Rioletto przeczytał uważnie zeznanie pana Puschkego, potem odłożył kartki na stół i zaciągnął się dymem.
– Co pan zamierza? – zapytał.
– Zeznanie jest ścisłe?
– Nie potwierdzę ani nie zaprzeczę – oświadczył Rioletto. – Co pan zamierza?
– Wyobraźmy sobie – mówił Kloss – że było inaczej. Stary agent wywiadu angielskiego, pan Puschke, usiłował zwerbować uczciwego Włocha Rioletta do pracy przeciwko Rzeszy. Ale Rioletto się nie zgodził, wówczas Puschke nasłał na niego bandytów i tylko dzięki czujności oberleutnanta Klossa Rioletto wykaraskał się z tarapatów.
– Bardzo mi odpowiada ta opowieść – uśmiechnął się Rioletto. – Kim pan jest?
– To pytanie chyba nie ma sensu – odpowiedział Kloss. – Wystarczy, że jestem gotów ryzykować.
– Ja też.
– Co pan myśli o Pułkowskim? – Kloss napełnił znowu kieliszki koniakiem.
– To as atutowy – powiedział Rioletto. – A Puschke -dodał – to karta bita. Zagramy razem?
– Nie mamy innego wyboru – rzekł Kloss. – Warto wypić za współpracę aliantów.
– Warto – uśmiechnął się Rioletto.
10
Gra zbliżała, się do punktu kulminacyjnego, karty W zostały już rozdane. Kloss wiedział, że jeśli nawet udało mu się wygrać dwa robry, trzeci będzie najtrudniejszy. Czy Brunner da się wywieść w pole? Czy uwierzy, że jego przeciwnikiem w tej grze był gruby Niemiec, pan Puschke? Brunner posiadał atuty, których nie należało lekceważyć. Miał w swoich łapach Edwarda i Ka-zika. Kloss wiedział, że kocioł nadal istnieje. W mieszkaniu na Wałowej nikt się oczywiście nie zjawił. Edward i Kazik milczeli, ale przecież gestapo nie zaczęło jeszcze na dobre przesłuchiwań. Kloss rozważał rozmaite możliwości, musiał jednak myśleć przede wszystkim o odbiciu Pułkowskiego. Dziesiątego maja rano Pułkow-ski i Reil wyruszają na poligon; należało przygotować akcję i jednocześnie tego samego dnia zlikwidować sprawę pana Puschkego. Kloss bał się także o Dankę; miała zniknąć dziewiątego maja wieczorem, to znaczy w ostatniej chwili. Rioletto był zdania, że powinna zniknąć wcześniej. Ciągle nie byli pewni, co naprawdę wie Brunner.
Dziewiątego maja Kloss zadzwonił do Brunnera. Usłyszał jego ochrypły głos w słuchawce i oświadczył bez wstępów, że muszą się zobaczyć. Ma coś nader ważnego.
– Naprawdę, Hans? – powiedział Brunner. – Naprawdę chcesz zacząć mówić? – Nie brzmiało to zbyt zachęcająco.
Gdy wszedł do gabinetu sturmbannfuehrera w gestapo, Brunner nie był sam. Obok niego siedział Glaubel. Obaj patrzyli na Klossa z napiętą uwagą.
– Wykładaj, co masz – powiedział Brunner.
– Powoli, powoli. Jak tam twój kocioł?
– Mówiłem – wtrącił Glaubel – że należało jeszcze poczekać. Ten Okoń sam by mi powiedział.
– Bzdura! – parsknął Brunner. – Tam siedzą zawodowcy, człowieku. Schowaliśmy tego Okonia i kropka. Poczekamy jeszcze z dzień i zdejmiemy dziewczynę. -Brunner patrzył uważnie na Klossa, ale nic nie wyczytał z jego twarzy.
– Możecie ją zdjąć – oświadczył spokojnie Kloss. – To płotka.
– Płotka! – skoczył Brunner. – A gdzie są grube ryby? Ty chodziłeś z tą dziewczyną, Hans, nie wypieraj się. Co wiesz? Kloss sięgnął po cygaro.
– Widzisz, Brunner – powiedział – chciałbym mieć gwarancję, że to będzie nie tylko twój sukces.:
– Chcesz zarobić awans?
– Może – odparł Kloss.
– Chciałbym cię ostrzec – głos Brunnera brzmiał twardo. – Nasz przyjaciel Glaubel ma pewną koncepcję, która mogłaby cię szczególnie zainteresować.
– Żarty – powiedział Kloss i poczuł jednak lekki niepokój. Nie wolno nigdy sobie pozwalać na niedocenianie przeciwników. – Co byś powiedział – ciągnął spokojnie – o niejakim panu Puschkem?
– Puschke? – zdziwił się Brunner i spojrzał na Glaubla. -Co ty na to?
Glaubel wzruszył ramionami. Nigdy się nim nie interesował.
– Mam ciekawe materiały – mówił Kloss. – Nie ulega wątpliwości, że to Puschke dostarczał obcemu wywiadowi informacji o zakładach Reila. Wczoraj usiłował zwerbować pewnego Włocha nazwiskiem Rioletto.
Mówił i patrzył na ich twarze. Obaj byli zaskoczeni i obaj czuli się oszukani. Jak zareagują? Czy będą chcieli aresztować pana Puschkego natychmiast? Spojrzał na zegarek. Rioletto powinien zdążyć, wszystko obmyślili precyzyjnie, ale ryzyko było ogromne.
– Aresztujesz Puschkego? – zapytał.
– Pomyślę – warknął Brunner. – Nie lubię się spieszyć.
Kloss wepchnął ręce do kieszeni, dłonie miał wilgotne. Znowu spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Rioletto powinien być teraz w mieszkaniu Puschkego. Zostawi tam parę kompromitujących dokumentów: meldunek o wyjeździe Reila na poligon, plan sytuacyjny zakładów…
– Radziłbym ci zdjąć tego człowieka natychmiast -powiedział.
– Twoje rady są zawsze bardzo cenne, Hans – uśmiechnął się Brunner. – Nie zapomnę, że mi pomogłeś.
– Dziękuję – oświadczył Kloss. – Pozwolisz, że złożę także meldunek swojemu szefowi?
Opuścił gmach gestapo wieczorem; czekało go jeszcze spotkanie z Danką, a potem noc przed akcją. Nie lubił tych nocy. Przeklinał wówczas swoją robotę; gdyby mu wolno było wziąć osobiście udział w akcji, gdyby mu wolno było po prostu walczyć z bronią w ręku.
Na ulicy Basztowej zobaczył Rioletta. Włoch czekał na niego przed wystawą kwiaciarni.
– W porządku? – zapytał Kloss.
– Obrzydliwa robota – odpowiedział tamten. – Puschke wrócił do domu o parę minut wcześniej… Wolałbym, żeby się bronił, a on tylko krzyczał, przeraźliwie krzyczał. To jednak trwało parę sekund…
– Obrzydliwa robota – potwierdził Kloss. – Niech pan się przygotuje na rozmowę z Brunnerem. To nie będzie łatwa rozmowa. – Rioletto skinął głową.
– Wiem. Jestem przyzwyczajony. Kiedy skończy się nareszcie ta wojna?
– Kiedyś się skończy – odpowiedział Kloss.
– Jestem w rzeczywistości chemikiem – rzekł Rioletto – i chciałbym znowu być tylko chemikiem.
Mrok zapadał szybko. Na przedmieściu było pusto, nawet patrole zjawiały się tu rzadko. Kloss przyszedł do opuszczonego warsztatu parę minut za wcześnie. Siadł na stercie żelastwa i odpoczywał. Jak to dobrze, że nadszedł ten ostatni wieczór. Danka wróci do oddziału… Jeszcze tylko jutrzejsza akcja, ale to musi się udać.
Przybiegła zdyszana.
– Myślałam, że się spóźnię – mówiła – i że cię już nie zastanę. Reil nie chciał mnie puścić, jakby domyślał się, że nigdy mnie więcej nie zobaczy.
– Nikt cię nie śledził? – zapytał Kloss.
– Nie – odparła Danka, ale nie brzmiało to zbyt pewnie. Przypomniała sobie teraz, gdy skręcała z Polnej w Ogrodową, zobaczyła za sobą sylwetkę mężczyzny, która wydała jej się znajoma. Potem nikogo już nie dostrzegła, ale powinna pokluczyć trochę po mieście, jeśli nie miała zupełnej pewności.
– Pójdziesz do Marcina – powiedział Kloss. – Prosto stąd pójdziesz do Marcina i sprawdzisz jeszcze przygotowania do akcji. Masz podziękowanie z centrali.
– Dziękuję – szepnęła Danka. – Co zrobicie z Reilem?
Kloss nie zdążył odpowiedzieć. Usłyszał szelest, a potem nieostrożnie trącone przez kogoś żelastwo zwaliło się na ziemię. Odwrócił się gwałtownie. Zobaczył Glau-bla, który stał z pistoletem gotowym do strzału.
– Ręce do góry, Kloss! I ty też! – podchodził do nich ostrożnie. – Wyżej rączki – mówił – wyżej! Tak przypuszczałem, ja się nigdy nie mylę… Zdemaskowałem cię, Kloss.