– Moja kuzynka dla uratowania męża poświęciłaby cały majątek.
– Rozumiem – powiedział surowo – próba przekupstwa. Nie spodziewałem się tego po pani. Nie pozostaje mi nic innego, jak wyjść i poinformować Geibla o naszej rozmowie. -Wstał, jakby naprawdę chciał wyjść.
– Panie poruczniku – Kobasowa była szczerze przerażona. – Któż tu mówi o przekupstwie? Nie myślałam oczywiście o panu, ale ci z gestapo…
– Coraz lepiej – stwierdził zimno Kloss. – Sugeruje pani, że niemiecki aparat policyjny jest skorumpowany. – Coraz bardziej bawiła go ta rozmowa.
– Broń Boże, panie poruczniku, nic takiego nie miałam na myśli! Jestem zdenerwowana, sama nie wiem, co mówię. Chciałabym pomóc mojej kuzynce, a nie wiem jak. Proszę, niech pan usiądzie, przecież umówił się pan z Brunnerem. – Dzwonek do drzwi przyjęła jak wybawienie. – Nareszcie Brunner – powiedziała i błagalnym gestem położyła palec na ustach.
Ale człowiekiem, którego pani Kobas wprowadziła do saloniku, nie był Brunner. Właśnie Kloss zastanawiał się, gdzie już widział tego człowieka, kiedy pani Kobas przedstawiła go:
– Panowie się nie znają, mój znajomy, także handlowiec, pan Zając. A to porucznik Kloss. Ponieważ pan Zając ma jakiś pilny interes do sturmfuehrera Brunnera, zaproponowałam, żeby poczekał.
– Miło mi – powiedział – lubię rozsądnych Polaków. -A równocześnie gorączkowo usiłował sobie przypomnieć, gdzie widział tego człowieka. To nazwisko także nie jest mu obce.
– Cieszę się, że uważa mnie pan za rozsądnego – odpowiedział swobodnie Zając.
– Człowiek, który ma interesy z Brunnerem, nie może być nierozsądny. Odnoszę wrażenie, że gdzieś już…
– To zabawne – powiedział Zając – mnie także twarz pana porucznika wydała się skądś znajoma. No cóż, niewielkie miasto.
Zając powoli sączył koniak. Pani Kobas poszła robić kawę. Służąca miała dzisiaj wychodne.
– Już wiem, mamy wspólnych znajomych – powiedział Zając. – Proszę sobie wyobrazić – kontynuował tonem swobodnej pogawędki – leczyliśmy zęby u jednego dentysty.
– Naprawdę? – Ręka Klossa nie drgnęła. Podniósł kieliszek i w tym momencie przypomniał sobie; szmugler w leśniczówce. To musi być on. -Nie przypominam sobie pana.
– Pan porucznik nie zwracał uwagi na pacjentów siedzących w poczekalni. A może się pomyliłem? – wycofał się, jakby nagle pożałował swoich słów. – Pan wybaczy, poruczniku, ale przypomniało mi się, że mam jeszcze coś do załatwienia.
– Przecież miał pan poczekać na Brunnera – powiedziała Kobasowa. – A pan porucznik jest takim miłym człowiekiem i zapewniam pana, że osobiście nie ma nic przeciwko Polakom.
– Tak, domyślam się. – I to zdanie brzmi dla Klossa jak groźba. – A jednak muszę wyjść.
Na szczęście zadzwonił Brunner. Kloss przesunął kaburę, aby wygodniej było mu sięgnąć.
Więc nastąpi to teraz – pomyślał.
– Muszę z panem porozmawiać – powiedział Zając, gdy tylko Brunner wtoczył się do saloniku. Sturmfueh-rer odpędził go gestem. Był już lekko wstawiony.
– Dajże spokój, Wolf, też sobie znalazłeś porę na rozmówki. Twoja sensacja może poczekać do jutra.
– Bardzo pana proszę – powtórzył z uporem Zając.
– Najpierw się z nami napijesz, zasłużyłeś na to. Jak myślisz, Hans?
– Oczywiście, zawsze pan zdąży, panie Zając – powiedział. I niemal przemocą usadził Zająca w fotelu.
– Musicie mi pomóc się upić, chłopcy. Czeka mnie jutro rozmowa, jakiej wrogowi bym nie życzył… – Brunner przysunął sobie butelkę.
Pili w milczeniu, tylko Brunner był wesolutki. Zając siedział czujny, napięty, skupiony. Raz po raz przypominał Brunnerowi, że ma mu coś do powiedzenia.
– Panie Zając! – zawołał głośno Kloss. – Pan tylko udaje, pan nie pije razem z nami!
– Racja, Kloss – zawtórował mu Brunner. – Pij, Zając, pij, Wolf, Siegheill. Za. twoją sensację. Irminko, muzyka! Kloss, przyjacielu, mam do ciebie prośbę, zadzwoń do Ruggego, żeby podjechał tutaj, nie pod mój dom. Albo nie, sam zadzwonię – chwiejąc się na nogach podszedł
do telefonu – Rugge, ty bałwanie! – wrzasnął w słuchawkę. – Tutaj przyślij samochód, przecież ci mówię, że tutaj; wiesz, gdzie mieszka pani Irmina Kobas. Wleź na górę, to dostaniesz sznapsa.
– Już muszę pójść – zerwał się Zając.
– Nigdzie nie pójdziesz – powiedział Kloss. – Pij! -A kiedy tamten potrząsnął przecząco głową, siłą wlał mu wódkę w gardło. Potem następny kieliszek, i jeszcze jeden. Pilnował, żeby tamten, otrząsając się z obrzydzenia, wypił.
– Panie Brunner! – krzyknął Zając. -Ja już naprawdę nie mogę!
– Pij! – krzyknął Kloss podsuwając mu szklankę.
– Pij! – zarechotał Brunner.
Kloss pochylił się i jednym szarpnięciem wyrwał przewód telefonu z gniazdka. Zając zbliżył się do Brunnera.
– Muszę do Geibla, niech mnie pan wyprowadzi. Ten Kloss… – urwał nagle, bo Kloss stanął naprzeciw mego z butelką.
– Co: ten Kloss? – zapytał. Przytknął szyjkę butelki do ust Zająca. Zając zakrztusił się, odtrącił butelkę rozpaczliwym gestem.
– On jest… – krzyknął, ale nie zdołał skończyć. Pięść Klossa wylądowała na jego podbródku. Jeszcze dwa szybkie ciosy i Zając upadł.
– Ta świnia – powiedział tonem wyjaśnienia – pochlapała mi mundur. Nie szanuje niemieckiego munduru.
Ale Brunner nie słuchał. Zataczając się, szedł w stronę łazienki.
– Co mu pan zrobił? – zapytała Kobasowa. – Co panu się stało, panie poruczniku, pan był zawsze taki spokojny?
Znów muszę zaryzykować – pomyślał z rozpaczą i powiedział po polsku:
– Trzy domy stąd jest magiel. Proszę zastukać w szybę trzykrotnie. Pójdzie pani tam natychmiast i odda tę kartkę.
Kobasowa zaniemówiła z wrażenia.
Wydarł kartkę z notesu i napisał: „Wszystko przenieść do mieszkania tej pani. Ona was przyprowadzi. Obezwładnicie obu oficerów niemieckich i poczekacie na szofera. Cywila trzeba zlikwidować – to agent gestapo o kryptonimie Wolf ".
Podpisał kartkę inicjałem „J" i wręczył ją pani Kobas.
– Jeśli piśnie pani komukolwiek… – zaczął i urwał, bo dostrzegł, że Kobasowa wszystko zrozumiała.
Niemal wypchnął ją za drzwi. Potem wlał sobie szklankę koniaku, prawie pełną. Czekał.
Na szczęście niedługo.
13
Epilog tej historii rozegrał się w dobre parę mie- sięcy później w innym mieście. Kloss miał spotkać się z jakimś człowiekiem o nazwisku Stefański i kiedy wszedł do umówionego mieszkania, na jego widok wstał od stołu Filip.
Długo w milczeniu ściskali sobie ręce. Kloss opowiedział mu wydarzenia tego wieczora, od których zawisł los ich wszystkich. Mieli szczęście. Wszystko się udało. Brunner musiał oczywiście wysłuchać nazajutrz paru gorzkich słów od swego szefa, ale ten w końcu dał się udobruchać i wysłał, gdzie trzeba, raport, że dentysta Filipiak został zastrzelony w czasie próby ucieczki. Kloss opowiedział zresztą wówczas, jak to dzielnie zachowywał się sturmfu-ehrer Brunner, który z gołymi pięściami rzucił się na uzbrojonych po zęby bandytów. Tylko pośpiech i strach przed zaalarmowaniem Niemców uratowały im życie – potwierdził Brunner podczas przesłuchania.
Najbardziej zarobił na tym Geibel. Wszystkie co cenniejsze rzeczy z mieszkania pani Kobas, którą uznał za wspólniczkę bandytów, powędrowały najpierw do depozytu gestapo, a potem pod prywatny adres żony Geibla w Magdeburgu.
– Niestety – skończył swą opowieść Kloss – nie wiem, co się z nią stało. Dużo jej zawdzięczamy. Gdyby wówczas Kobasowa nie zaniosła tej kartki… lepiej nie myśleć.