Выбрать главу

– Mogę nie palić i nie pić – odpowiedziała, każdym gestem starając się dać wyraz swej obojętności i pogardzie. Spoglądała na portret Bismarcka; twarz żelaznego kanclerza wydawała się sympatyczniejsza i bardziej ludzka niż twarz właściciela gabinetu.

– Nie lubię toczyć wojen z kobietami – oświadczył von Boldt.

– Natomiast lubi pan więzić kobiety w prywatnej piwnicy – odparowała natychmiast.

– Nie grajmy w ciuciubabkę, droga pani. – Stary Prusak wcisnął monokl w oko i sięgnął po cygaro. – Stawka jest bardzo wysoka. Nie myślę oczywiście o mnie i moich podwładnych, myślę o Niemczech. Dobrowolnie zadeklarowała pani swoją pomoc i zgodziła się przekazać otrzymany ode mnie list… – chrząknął – właściwej osobie w Sztokholmie.

– Wykonałabym swoje zobowiązanie.

– Pani raczy żartować – powiedział grzecznie generał. – Dziś rano poinformowano mnie, że jest pani… -chrząknął znowu – współpracownicą Muellera z gestapo. Czy to prawda? – rzucił ostro.

Wahała się niedostrzegalnie krótko.

– Tak, to prawda. Von Boldt westchnął.

– Nie chciałem wierzyć – rzekł – gdy otrzymałem ten meldunek. Nie pytam, dlaczego pani tak postąpiła, ale żądam teraz jasnych i szczerych odpowiedzi. Nie wiem, czy będę mógł zwrócić pani wolność, ale, ale nie wykluczam, że dam szansę przeżycia. Proszę mówić. Co wie Mueller?

– Nic – odpowiedziała Ingrid.

– Kłamstwo. – Generał nie podnosił głosu. – Gdzie jest mój list?

– W moim mieszkaniu.

– Dokładnie gdzie?

– Panie generale – Ingrid po raz pierwszy spojrzała na niego – zwrócę panu list, jeśli zwróci mi pan wolność. Przysięgam, że nie powiedziałam Muellerowi ani słowa. Ja… – chciała mu teraz wyjaśnić najtrudniejsze, ale była pewna, że nie zrozumie.

Co może wiedzieć pruski generał o miłości? Żyła wyłącznie dla Heiniego, myślała tylko o Heinim. „Mamy prawo nienawidzić" – powiedział kiedyś Heini. Gdy zginął, powtarzała te słowa, dodając: „Mamy prawo do zemsty". Zemsta stała się treścią jej życia. Wystawiła rachunek mordercom swego chłopca… Nie czuła wyrzutów sumienia ani litości, gdy przekazywała Muellerowi kolejne ofiary. „Śmierć Heiniego Koetla – stwierdził hauptsturmfuehrer – będzie ich drogo kosztowała. -I dodał: – Rozumiem i cenię pani nienawiść. Ja też nienawidzę".

Poczuła, że generał przygląda się jej uważnie.

– Ja… – powtórzyła. I dodała bezbarwnie: – Pracuję tylko przeciwko Polakom.

Generał milczał chwilę; jego nieruchoma twarz jakby złagodniała.

– Gdybym mógł w to uwierzyć… – wzruszył ramionami. – Drobne i niezbyt zręczne kłamstewka, droga pani. Szczerość udowadnia się inaczej.

– Myślałam – szepnęła cicho – że pan, dowódca Heiniego, będzie miał do mnie zaufanie. – Właściwie było już jej niemal wszystko jedno, czy ten starszy pan raczy obdarzyć ją zaufaniem. Bała się powrotu do Sztokholmu, bała się samotności. Kiedyś prosiła Muellera, żeby dał jej zadanie naprawdę ryzykowne; gotowa była choćby pojechać do Warszawy, której nigdy nie widziała, i zobaczyć ulice, gdzie zginął Heini, ludzi, którzy patrzyli z okien na jego śmierć i jeśli nawet nie strzelali, cieszyli się tym strzałem.

A Heini był przecież z nimi. Zabijając go, zdradzili. Dlatego ona – zdradzała.

– „Nic nie rozumiesz z tej wojny – mawiał Heini – jesteś głupiutką Szwedką. Ale bardzo kochaną" – dodawał natychmiast.

– Ja mam ufać współpracownikowi gestapo? – powiedział generał. I zaraz potem padły te słowa, których wolałaby nie usłyszeć nigdy. Zdawało się Ingrid, że obudzono ją nagle ze snu i wprowadzono w rzeczywistość tak okrutną, tak nagą i odartą z wszelkiego sensu, że wszystko, co może stać się potem, będzie już tylko bólem i rozpaczą.

– Ufać kobiecie – powtórzył generał – współpracującej z tym samym Muellerem, który zlikwidował najbliższego jej człowieka.

– Co pan powiedział?! – krzyknęła. – Heiniego zabili Polacy.

Generał nie znał litości.

– To oficjalna wersja, droga pani – wyjaśnił. – Nie mam już powodu tego ukrywać. Okazało się, że porucznik Koetl zdradził, współpracował z polską organizacją podziemną. Mueller zlikwidował go osobiście. Ja wolałbym naturalnie sąd polowy, ale metoda Muellera ma także swoje dobre strony; krewni Koetla, a głównie jego ojciec, nie mieli żadnych przykrości, a pani… Myślałem zresztą, że Mueller wszystko pani wytłumaczył…

Milczała. Nie umiała już płakać.

Zdawało się jej, że słyszy głos Heiniego: „Jesteś tylko głupiutką Szwedką"… Potem pomyślała o ludziach, których wydała w ręce gestapo. Zobaczyła twarz zabitego na dworcu. „Nie udało się" – powiedział Mueller. Mueller wolał mordować osobiście.

– Powtarzam jeszcze raz pytanie – ciągnął generał -gdzie jest mój list?

Co ją teraz obchodzi generał von Boldt albo list do Kristhovena? Milczała patrząc na generała nienawistnymi oczyma.

– Nie chce pani mówić! – generał tracił już cierpliwość. – A może zechce pani powiedzieć, kto to jest porucznik Kloss? Dlaczego go tak pani interesuje?

Kloss? Wydawało się jej, że wieczór spędzony w „Złotym Smoku" należy do niezmiernie odległej przeszłości., Kiedy to było?

– Klossowi zależało na tym, żeby nie pojechała pani rannym pociągiem do Sztokholmu. Dlaczego? Słyszy mnie pani?

– Słyszę – powiedziała niechętnie… Klossowi zależało… Pomyślała, że Mueller poszukuje jej niecierpliwie i że jeszcze jeden człowiek, człowiek, którego miała spotkać na dworcu, znajdzie się niedługo w śmiertelnym niebezpieczeństwie… – Niech pan mnie puści -szepnęła.

– Najpierw wszystko pani powie. Proszę się zastanowić. Daję czas do rana.

Piwnica, do której ją znów przyprowadzono, była duszna i wilgotna. Wysoko, nad twardą ławką, znajdowało się szczelnie zamknięte, zakratowane okienko. Na kamiennej podłodze żołnierz Wehrmachtu postawił szklankę herbaty i talerz z chlebem posmarowanym margaryną i powidłami. Nie zamierzali jej głodzić.

– Nie będę jadła – powiedziała Ingrid.

Żołnierz, młody chłopak w hełmie i z automatem, oglądał ją z niemal żarłoczną ciekawością… Może widział ją na scenie? Może nigdy nie miał do czynienia z kobietami takimi jak ona, z kobietami z innego świata.

_ Niech pani je, Fräulein – szepnął łagodnie. Potem rzucił na ławkę swój płaszcz. – W nocy jest zimno.

Wyszedł, ostrożnie zamykając drzwi za sobą. Usłyszała szczęk klucza. W drzwiach znajdowało się coś w rodzaju judasza, wąskie okienko, a właściwie szczelina, przez którą zobaczyła, ciemny korytarzyk i żołnierza tkwiącego na stołku pod ścianą. Automat postawił obok siebie, zdjął but, skarpetkę i masował sobie stopę. W domu panowała już zupełna cisza. Ingrid krążyła na wąskiej przestrzeni między drzwiami a ławą, liczyła kroki, strając się nie myśleć, nie czuć, nie pragnąć. A jednak czuła i pragnęła. Wiedziała, że musi stąd wyjść, że znowu ogarnia ją żądza zemsty, a potem…, Wiedziała już, co będzie potem i me czuła lęku…

Po paru minutach miała już gotowy plan; żal jej było trochę tego żołnierzyka, który rzucił na ławkę swój płaszcz, ale nawet, gdyby musiała zabić, zabiłaby bez wahania.

Rozpięła bluzkę, zaczęła, walić do drzwi, potem krzyknęła… Szczęknął zamek, stał na progu, z automatem na ramieniu.

– Co się stało, Fräulein?

– Duszno mi – krzyknęła. – Nie mam czym oddychać. Proszę otworzyć okno. Dla mnie za wysoko.

Spojrzał w górę, na zakratowaną szczelinę, stanął na ławce, przeszkadzał mu jednak automat, oparł go więc o ścianę.

Wszystko przebiegało tak, jak sobie wyobrażała. Mocował się z tym oknem, bo było zawarte na głucho; wreszcie ustąpiło. Ostrożnie schodził z ławy i właśnie w tej chwili Ingrid chwyciła automat i z całej siły uderzyła go kolbą po głowie. Stoczył się z ławy, a właściwie usiadł na podłodze i na jego twarzy zastygł wyraz zdziwienia. Wybiegła na korytarz.