Выбрать главу

– Nie udawaj durnia! – ryczał SS-man, któremu von Rhode zezwolił na zastosowanie metod zmuszających -to był najlepszy specjalista miejscowej SD – do mówienia. On sam me lubił tych metod i nie uczestniczył w takich przesłuchaniach, korzystał tylko z rezultatów.

Czekał cierpliwie, po godzinie kazał wezwał specjalistę z SD.

– Powiedział? – zapytał.

– Niewiele. Potem już tylko bredził. Oświadczył, że znalazł kogoś na drodze, tak przynajmniej wynikało z tych bredzeń, i zawiózł do szpitala.

– Kogo?

– Nie wiem – powiedział specjalista z SD. – Nawet ten szpital to mój domysł, bo to były raczej zbitki słów i sylab. Pan wie, jak oni mówią.

– Pytajcie go dalej.

Specjalista z SD uśmiechnął się:

– Pan major wybaczy – powiedział. – Pan major chyba rozumie, że już nigdy o nic go nie zapytamy.

Rhode chciał wyjaśnić temu młodziakowi w czarnym mundurze, co myśli o jego metodach, ale spojrzał na twarz człowieka z SD i zrezygnował.

– Sam osobiście sprawdzę w szpitalu – powiedział tylko. – Sam osobiście sprawdzę.

12

Co robić teraz? Trzeba przynajmniej dwóch dni czasu, żeby nawiązać kontakt z lasem i wywieźć Ewę ze szpitala. A Kruck? Czy powinien zastrzelić Kruc-ka, zastrzelić leżącego w łóżku chorego człowieka? Może istnieje jakaś szansa odtransportowania go również do lasu? Tak, taka szansa mogłaby istnieć, gdyby wiedział na pewno, kto jest agentem Rhodego. Ale on się ciągle tylko domyśla. Ani cienia dowodu, nic poza własną wersją wydarzeń. Czy można wierzyć Kowalskiemu? Znowu to samo pytanie. Musi wierzyć, bo w przeciwnym wypadku nie ma właściwie żadnej szansy. Wszyscy pozostali kłamią, każdego można chwycić na kłamstwie i nie wolno wyciągać z tego żadnych wniosków. Krystyna twierdziła, że bezpośrednio przed strzałem przygotowywała zastrzyk dla Ewy. Ale okazało się, że Ewa otrzymała zastrzyk znacznie wcześniej, więc i w tej sprawie Krystyna nie chciała mówić prawdy, i może właśnie dlatego…

Kloss krążył po dyżurce i nie mógł ciągle podjąć żadnej decyzji. Brakowało mu jeszcze jednego ogniwa, musiał wiedzieć, czy M-18 zdołał zawiadomić Rhodego…

Wtedy właśnie w dyżurce szpitala pojawił się jego or-dynans, Kurt. Stał na baczność na progu, z taką samą obojętną gębą jak zwykle, gdy pojawiał się w jego pokoju.

– Melduję posłusznie panie oberleutnant, że byłem przesłuchiwany przez majora von Rhode.

Kloss podszedł do niego i długo, w milczeniu przyglądał się temu chłopcu, którego znał od roku, wybawiwszy go przedtem z nielichych tarapatów.

– Chodziło o dziewczynę – powiedział Kurt.

– Co powiedziałeś?

– Dlaczego pan oberleutnant pyta? To, co trzeba, panie oberleutnant… A potem przyprowadzili do sztabu jakiegoś chłopa, którego złapali z furmanką. Sam go widziałem.

– Dziękuję, Kurt. Możesz iść, Kurt.

– Nie przydam się?

– Nie – powiedział Kloss. – Tu się już nie przydasz.

Usiłował rozważać sytuację chłodno i trzeźwo. Co mógł zeznać chłop, który znalazł Krucka pod lasem? Tylko tyle, że przywiózł jakiegoś mężczyznę z pola walki. A może na furmance pozostał jakiś ślad? To także trzeba wziąć pod uwagę. Rhode może podejrzewać, że to właśnie Kruck jest w szpitalu. Czekał na meldunek od M- 18, a nie otrzymawszy go, powinien zjawić się wkrótce tutaj. Jak on, Kloss, uzasadni swoją obecność w szpitalu? Rhode każe przeszukać salę, znajdą Ewę, znajdą Krucka, reszta jest oczywista… Bronić się w szpitalu? Nonsens!

Kloss pomyślał, że to chyba koniec… Parę lat trudnej roboty… Oczywiście żywego go nie wezmą. Wsadził rękę do kieszeni, ampułka leżała na swoim miejscu. Zapasową miał w portfelu… Dać ją Ewie? Powinien dać ją Ewie, bo dziewczyna nie ma już żadnej szansy.

Kloss nie należał do ludzi, którzy łatwo rezygnują. Jeśli istnieje jakakolwiek szansa, jedna na sto, na tysiąc nawet, musi ją sprawdzić… Powiedzmy, że ma jeszcze dziesięć minut czasu… Dziesięć minut to bardzo dużo. Kowalski nie chciał zlikwidować Krucka, ale nie pozostaje nic innego jak zaufać temu lekarzowi… Ostatecznie M-18 jest jeden, reszta pracowników szpitala to porządni ludzie. Klossowi nie wolno się demaskować, ale czasami istnieje tylko jedno wyjście: gra w otwarte karty…

Kowalski był u Ewy. Siedział obok niej na łóżku i zmieniał opatrunek. Ewa uśmiechnęła się blado na widok Klossa.

– Za chwilę będą tu Niemcy – powiedział Kloss siadając obok lekarza. Wyjął z wewnętrznej kieszeni munduru portfel i podał Ewie maleńką ampułkę. – Połkniesz to w ostatniej chwili. Pamiętaj… w ostatniej chwili…

Kowalski patrzył na nich szeroko otwartymi oczyma.

– W stosunku do siebie nie mamy takich skrupułów -powiedział Kloss. – Pański pacjent, Kruck, przeżyje…

Na twarzy lekarza malowała się niepewność. Wstał, potem wyprostował się jak żołnierz.

– Jestem do pana dyspozycji – powiedział. – Może mi pan wierzyć.

– Obawiam się, że to już za późno – oświadczył Kloss.

– Nic nie wiedziałem! – wybuchnął nagle Kowalski. -Ostatecznie nic pan nie powiedział. Do ostatniej chwili nie byłem pewien, czy to nie jest prowokacja.

– Teraz to już nie ma znaczenia. Jeśli zginiemy, a panu uda się przeżyć, opowie pan po wojnie o spotkaniu z porucznikiem Klossem i Ewą Wodnicką, tak brzmi jej prawdziwe nazwisko. To wszystko.

– Nic już nie możemy zrobić?

Kloss czekał na to pytanie. Wiedział, jak trudno czasem skłonić ludzi do podjęcia najwyższego ryzyka. Jeśli nie mylił się w ocenie Kowalskiego, mógł już na niego liczyć.

– Możemy próbować – powiedział powoli. Spojrzał na zegarek. – Do kogo ze swoich pracowników ma pan najwięcej zaufania?

– Do Klary – rzekł bez wahania Kowalski. I potem dodał: – Ona jest w konspiracji. – Znowu wybuchnął: -Powinien pan mi zaufać od pierwszej chwili…

– Nie mogłem. Czy sądzi pan, że któreś z nich, Sto-kowski albo Krystyna, pracuje dla Niemców?

– Stanowczo nie. Stokowski pochodzi z Warszawy, jego rodzice zostali aresztowani, a on zmienił nazwisko. To tchórz, ale uczciwy chłopak. Bał się Welmarza, bo Welmarz coś o nim wiedział.

– Kto, pana zdaniem, zabił Welmarza?

– Nie wiem – Kowalski wzruszył ramionami. – Czy to teraz ważne?

– Najważniejsze. – Kloss spacerował dużymi krokami po pokoju. – Jeśli pan tego nie zrobił, istnieje tylko jedna możliwość. A ta możliwość jest dla nas pomyślna…

– Kto?

– Wolałbym tego nie mówić. Wolałbym nigdy nie powiedzieć. – Kloss usiadł znowu obok Ewy i głaskał jej dłonie. – Mam zupełnie szaleńczy pomysł, doktorze… Wariacki pomysł… Istnieje niewielka szansa powodzenia, ale jeśli Rhode da się przekonać… Czy stać pana na ryzyko?

– Stać mnie na ryzyko -w głosie Kowalskiego brzmiała stanowczość.

– Oceniam realistycznie możliwości. Rhode jest niebezpiecznym przeciwnikiem. To inteligentny oficer, nie da się łatwo wyprowadzić w pole… Ogromną rolę gra także przypadek. – Kloss wyjaśniał, a oni słuchali z ogromnym napięciem. – Mamy sporo roboty – mówił – a bardzo niewiele czasu. Musi pan wykorzystać także Stokowskiego…