Edward z rozpaczą patrzył na tarczę budzika. Słyszał powolne cykanie zegara. Dwaj gestapowcy rewidowali właśnie kuchnię. Brunner ściągnął pościel z łóżka, a Glaubel opukiwał framugi.
Edward podjął błyskawiczną decyzję; od okna dzieliło go parę kroków… Może zdąży skoczyć, zanim tamten wystrzeli, żeby tylko zdążył skoczyć. Wbił mocno nogi w podłogę, pochylił się całym ciałem naprzód, a potem ręce wsparł o poręcze krzesła…
Kloss podchodził właśnie do kamienicy numer piętnaście. Włocha zostawił w kawiarni, wahał się jeszcze chwilę, czy iść na spotkanie, ale postanowił ryzykować, chociaż może powinien…
Myślał ciągle o terminie czterech dni, które dała im centrala i rozważał rozmaite koncepcje akcji w fabryce… Chciał już skręcić do bramy, gdy nagle usłyszał krzyk i brzęk tłuczonego szkła.
Z drugiego piętra spadła doniczka, uderzyła o płyty chodnika.
Kloss, nie patrząc w górę, przyspieszył kroku. Widział przed sobą pusty chodnik; nic więcej, tylko pusty chodnik. Leciutkim, niedostrzegalnym niemal ruchem przesunął kaburę pistoletu na brzuch. Wiedział już, co się stało.
Nie myślał teraz o sobie, myślał o nich, o Edwardzie, który zdążył wypchnąć doniczkę na ulicę i zapewne za to zapłaci, bardzo drogo zapłaci.
Ulica Wałowa była długa, na tym odcinku niemal bez przecznic. Odrapane kamieniczki, wąskie chodniki, korytarz, który trzeba przebyć. Kloss szedł coraz szybciej, myślał teraz o Dance. Z jakiego kierunku nadejdzie? Jeśli od strony Polnej, będzie zgubiona. Jeśli od parku, powinien spotkać ją po drodze.
Ciszę rozdarł warkot motorów. Na Wałowej pojawiły się ciężarówki z żandarmami.
Obstawiają ulicę – pomyślał Kloss. – Brunner musiał dojść do wniosku, że ten, który miał zjawić się u Edwarda, nie zdążył odejść daleko.
Parę metrów przed nim zatrzymał się również samochód, wyskoczyli żandarmi, kordon zamknął ulicę; ci, którzy nie zdążyli schować się do bram, wpaść na podwórze, wędrowali teraz do ciężarówek. Żandarmi wpychali ludzi do bud, rzucając na ziemię kenkarty. Rozległ się krzyk kobiet, krzyk, który Kloss znał dobrze… Minął spokojnie żandarmów, zasalutowali, on podniósł niedbale rękę do góry i jeszcze przez chwilę przyglądał się łapance.
Zatrzymał się na rogu Wałowej i niewielkiego placyku, przed wystawą sklepu z zabawkami. Postanowił tu poczekać piętnaście minut. Może Danka jednak nadejdzie. Zobaczył ją z daleka; pewna siebie, dobrze ubrana, szła od strony parku. Dostrzegła go, gdy był już przy niej.
– Edward spalony – szepnął. – Za dziesięć minut w parku.
Zawróciła i zniknęła w tłumie przechodniów. Kloss zapalił papierosa i ruszył powoli w tym samym kierunku.
W parku dzieci bawiły się nad jeziorkiem. Kloss przeszedł powoli obok kawiarenki przy oranżerii i zanurzył się w wysadzanej drzewami głównej alei. Zobaczył Dankę. Siedziała na ławce z puderniczką w ręku. Rozejrzał się jeszcze czujnie i podszedł do niej:
– Pozwoli pani, Fräulein?
– Oczywiście – odpowiedziała Danka.
Poczęstował ją papierosem. Nie spotykali się dotąd nigdy w dzień i nigdy w miejscu publicznym. Teraz nie mieli innego wyjścia. Danka uśmiechnęła się zalotnie – świetnie grała rolę dziewczyny żądnej przygód – i odsunęła się nieco od niego.
– Jak to się mogło stać? – zapytała cicho, nie przestając się uśmiechać.
– Nie wiem. Niewykluczone, że jesteśmy spaleni.
– Edward będzie milczał – powiedziała Danka i przystąpiła natychmiast do składania relacji. Udało się jej ustalić, że Reil i Pułkowski wyjeżdżają za trzy dni na poligon.
– Pułkowski się zgodził? – zapytał Kloss.
– Jest załamany- powiedziała Danka. – Chodzi o jego żonę.
– Widziałaś Kazika?
– Nie.
– Trzeba jeszcze dzisiaj ustalić – mówił Kloss – co się z nim stało. Należy poinformować resztę, ale najważniejszy jest Kazik.
– Pójdę do niego dzisiaj wieczorem. Zastanawiał się sporą chwilę.
– Nie wiem, czy powinnaś, ale nie ma chyba innego wyjścia. Będę cię osłaniał. – Potem wyznaczył jej miejsce spotkań. Mieli taki zapasowy punkt, który wydawał się bardzo bezpieczny; stary warsztat na przedmieściu, zamknięty od czasu wybuchu wojny.
– Muszę ustalić – mówił – jak dowiedzieli się adresu Edwarda. – Nie miał jeszcze pojęcia, jak to zrobi. Brunner zapewne nic nie powie, zresztą Kloss nie miał w tej chwili żadnej pewności, czy sam nie jest przedmiotem śledztwa.
Danka wzruszyła ramionami.
– Lepiej nie pytaj – powiedziała. – Sądzę, Janek, że to moja ostatnia akcja.
– Dobrze. Odeślę cię potem do oddziału.
– Dziękuję.
Kloss chciał już wstać, gdy nagle twarz mu stężała. Alejką parku szedł w ich kierunku prestidigitator Rioletto. Śledził go przez cały czas? Czy naprawdę był tak zręczny?
– Ja go znam – powiedziała dziewczyna. – To niejaki Rioletto. Próbował mnie uwodzić.
– To dobrze – powiedział Kloss. Przyszedł mu nagle do głowy pewien pomysł. Był bardzo ryzykowny, ale w końcu wszystko było ryzykowne.
– Posłuchaj, Danka – szepnął – ja odejdę, ty z nim tu zostaniesz i zaprosisz go do siebie na jutro wieczór, powiedzmy, na ósmą. Potem ci wytłumaczę, co masz robić…
Rioletto podchodził właśnie do nich.
– Mój Boże! – zawołał, znakomicie udając zaskoczenie – znowu się spotykamy! Nie wiedziałem, że oberleut-nant Kloss zna wszystkie interesujące kobiety w tym mieście.
– Po prostu mam szczęście – uśmiechnął się Kloss.
– A ja skarżę się właśnie na brak szczęścia – odpowiedział Rioletto.
Kloss spojrzał na zegarek i wstał.
– Niestety, na mnie pora.
– Od dzisiaj – stwierdził Rioletto – przestanę się skarżyć na brak szczęścia. Czy wolno mi zostać? Danka uśmiechnęła się.
7
W tej grze było coraz więcej niewiadomych; areszto- wanie Edwarda stawiało pod znakiem zapytania powodzenie całej akcji. Kloss wierzył, że Edward wytrzyma, musiał w to wierzyć, ale przecież ktoś zdradził gestapo mieszkanie na Wałowej, ktoś, kto wiedział bardzo dużo, może także o nim. Powinien uciec do oddziału? Nie, zostanie tu do końca, spróbuje rozegrać tę partię.
Może jednak przypadek? Nie wierzył w takie przypadki, Brunner nigdy nie działał na ślepo, musiał mieć dobre informacje. Kto? Rioletto? Puschke? A jeśli Danka? Bzdura! Gdyby Danka zdradziła, mieliby już jego. Przypomniał sobie twarz Głaubla; spotkał go przed godziną i teraz był pewien, że to spotkanie nie było przypadkowe.
Zadzwonił telefon. Kloss podniósł słuchawkę i jednocześnie zapalił lampę na biurku. To mógł być albo jego szef, albo Brunner; ci dwa) wiedzieli, że Kloss lubi pracować wieczorami w swoim gabinecie w Abwełirstelle, Usłyszał głos Brunnera, nieco zachrypnięty, zapewne po wczorajsze) pijatyce.
– Heil Hitler, Hans. Spędzasz samotny wieczór w biurze?
– Pracuję.
Brunner gadał o głupstwach, wspominał jakąś kelnerkę z kasyna, która podawała im wczoraj alkohol i miała niezłe nogi, a potem nagle zadał pytanie:
– Hans, ciebie interesuje nowa sekretarka Reila? Kloss miał parę sekund na odpowiedz. Podjął decyzję, wiedząc jednocześnie, ze na tym terenie Brunner musi wygrać.
– Tak – oświadczył – istotnie. A dlaczego o to pytasz, Hermann?
– Ładna dziewczyna – powiedział Brunner. – Chcesz ją odbić Reilowi?
– Nie myślałem o tym.
– A o czym myślałeś, Hans? Kloss brnął dalej;
– Myślałem – mówił – że może nadszedł czas, byśmy wymienili informacje.
– Może -stwierdził Brunner. W jego głosie Kloss usłyszał wahanie.