– Była ranna – powtórzył Kruck. -Ja wiem. – Zamknął oczy, ale Kowalski wiedział, że nie śpi. Na korytarzu trwała cisza. Potem pod piątką znowu rozkaszlał się chory, a z operacyjnej dobiegły przyciszone głosy rozmowy. Kowalski wstał ł wyszedł na dziedziniec. Było ciemno i pusto. Tylko z dyżurki przez niedokładnie zamknięte okno przebijało wąskie pasmo światła. Kowalski stanął w bramie. Ulicą przechodził patrol żandarmerii. Co dzień o tej godzinie tędy przechodzili. Kowalski odwrócił się i zobaczył w drzwiach szpitala sylwetkę kobiecą. Krystyna? Klara? Klara – pomyślał. – Krystyna jest niższa. Siostra stała chwilę na progu; dostrzegła go może w bramie? Gdy portier wytoczył się ze swej dyżurki, już jej nie było.
Kowalski nie mylił się. To była Klara. Wróciła na korytarz, przystanęła przed drzwiami dyżurki, w której Kloss rozpoczął już zapewne przesłuchania, i po chwili weszła do operacyjnej. Ciała Welmarza już tu nie było, wynieśli je do kostnicy.
Przy oknie stał Wacław. Odwrócił się gwałtownie, gdy zamykała drzwi za sobą.
– To ty – powiedział z ulgą. I potem dodał: – On mnie pewno zaraz wezwie.
Bał się. Klara popatrzyła na niego z litością, podeszła bliżej.
– Uspokój się – powiedziała.
– Słuchaj – szeptał – czy ten Niemiec naprawdę chce prowadzić śledztwo? Dlaczego robi to sam? On przecież nie jest z gestapo ani z żandarmerii?
– Sądzisz, że ich interesuje śmierć Polaka? Mogą nas wszystkich rozstrzelać… albo kogokolwiek uznać winnym.
– Jednak zaczął przesłuchania – powiedział Wacław.
– Bawi go to. – Klara usiadła na małym stołku i patrzyła w górę na twarz Wacława. – Byłeś na korytarzu – szeptała. -Wiesz, kto zastrzelił Stefana?
Chwilę trwało milczenie.
– Nie wiem – powiedział wreszcie.
– Wydawało mi się, że niezbyt go lubiłeś. Nie zaprzeczył. Patrzył na nią jak zwierzę złapane w potrzask.
– Nie bój się – szepnęła – ja też go niezbyt lubiłam. Milczeli. Wacław pochylił się nad nią, wyciągnął ręce, jakby chciał ją objąć.
– Zostaw – powiedziała Klara.
– Klaro, ty wiesz przecież, że już dawno…
– Nie chcę o niczym słyszeć…
– Nie wiadomo, co będzie z nami jutro – szeptał Wacław. – Może została nam tylko ta jedna noc.
– Nie boję się o siebie – powiedziała Klara. Wacław odszedł do okna.
– Wiem, o kogo się boisz. Boisz się o niego, o Kowalskiego.
– Tak – potwierdziła. Odwrócił się gwałtownie.
– Ten doktorek… – zaszeptał. – Dla tego doktorka mogłabyś nawet zabić…
W drzwiach stała siostra Krystyna.
– Wacław, wzywa cię ten niemiecki oficer – powiedziała. – Bądź ostrożny.
10
Krucka należało zlikwidować, nie istniało inne W wyjście. Czy agent von Rhodego wie już, kogo przywieziono do szpitala? Zastanawiające było jednak, że M-18 nie podjął dotąd żadnych prób zawiadomienia von Rhodego. A nie podjął na pewno, bo gdyby von Rhode wiedział cokolwiek o Krucku i Ewie, zjawiłby się natychmiast w szpitalu. M-18, kimkolwiek był, zachowywał się dziwnie bezczynnie.
A może Welmarz był szpiclem Rhodego? Kloss postawił sobie to pytanie i po zastanowieniu odpowiedział negatywnie. Nikt z podziemia nie likwidował bez wyroku; trzeba było zresztą szaleńca, żeby wykończyć agenta niemieckiego niemal w obecności niemieckiego oficera. A gdyby właśnie szaleniec? Niemożliwe. Wszyscy zachowywali się normalnie, nawet zbyt spokojnie i obojętnie, jakby śmierć Welmarza nikogo z nich nie dotknęła. Czy naprawdę nikogo?
Jakie stosunki łączyły na przykład zabitego z Wacławem Stokowskim? Razem pracowali, musieli o sobie sporo wiedzieć… Ten Wacław wydaje się jednak podejrzany. Kloss spojrzał na jego ręce, drżały, i felczer ukrył je natychmiast w kieszeniach. Odpowiadał na pytania powoli, Kloss oczywiście rozumiał, że jeśli ten młody człowiek jest uczciwy, nie powie nic istotnego oficerowi niemieckiemu. Nie wierzył natomiast, by M-18 umiał w rozmowie w cztery oczy ukryć swą współpracę z Niemcami. Tylko jeden człowiek nie powiedziałby Klossowi, że jest agentem von Rhodego; tym człowiekiem był doktor Kowalski.
– W momencie strzału – powtarzał po raz drugi Kloss – był pan na korytarzu?
– Tak.
– Co pan robił, gdy padł strzał?
– Siedziałem przy chorym.
– Musiał pan się odwrócić, to przecież instynktowne, i zobaczyć, kto wybiega z operacyjnej…
– Nie odwróciłem się – powiedział Wacław. Kloss wybuchnął śmiechem.
– I pan sądzi, że ktokolwiek w to uwierzy? Myśli pan, że z Niemców można robić idiotów? Istnieją tylko dwie możliwości – Kloss nie spuszczał wzroku z twarzy Wacława – albo pan zabił, albo wie pan, kto zabił.
Wacław milczał.
Wie, musi wiedzieć – pomyślał Kloss. – Kogo osłania? Jeśli kogokolwiek osłania przed oficerem niemieckim, jest uczciwym chłopem. Nie może przypuszczać, że broni niemieckiego szpicla.
– Wstać! – krzyknął.
Wacław podniósł się z trudem. Kloss obszukał mu kieszenie, nie znalazł nic oprócz kenkarty.
– Pan zabił – powiedział.
– Nie! – krzyknął Wacław.
– Proszę siadać. Proszę mi teraz powiedzieć, kto pierwszy pojawił się na korytarzu po strzale?
– Wszyscy jednocześnie – szepnął Wacław.
– Ktoś był jednak pierwszy? Niech pan sobie dobrze przypomni.
– Chyba doktor Kowalski – szepnął.
– A potem?
– Siostra Klara i pan niemal jednocześnie.
– Więc ostatnia była siostra Krystyna, tak?
– Tak – powiedział Wacław.
To już było coś. Ten chłopak zaczął wreszcie mówić. Kloss chciał teraz wiedzieć, jakie stosunki łączyły Stefana z Klarą i Krystyną. Uchwycił szczególne drżenie głosu, gdy Stokowski mówił o Klarze. Potem student medycyny powiedział, że Krystyna była kochanką Stefana. Żyli ze sobą – tak powiedział.
Informuje jednak oficerów niemieckich – myślał Kloss. Poczęstował go papierosem i zdobył się nawet na uśmiech.
– To wszystko – oświadczył. – Przesłucha pana jeszcze major von Rhode. – I dodał: – M 18.
Kryptonim M-18 nie uczynił na Wacławie żadnego wrażenia. Wstał i zapytał:
– Mogę już iść?
Następną była Krystyna. Kloss znał ten typ kobiet: potulnych i przywiązanych na ogół przez całe życie do jednego mężczyzny. Krystyna miała zniszczone dłonie, włosy gładko uczesane, ani śladu makijażu na twarzy.
Ta kobieta – pomyślał Kloss – nie miała chyba dużych szans na utrzymanie przy sobie Welmarza.
– Byłam jego kochanką – powiedziała wprost i Kloss poczuł się nagle bardzo źle w swojej roli. Żal mu było tej dziewczyny. A przecież ona także może być agentem niemieckim. Zadawał pytania, wsłuchując się bardziej w tonację głosu Krystyny niż rozważając odpowiedzi. Dziewczyna mówiła zresztą niewiele i niechętnie. Tak, znała. Welmarza dwa lata, siedział w więzieniu. Za co? Niech pan oficer zapyta o to u siebie. Ona nic nie wie, a to, co wie, nie ma żadnego znaczenia dla władzy. Potem wyprostowała się i oświadczyła nagle:
– Proszę zostawić mnie w spokoju. Kloss musiał ostro zareagować. Musiał reagować przynajmniej po to, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
– Mówi pani z oficerem niemieckim! – krzyknął.
– Ja się nie boję – powiedziała Krystyna – mnie i tak wszystko jedno. Wiem, jak przesłuchujecie. Możecie mnie przesłuchiwać.
Było to dość nieoczekiwane. Nie spodziewał się, żeby ta potulna kobiecina mogła się zdobyć na taką stanowczość. Powiedział: „major von Rhode i M-18", nie dziwiąc się już, gdy nie zareagowała. Nie, ona chyba nie była agentem niemieckim.