dużo – mruknął. Wyciągnął z kieszeni niemiecką gazetę i wskazał notatkę na pierwszej stronie. Przeczytała: „Generał von Rundt zginął na posterunku w walce z bolszewizmem".
– To znaczy: uwierzyli?
– Uwierzyli we wszystko, choć wydaje się, że von Ge-rollis zaczyna mieć wątpliwości. Lipowsky pojechał z Krysią do Wesołej i znaleźli tę skrzynkę. Oczywiście ochraniali ich agenci Abwehry, moi agenci – uśmiechnął się – i był to niejako podwójny teatr. Krysia długo biedziła się nad planem, który kazałem jej narysować, kopali trzykrotnie zanim trafili na skrzynkę. Gdy wracali z Wesołej, wpadli na obławę na Dworcu Wschodnim. Agent Abwehry musiał polecić dowódcy żandarmerii, żeby ich przepuścili, a Krysia udawała, że nic nie zauważyła.
– Co się stało z dokumentami?
– Są u Krysi. Zostawiła Lipowsky'ego samego w pokoju, żeby miał czas je sfotografować. Fotografie znalazły się natychmiast na biurku Gerollisa. I widzisz rezultat.
– Więc dlaczego…
– Nie chcę kontynuować gry? Bo nie możemy tracić ludzi – powiedział ostro. – Bo jeśli tego nie zrobię, uczyni to Gerollis. Bo wystarczy, że zamęczyli Toczka.
– Nic nie powiedział?
– Nic – mruknął Kloss. – Ani słowa.
Zapadło milczenie.
– Więc kto jest zdrajcą? – powtórzyła pytanie Wanda. Kloss jakby nie usłyszał.
– Posłuchaj uważnie: ciężarówka powinna się znaleźć na Targowej dokładnie o godzinie, którą wyznaczę. Boreckiego powinnaś umieścić tutaj i nie wychodzić z domu. Zatelefonuję i podam ci tylko godzinę.
– Jak chcesz przerwać akcję?
– Mam pewien plan – rzekł. -Jest to plan bardzo ryzykowny, ale opiera się na jednej przesłance: na znajomości psychiki starego lisa Abwehry.
9
Czy istniało inne rozwiązanie? Każdy szczegół był ważny, a o powodzeniu decydowała precyzja wykonania. Nie wszystko jednak udaje się przewidzieć nawet w najdoskonalej zaplanowanej akcji. Rano Krysia, nie starając się nawet o zgubienie swojej asysty, pojechała do „Aptekarza". Kloss, urzędując na Wilczej, otrzymał natychmiast meldunek od swoich agentów. W tych decydujących godzinach udawało mu się zachować chłodny spokój. Agenci nie mogli jednak znać treści notatki, którą Krysia umieściła na recepcie wręczonej „Aptekarzowi". Wyobrażał sobie zdziwienie „Aptekarza". Czy domyślał się, że był śledzony? Czy domyślał się, że był podejrzewany? O czwartej po południu Krysia miała się spotkać u siebie z Lipowskym, trzy godziny wcześniej, o pierwszej, po zmyleniu agentów, powinna być na Hożej. Czy to się jej uda?
Nie próbowała już zgubić ich na Starówce. Pojechała na Kercelak i wśród straganów, w tłumie kupujących, sądziła, że ma największą szansę. Była tam przekupka, pani Marta, którą znała od lat. Ukryta za jej straganem obserwowała gorączkowe poszukiwania agentów. Pani Marta dała jej inną sukienkę, Krysia wciągnęła na głowę beret i gdy znalazła się na ulicy, wzięła rikszę. Była już przekonana, że zgubiła prześladowców.
Nie zauważyła, gdy wchodziła do bramy na Hożej, mężczyzny o gęstej bujnej czuprynie, którego raz już widziała przez dziurkę od klucza w gabinecie doktora.
„Aptekarz" przyszedł dziesięć minut później. Z notatki Krysi wiedział, że jest śledzony i wiedział także, jak zgubić prześladowców. Miał ogromne doświadczenie. Nie wszystko rozumiał, ale właściwie nie był zaskoczony. Nie omyliła go intuicja. Człowiek, który zgłosił się do niego jako J-23, był podstawiony. W siatce działał zdrajca. I on, „Aptekarz", pojmował, że był podejrzewany, choć wszystko buntowało się w nim na myśl, że Krysia mogła uwierzyć w jego winę, i przeklinał siebie samego, że wcześniej nie rozpoznał niemieckiego agenta. Powinien – po śmierci radiotelegrafisty. Po zniknięciu Toczka. „Nie ma przypadków" – powtarzał sobie. – „Nie ma przypadków. Zlikwidowali radiotelegrafistę, żeby…" Zbliżał się do bramy na Hożej i zobaczył go stojącego przy wystawie sklepiku z torebkami. Stał swobodnie, paląc papierosa, jak młody człowiek czekający na dziewczynę. Przygładził bujną czuprynę. „Aptekarz" zrozumiał: Krysia go nie zauważyła, pomyślał, Krysia go nie zna. Podszedł i radiotelegrafista go zobaczył.