– Czego? – zapytał sucho Kloss.
– Dałem mu tylko nazwiska inżynierów pracujących u Lubbicha w Hamburgu… Potem wybuchła wojna, stracił mnie z oczu, bo pojechałem do Francji… i teraz znowu… On mnie zabije, panie oberleutnant – szepnął nagle.-Ja się boję.
Bał się naprawdę. Kloss kazał mu nareszcie usiąść i dał szklankę wody. Potem polecił powtórzyć sobie wszystko raz jeszcze; nie słuchał już, musiał podjąć decyzję, sytuacja komplikowała się coraz bardziej i każdy ruch stwarzał nowe niebezpieczeństwa. Jeśli Puschke mówił prawdę, nie mógł przekazać go Brunnerowi; nie mógł nim zagrać, bo narażał życie Włocha. Jeśli Puschke kłamał…
Należało przede wszystkim sprawdzić, kim był naprawdę Rioletto. Jeśli człowiekiem sojuszniczego wywiadu, skierowanyni tutaj w związku z doświadczeniami Reila, mogli tę akcję przeprowadzić wspólnie. Zgoda centrali? Nie było czasu na uzyskiwanie zgody, należało działać na własną rękę.
Ale jak zdobyć pewność?
Puschke podpisał wszystko, co mu kazano. Kloss schował papiery do kieszeni i kazał wicedyrektorowi iść do domu. Niech milczy. Jeśli zależy mu na własnej skórze, będzie milczał. Puschke był nieco zaskoczony, ale wiedział przecież, że Abwehra ma swoje metody.
– Niech się pan nie spodziewa – powiedział mu Kloss na pożegnanie – że Rioletto zostanie aresztowany jeszcze tej nocy. My mamy czas. A jeśli chodzi o pana… trzeba będzie oczywiście odpokutować za grzechy. A pokutę uzależnimy od pańskiego zachowania: milczenie i sam pan rozumie…
– Rozumiem – odpowiedział Puschke.
Kloss odprowadził go do drzwi. Gruby Niemiec stanął na progu i podniósł rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Oberleutnant uśmiechnął się ironicznie; ten człowiek wierzył jeszcze, że przeżyje wojnę… Kloss wiedział, że Puschke nie ma żadnych szans. I nie czuł litości.
8
Dzień zaczął się dla Reila źle. Z samego rana Danka oświadczyła, że chce mieć wolny wieczór. Stanęła na progu gabinetu i powiedziała to od razu; wyglądała ślicznie, miała na sobie zieloną sukienkę, którą Reil szczególnie lubił. Chciał krzyknąć: „Z kim się umówiłaś?", ale popatrzył tylko na nią i milczał.
Zatrzasnął drzwi; w gabinecie pozostał zapach jej perfum. Kazał wezwać Puschkego i wysłuchał meldunku o stanie przygotowań na poligonie. Oczywiście wszystko było jeszcze w proszku. Puschke powiedział: „Prawie gotowy" i Reil wyładował na nim wściekłość.
– Za niedokładność wysyłam na front wschodni! – krzyczał. – Dziesiątego maja rano poligon musi być przygotowany. Rozmawiał pan z Pułkowskim?
– Tak. Chyba się zgadza…
– Żadnych chyba! – wrzasnął znowu Reil, ale ruganie zastępcy nie przyniosło mu wcale ulgi. Puschke nie bronił się zresztą. Tkwił w fotelu, oczy miał podpuchnięte i wydawało się Reilowi, że za chwilę wybuchnie płaczem.
– Co się z panem dzieje, Puschke.
– Nic, panie dyrektorze.
– Wygląda pan jak stara baba.
Puschke zaczął mówić coś o przemęczeniu, a potem, że ten kraj źle na niego działa; człowiek żyje tutaj jak w klatce, boi się wyjść na miasto.
– To niech pan się przestanie bać – uciął Reil – i weźmie do roboty. Może pan już sobie iść. – Zatrzymał go jednak jeszcze na progu i zapytał, co robił na terenie zakładów prestidigitator Rioletto. Widział tego pana w sekretariacie.
Puschke poczerwieniał, potem zbladł i oświadczył, że Rioletto wstąpił na chwilę, by go przeprosić za ten dowcip z cygarem.
Potem szepnął, że Włoch przyglądał się Fräulein Dance z ogromnym, ale to naprawdę ogromnym zainteresowaniem. To wyprowadziło już Reila ostatecznie z równowagi.
– Wynoś się pan! – wrzasnął. -I nie opowiadaj mi plotek!
A jeśli jeszcze raz zjawi się ten sztukmistrz, każę go Glaubelowi zamknąć na dwadzieścia cztery godziny.
Został sam w gabinecie, powiedział Dance, że nikogo nie przyjmie i nie będzie rozmawiał przez telefon, ale nie mógł pracować. Osaczyły go wszystkie możliwe niepokoje. Jeśli doświadczenia się nie udadzą, straci zaufanie fuehrera i mogą go nawet wysłać na front.
Pomyślał, że nie boi się frontu, ale stanął mu przed oczyma obraz widziany chyba w kinie: biała, równa płaszczyzna, żołnierze na nartach i w głębi palące się chałupy. Ile jest kilometrów od Berlina do Wołgi? Nie, nie stoją już przecież na Wołdze, czytał znowu o skracaniu frontu, ale nie interesowały go właściwie nigdy komunikaty wojskowe. Ojciec Reila miał mapę, w którą wbijał kolorowe chorągiewki, jego to nie bawiło.
Zadzwonił i gdy Danka stanęła w drzwiach, kazał sobie przynieść ostatni numer „Völkischer Beobachter". Rozłożył gazetę i zobaczył na pierwszej sronie zdjęcie fuehrera. Fuehrer spoglądał poważnie, ale też z charakterystyczną dla oficjalnych portretów wielkiego wodza łaskawością; Reil zaczął czytać artykuł, ale dojechał tylko do końca pierwszego akapitu. W drzwiach stanął Brunner.
Brunner wchodził bez meldowania, wydawało się, że nie dostrzegał obecności Danki w sekretariacie, nie akceptował jej istnienia. Reil podnosząc się zza biurka wiedział, że rozmowa nie będzie przyjemna. Dzień, który tak się zaczął, nie mógł mu przynieść nic radosnego. Wyciągnął koniak z szafy, a Brunner bez wstępów przystąpił do rzeczy. Chodziło najpierw o Pułkowskiego. Sturmbannfuehrer chciał wiedzieć, jak długo ten Polak będzie Reilowi potrzebny. Dyrektor odpowiedział, że nie wie. Nie wiedział naprawdę, wszystko zależało od wyników doświadczeń; chodziło zresztą, do diabła, o robotę, która się nigdy nie kończy.
– Natomiast wiedza tego Polaka jest ograniczona -oświadczył Brunner sucho. – Musi pan z niego wycisnąć wszystko, co trzeba, i koniec. Daję panu, powiedzmy, trzy miesiące.
Reil pomyślał, że ten gestapowiec jest bezczelny. Chciał powołać się na swoje szczególne pełnomocnictwa, ale zrezygnował. Zapytał tylko, co mają zamiar zrobić z Pułkowskim. Brunner uśmiechnął się chłodno i oświadczył bez ogródek: zlikwidować. Zbyt dużo wie.
– A jego żona? – zapytał jeszcze Rełl. Czuł suchość w gardle, napełnił swój kieliszek.
– Mnie pan też może nalać – odpowiedział Brunner. -Jego żona nie żyje od paru tygodni.
Reil spojrzał na Brunnera, nie ukrywając obrzydzenia. Wolałby o tym nie wiedzieć. Uświadomił sobie nagle, że jest sporo rzeczy, o których wolałby nie wiedzieć. Zresztą, to jego nie dotyczy. Ma swoją robotę, którą wykonuje znakomicie. Na świecie istnieje podział zadań, nie należy pchać nosa w cudze sprawy. Taki jest porządek rzeczy.
Myślał, że rozmowa jest skończona, ale okazało się, że najgorsze Brunner zachował sobie na deser.
– Gdzie pan poznał swoją sekretarkę? – zapytał.
– Proszę ją zostawić w spokoju! – wrzasnął Reil. Teraz wyprowadzono go z równowagi; nie zamierzał bronić Pułkowskiego, ale Dankę uważał już za swoją własność.
– Spokojnie, dyrektorze – Brunner ciągle się uśmiechał. – Proszę odpowiedzieć na pytanie.
– Skierowana przez Arbeitsamt – odpowiedział. On, który nawet w gabinecie fuehrera nie stracił pewności siebie, nie wyrzucił za drzwi tego gestapowca. Poczuł, że się boi i gdy to zrozumiał, strach opanował go naprawdę.
Próbował się jeszcze bronić.
– Nie wykryliście nawet sprawców dywersji! -krzyknął ni w pięć, ni w dziewięć.
– Już ich mamy – odpowiedział Brunner. – A pańska sekretarka kontaktowała się z jednym z nich, z Kazimierzem Okoniem.
Przypomniał sobie to nazwisko; Danka wymieniła je poprzedniego wieczora przy kolacji. Powiedziała, że chciała odwiedzić dawnego kolegę, ale nie zastała go w domu. Brunner wysłuchał tej relacji i nie ukrywał zaskoczenia.