Выбрать главу

Co wie? – myślał. – Czego zdążył się dowiedzieć? Oczywiście Glaubel zameldował mu o spotkaniu na przedmieściu. To był błąd, gruby błąd. Danka nie powinna była chodzić do mieszkania Kazika. Brunner powiedział: „Dobranoc, jutro się zobaczymy", a Kloss odłożył słuchawkę i raz jeszcze rozważał wydarzenia dzisiejszego wieczoru.

Przyszedł na przedmieście o szóstej wieczorem, tak jak umówili się z Danka. Robotnicy wracali właśnie z dworca przeładunkowego i z fabryki należącej do zakładów Reila, w sklepie spożywczym ustawiała się długa kolejka, w furtkach, przed domami plotkowały kobiety czekając na mężów.

Kazik mieszkał w niewielkim, parterowym domku na rogu Ogrodowej i Śliskiej; Kloss, obojętny i obcy w tłumie spieszących się przechodniów, obserwował ten domek dobrych kilka minut, gdy zobaczył wreszcie Dankę otwierającą furtkę. Weszła do środka; Kloss przesunął kaburę na brzuch, czekał. Wiedział już, że nie powinien tu przychodzić, należało posłać któregoś z chłopców od Białego; zdążył już nawiązać kontakt z Białym. Danka długo nie wychodziła; zaczynał się niepokoić, przecież i tam mógł być kocioł, gdy nagle zobaczył obok siebie Głaubla. Hitlerowiec również obserwował domek Kazika Okonia.

Stało się – pomyślał Kloss i owładnął nim chłodny spokój.

– Heil Hitler, Glaubel – powiedział. – Co pan robi w takim zakazanym miejscu?

– Spacer – odparł Glaubel. – A pan?

– Ja – roześmiał się Kloss – mam mało czasu na spacery. Najczęściej pracuję. A niekiedy lubię zapolować.

– Polowanko – powtórzył Glaubel i spojrzał uważnie na Klossa. – To dziwne, że spotykamy się właśnie w tym miejscu.

– Tak – odparł Kloss tym samym tonem – dziwne.

Obaj patrzyli na furtkę prowadzącą do domku Oko-niów.

Więc Kazik także siedzi – myślał Kloss. – Pilnują jego mieszkania, ale tam nie ma kotła. Danka jeszcze wyjdzie. Będą ją obserwować. Czy Glaubel jest sam?

Rozejrzał się. Chyba jest sam. Nie miało to co prawda żadnego znaczenia, ale umożliwiało spotkanie z Danką. Wychodziła właśnie z domku; spokojna, obojętna minęła furtkę.

– Piękna Polka – powiedział Glaubel. – Czy pan się nią interesuje?

Kloss milczał. Już wówczas wiedział, że to pytanie musi mu zadać Brunner.

Pochylił się znowu nad papierami; powinien przygotować na jutro sprawozdanie dla Horscha; nigdy nie zaniedbywał swych obowiązków w Abwehrze, ale teraz nie mógł pracować. Jak powinien zagrać? Domyślają się oczywiście, że Danka miała coś wspólnego z Kazikiem, ale Brunner jest zbyt mądry, by kazać ją zaraz aresztować. Może by wysłać Dankę do oddziału? Kloss tak powinien postąpić, ale nie może zrezygnować z jej informacji, jeśli akcja ma się w ogóle odbyć. Musi ryzykować, ciągle ryzykować, i to nie tylko własnym życiem. Musi być szybszy niż Brunner.

Powiedział Dance: „Bądź przygotowana na wszystko". Spotkali się w starym warsztacie mniej więcej po godzinie. Danka kluczyła po mieście i udało jej się zgubić Glau-bla. Przyniosła rzecz bezcenną: odpis pisma Reila do Berlina. Inżynier meldował, że doświadczenia zaczynają się 10 maja. Tego dnia rano Reil i Pułkowski wyjeżdżają na poligon. To był ostatni termin. A ile jeszcze przedtem do zrobienia! Kloss polecił Dance powiedzieć Reilowi, że odwiedziła swego starego kolegę, Kazika Okonia; niech Reil to powtórzy Brunnerowi. Chodzi o czas, czas decyduje o wszystkim; może Brunner uwierzy, że idzie fałszywym tropem. Danka była bardzo zmęczona; zapytała jeszcze o pana Riolettę. Zaprosiła go do siebie na następny dzień; powiedziała, że będą goście. Co Kloss chce właściwie wiedzieć o sztukmistrzu z Berlina?

Kloss otworzył okno; wieczór był ciepły, na niebie krzyżowały się światła reflektorów. Usłyszał odległą serię pe-emu, potem śpiew pijanych żołnierzy. Wrócił do biurka i znowu pochylił się nad papierami. Przerwał mu podoficer. Stanął wyprostowany w drzwiach i zameldował, że zgłosił się niejaki Herr Puschke, wicedyrektor Robert Puschke i pyta, czy pan oberleutnant go przyjmie.

Kloss był zaskoczony. Najpierw telefon Brunnera, potem wizyta pana Puschkego. Czego mógł od niego chcieć ten gruby Niemiec, przyjaciel sztukmistrza Rio-letta? Kazał go wprowadzić.

Zapalił górną lampę i w ostrym świetle zobaczył twarz swego gościa. Pokrywała ją szara bladość, oczy miał pan Puschke podpuchnięte, ręce mu drżały. Usiadł na wskazanym krześle i położył dłonie na biurku.

– Kieliszek koniaku, panie Puschke?

Skinął głową. Wypił, potem zaczął chwalić ten koniak, że taki wyśmienity, na pewno francuski, on, Puschke, był w czterdziestym pierwszym we Francji, ale jego zapasy dawno się skończyły.

– Co pana tu sprowadza? – Kloss przerwał ten wywód dość bezceremonialnie.

Puschke zapalił cygaro, długo delektował się dymem, potem wyjął z kieszeni zapieczętowaną paczuszkę i położył na biurku. Nie ma co prawda koniaku, ale ma właśnie te cygara, jeśli pan oberleutnant zechce przyjąć… Pan oberleutnant miał jednak dosyć tych wstępów.

– O co chodzi, panie Puschke?

– Sprawa jest bardzo trudna – zaczął Niemiec – i niezwykle delikatna. – Mówił, że przyszedł właśnie tutaj, bo wierzy, że oberleutnant Kloss i oczywiście Abwehra zrozumieją jego szczególną sytuację, sytuację uczciwego Niemca, który wbrew własnej woli został wplątany… tak, właśnie wplątany, w obrzydliwą aferę…

– Proszę wyraźniej! – rozkazał. Puschke wstał.

– Panie oberleutnant – powiedział niemal patetycznie – przychodzę tutaj jako uczciwy Niemiec…

– Konkrety!

– Chciałem zameldować – wykrztusił wreszcie Puschke, że sztukmistrz Rioletto jest angielskim szpiegiem, pracuje od dawna przeciwko Rzeszy. – Odetchnął z ulgą i usiadł na krześle. Zaciągnął się cygarem.

Nastąpiła teraz cisza, twarz Klossa nawet nie drgnęła. Puschke nie domyśli się nigdy, jak bardzo zaskoczył ober-leutnanta. Kloss obserwował swego gościa i myślał jednocześnie intensywnie:

Prowokacja? Najpierw zatelefonował Brunner, potem przyszedł Puschke… Nieprawdopodobne! Po co mieliby to robić? Chcieli sprawdzić raz jeszcze Klossa? Po dwóch latach?

Puschke niecierpliwie kręcił się na krześle; oczekiwał pytań? A może sądził, że powiedzą „Dziękuję" i puszczą go do domu?

– Dlaczego nie poszedł pan z tym do Brunnera? – zapytał Kloss. – A może pan już był u Brunnera?

– Myślałem, że w tych sprawach to wszystko jedno: Abwehra czy gestapo.

– A jednak wybrał pan Abwehrę. Przecież pan zna Brunnera. A w waszych zakładach działa także Glaubel.

– Powiem wszystko – westchnął Puschke.

– O to właśnie chodzi.

– Z Brunnerem rozmawiałem wczoraj i przedwczoraj. Nie odważyłem się. Myślałem, że z panem będzie mi łatwiej…

Kłamie – pomyślał Kloss. – A jeśli mówi prawdę? Sprawdzimy.

– Puschke! – ryknął.

Wicedyrektor zerwał się natychmiast z krzesła i stanął na baczność. Wyglądało to niemal komicznie, ale Klossa dawno już nie bawiły typowo niemieckie reakcje. Znał je i wykorzystywał.

– Ze mną nie będzie łatwiej – mówił. – Jasne?

– Tak jest! – wykrzyknął Puschke.

– Byłeś agentem Rioletta? – zapytał Kloss.

Puschke w jednej chwili sflaczał, zachwiał się, ale Kloss nie pozwolił mu usiąść.

Nagle Puschke zaczął płakać. Był to widok wręcz nieznośny: płaczący, gruby Niemiec… Jego historyjka była zresztą prosta i banalna. W trzydziestym dziewiątym roku pewien berliński sklepikarz zaczął mu pożyczać pieniądze. Najpierw drobne sumy, potem coraz większe, a gdy Puschke podpisał weksel opiewający już na kilka tysięcy marek, zjawił się Rioletto.

– Ja nic nie zrobiłem przeciwko Rzeszy – płakał Puschke. -Miałem przyjaciela w SS, on zajął się tym sklepikarzem, ale weksel został, zabrał go Rioletto i Rioletto zażądał…