Tymczasem postanowił wykorzystać do końca swoje atuty. Ze są ważkie, sprawdził to podczas telefonicznej rozmowy z von Boldtem. Pojechał najpierw do sztabu
Oberkommando der Wehrmacht, gdzie urzędował generał. Oficer dyżurny przyjął go ze zdziwieniem i oświadczył, że von Boldta już nie ma, a do domu wolno telefonować tylko w wyjątkowo ważnych sprawach. Kloss przedstawił się i zażądał połączenia.
– Nie przyjmę dzisiaj nikogo – usłyszał głos von Boldta, gdy zameldował się służbiście.
– Chodzi o zadanie, które pan generał zlecił porucznikowi Stolpowi – powiedział cicho i z naciskiem.
Po drugiej stronie przewodu trwało milczenie; stary Prusak zapewne zastanawiał się.
– Proszę przyjechać – rzucił wreszcie szorstko do słuchawki.
Przy furtce stał żołnierz Wehrmachtu. Gdy usłyszał nazwisko Klossa, nacisnął przycisk, drzwi odskoczyły; na schodach prowadzących do willi czekał już porucznik Stolp. Był bez czapki, głowę miał obandażowaną.
Nie powinien mnie poznać – pomyślał Kloss – starałem się zmieniać głos… a jeśli mnie pozna…
– Pan generał czeka – powiedział sucho Stolp.
W przedpokoju zostawił płaszcz; wahał się chwilę, ale czarną teczkę wziął ze sobą. Myślał o tej zabawce wypełnionej plastykiem, która spoczywała sobie spokojnie między papierami na dnie teczki. Jeśli nie byłoby innego wyjścia… Ogromny pokój, ciężkie meble, biurko pod wielkim portretem Bismarcka. Na ścianach jeszcze Hin-denburg i Clausewitz. W swoim prywatnym sanktuarium generał von Boldt nie umieścił fotografii fuehrera. Siedział w głębokim fotelu za biurkiem, czerstwy, ogorzały, monokl wykrzywiał lekko twarz. Spoglądał na Klossa tak, jak spogląda się na niezbyt zdyscyplinowanych podwładnych, którym starcza tupetu, by zakłócać spokój zwierzchnikom swymi błahymi kłopotami. Dewizą generała było od dawna: „W zakresie mojej władzy nie może się zdarzyć nic nadzwyczajnego".
Nie podał Klossowi ręki, wskazał rnu tylko krzesło. Porucznik nie zamierzał wykładać swoich kart, a przynajmniej nie zamierzał robić tego od razu.
– Jestem przyjacielem panny Ingrid Kield – zaczął i spojrzał na generała, ale twarz starego Prusaka pozostała nieruchoma. – Mam powody przypuszczać – ciągnął dalej Kloss – że pan generał rozporządza informacjami (sądził, że zręcznie to sformułował) dotyczącymi losów tej młodej osoby.
– Pan chyba oszalał! – powiedział generał, a Kloss pomyślał, że każdy pruski oficer straciłby resztę odwagi na widok generalskiego gniewu. On jednak nie był pruskim oficerem i nieruchoma twarz Boldta oprócz nienawiści budziła w nim tylko namiętność gracza.
– Oczywiście pan generał może zaprzeczyć – mówił spokojnie – dojdę wówczas do wniosku, że to porucznik Stolp na własna rękę i bez rozkazu zamierzał przeszukać mieszkanie panny Kieid, posługując się jej własnymi kluczami…
– Moi oficerowie działają tylko na rozkaz – oświadczył generał zapalając cygaro.
Jest jednak w pewnym sensie lojalny – pomyślał Kloss.
– Pozwoli pan zapalić, panie generale? – zapytał.
– Tak – warknął von Boldt nie podając mu cygara.
– Jeśli więc – Kloss już niemal szeptał – Stolp nie działał z własnej inicjatywy, to to, czego szukał, potrzebne było właśnie panu generałowi. A klucze mógł rnieć wyłącznie od Ingrid Kield, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach około szóstej trzydzieści wieczorem.
– Czego niby szukał Stolp? – generał wyjął monokl i przyglądał się teraz Klossowi z pewnym zainteresowaniem.
" – Na to pan generał znajdzie bez trudu odpowiedź -odrzekł grzecznie porucznik.
– Bzdura! Nie cierpię insynuacji, młody człowieku!
– Sądzę – gniew generała nie czynił na Klossie żadnego wrażenia – że Stolp źle wykonał swoje zadanie.
Mierzyli się wzrokiem; w życiu generała von Boldta nie zdarzyło się jeszcze ani razu, by jakiegoś oberleut-nanta musiał traktować jak równorzędnego partnera.
– Czego pan właściwie chce? – warknął. Kloss uśmiechnął się leciutko; twarz generała nie była już doskonale nieruchoma.
– Niewiele, panie generale. Potwierdzenia – nie umiał przez chwilę znaleźć właściwego słowa – że Ingrid Kield znajduje się w pańskiej dyspozycji. I informacji, co pan zamierza z nią zrobić.
Generał milczał. Po chwili wahania podał Klossowi cygaro. I srebrny nożyk.
– Skąd pan wie o Stolpie? – zapytał.
– Widziałem go w mieszkaniu panny Kield.
– To pan go tak urządził?
– Tak.
– Co pan jeszcze wie?
– Wystarczająco dużo – powiedział Kloss. Ciągle nie zamierzał wykładać swoich kart.
– Nic pan nie wie – stwierdził dość nieoczekiwanie generał. – Czy marzyły się panu laury w gestapo?
– Nie powiedziałem, że zamierzam iść do Muellera. On poszukuje panny Kield na własną rękę.
Spojrzał na generała i pomyślał, że popełnił chyba jakiś błąd. Von Boldt się uśmiechał. Po chwili twarz starego Prusaka stwardniała.
– Stolp naopowiadał panu bzdur. (Nie wierzy – pomyślał Kloss – że znalazłem tę kartkę, ale nie będę wyprowadzał go z błędu). Jeśli pan jest uczciwym niemieckim oficerem, a ciągle jeszcze tak pana traktuję -brzmiało to niemal patetycznie – powinien pan mieć do mnie zaufanie i rozumieć, że wszystko co robię, robię dla wielkości Niemiec. – Spojrzał na portret Bismarcka. – Honor oficerski nakazuje panu milczenie i posłuszeństwo.
Stary cymbał – pomyślał Kloss ze złością. – Gdybym mu powiedział, że mam ten liścik do Kirsthovena… -Spojrzał na swoją teczkę, leżącą obok na podłodze. – Mógłby mnie kazać zlikwidować, chociaż oficer dyżurny wie, że do mego pojechałem… Oficer dyżurny będzie milczeć.
Rozważał to wszystko, gdy mówił:
– Więc pan generał me zechce mi powiedzieć czegokolwiek o Ingrid Kield?
– Nic pan nie uzyskał. -I po chwili: – Mogę panu poradzić, młody człowieku, żeby pan o niej zapomniał. To już bardzo dużo – pomyślał Kloss.
– I żeby pan zapomniał o naszej rozmowie.
– Jak najchętniej, panie generale – zabrzmiało to jednak dość poufale. -Jak najchętniej – powtórzył. – Gdybym mógł mieć tylko pewność…
– Jaką pewność?
– Ze Ingrid Kield nie odjedzie rannym pociągiem do Sztokholmu.
Pomyślał, ze powiedział jednak za dużo. Twarz generała wyrażała teraz zdziwienie. Wcisnął monokl w oko i przyglądał się Klossowi z niekłamanym zainteresowaniem.
– Nie rozumiem.
– Czy mógłbym mieć taką pewność?
– Powiedzmy – rzekł generał von Boldt.
– Wobec tego pan generał pozwoli, że się odmelduję.
Obaj popełniliśmy błędy – myślał, zapinając płaszcz w korytarzu. – Stary Prusak nie próbował nawet wyciągnąć ze mnie, co wiem naprawdę, a ja powiedziałem odrobinę za dużo. Jeśli Ingrid wyzna Boldtowi, jakie zadanie wyznaczył jej dzisiejszej nocy Mueller, generał może domyślić się, o co chodzi i będzie miał mnie w ręku. Ale ja też trzymam go w ręku, więc złapał Kozak Tatarzyna…
Byle tylko nie wypuścił Ingrid! Ciekaw jestem, jaki będzie jego następny ruch? Co zrobi?
Generał von Boldt nakręcił pewien zastrzeżony numer i długo czekał, zanim usłyszał znajomy głos. Potem wezwał Stolpa i kazał przyprowadzić do swego gabinetu Ingrid Kield.
6
Ingrid Kield, dziewczyna, którą Hans Kloss od dwudziestu przeszło godzin usiłował bezskutecznie zabić, siedziała naprzeciwko generalskiego biurka.
– Pali pani? – zapytał von Boldt.