Выбрать главу

Zaproszenie do gestapo nastąpiło jednak znacznie wcześniej, niż był przypuszczał. Zanim dotarł na Kurfurstendamm, przy krawężniku przyhamował czarny samochód. Wyskoczył zeń Fritz Schabe i w miarę grzecznie zaprosił Klossa do wnętrza. Siedząc między SS-manami o twarzach równie nieruchomych jak wartownicy u Canarisa, porucznik rozważał dwie sprawy, które wydawały mu się teraz najistotniejsze: czy Mueller wie, o jego wizycie u Boldta i co robić z czarną teczką? Jeśli potraktują go jak aresztowanego, odbiorą teczkę. A wówczas… Poczuł gorycz w ustach. Koniec, a on nie ma przy sobie cyjanku. Czy wytrzyma? Należy starać się doprowadzić gestapowców do pasji; istnieje wówczas szansa, że zastrzelą dostatecznie wcześnie.

W gabinecie Muellera paliło się jaskrawe światło. Kloss siedział na krześle pośrodku pokoju. Teczkę trzymał na kolanach. Powinien zdążyć sięgnąć ręką do wnętrza; ta świadomość działała uspokajająco. Powracała doń powoli pasja gracza, namiętność pokerzysty, której się czasem wstydził, a która przecież pomagała w najtrudniejszych chwilach.

– Gadaj, gdzie jest Ingrid Kield?! – ryczał Mueller. Kloss milczał.

– Gadaj! – wrzasnął gestapowiec. Metody tego specjalisty były jednak dość prymitywne.

– Chciałbym ci przypomnieć – powiedział Kloss – że rozmawiasz z niemieckim oficerem.

Przez chwilę myślał, że Mueller go uderzy; widział jego twarz bardzo blisko: wytrzeszczone oczy i latającą grdykę. Gestapowiec opanował się jednak.

– Nie chce pan mówić – wycedził. Akcentował słowo „pan". – Myśmy mieli do czynienia z rozmaitymi niemieckimi oficerami.

– Nie wiem – oświadczył spokojnie Kloss. – Niestety, nie udało mi się ustalić, gdzie jest Kield.

Jego chłód i poprawność wyprowadzały Niemców z równowagi.

– Czego dotyczyła konferencja z admirałem? – rzucił pytanie Mueller.

Więc to wiedzą – pomyślał Kloss.

– Proszę zatelefonować do admirała – odpowiedział natychmiast.

– Pan z nas kpi! – wrzasnął Mueller – Pan chyba nie miał nigdy do czynienia z gestapo. Skąd pan wie, czy pan w ogóle stąd wyjdzie… Ja… – zachłysnął się własnymi groźbami.

Teraz – pomyślał Kloss. Zerwał się z krzesła. Jego wrzask nie ustępował w niczym wrzaskowi Muellera.

– Wstyd mi za was! – ryczał Kloss. – Zachowujecie się jak prości SS-mani! Jak traktujecie oficera, który chce z wami współpracować! Jak wroga!

– Pan chce z nami współpracować? – powtórzył Mueller. Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. – Może papierosa, oberleutnant?

Krzyk działa na nich jednak bez pudła – pomyślał Kloss.

– Chętnie zapalę – powiedział.

– Więc porozmawiajmy rozsądnie. Niechże pan siada. Czy rozmowa z admirałem dotyczyła Ingrid Kield?

Kloss zaciągnął się papierosem. Czuł się właśnie jak pokerzysta, który ma dwie pary i nie może dopuścić do sprawdzenia. Przeciwnik posiadał przynajmniej fula.

– I tak, i nie – oświadczył.

Na twarz Muellera powróciła nieufność.

– Co to znaczy? – warknął.

– Admirał – mówił powoli Kloss – chciałby bardzo wiedzieć, dlaczego interesuje was Ingrid Kield. Zrugał nas, to znaczy mnie i Schultza, za to, że wypuściliśmy ją z rąk. Uważa, że była do wykorzystania.

– Ach, tak! – trudno było poznać, czy Mueller wierzy.

– Więc sądzi pan, że admirał nie wie, gdzie jest ta Kield?

– Nie wie – rzekł Kloss. Myślał jednocześnie, że nie jest wcale wykluczone, że Canaris zechce go któregoś dnia sprzedać; nie dałby grosza za lojalność szefa niemieckiego wywiadu, teraz nie mógł jednak grać inaczej.

– Przypuszczaliśmy-mówił Mueller – że jednak abweh-rowcy maczali w tym palce. Sprzątnęli nam znakomitą agentkę -wrzasnął, me panując znowu nad sobą – bo zazdroszczą mi sukcesów. Canaris chciałby dowieść fuehrerowi, że tylko jego aparat się liczy. Ale to mu się nie uda.

– Panie standartenfuehrer – powiedział Kloss i znowu poczuł powiew wielkiej gry – wczoraj wieczorem byłem z Ingrid w „Złotym Smoku". Widziałem, jak w barku rozmawiała z jakimś młodym człowiekiem po cywilnemu…

– Obaj gestapowcy słuchali z ogromną uwagą, a Kloss snuł dalej swój fantastyczny wątek. – Nie przywiązywałem do tego oczywiście wagi, zapomniałem nawet o tym, dopiero dzisiaj późnym wieczorem skojarzyłem jakoś ten fakt ze zniknięciem… (Jeśli jednak Boldt wypuści Ingrid, będę pięknie wyglądał – myślał. Nie wierzył już, po rozmowie z admirałem, by to było możliwe). Otóż…

– Jak wyglądał ten mężczyzna?! -wrzasnął Mueller.

– Wysoki. Twarz szczupła, pociągła. Charakterystyczna szrama na policzku, podobnie jak u pana Schabego…

Urwał. Muller spojrzał podejrzliwie na swego pomocnika.

– Nie słyszałem, niestety, rozmowy, ale gdy ich mijałem, parę słów utkwiło mi w pamięci: jutro w Poczdamie.

– Dlaczego pan nic nie mówił?

– Byłem zazdrosny o Ingrid. Sądziłem, że chodzi o jakąś randkę. W nocy objeździłem Poczdam…

– Ach, więc był pan motocyklem w Poczdamie?

– Tak – powiedział Kloss.

– Schabe! – zawołał Mueller. – Rezerwa i do Poczdamu! Chce pan jechać z nami?

– Nie. Wolę już wrócić do domu – oświadczył. – Myślę, że mam dosyć na dzisiaj.

8

Tego się jednak nie spodziewał. Gdy weszli do garażu w głębi jakiegoś podwórka i gdy spojrzał na ich twarze, chłodne, zdecydowane, zrozumiał, że najtrudniejsze ma jeszcze przed sobą. Czekali na niego niedaleko gmachu gestapo. Wychynęli z cienia i ujęli go pod ramiona… Schultz i Stolp: elegancki Schultz i toporny adiutant Boldta z głową przewiązaną bandażem.

– Oszaleliście! – powiedział.

Wprowadzili go, ciągle milczący, do tego garażu i tam obaj wyciągnęli broń. Pistolet Klossa Schultz schował do kieszeni płaszcza.

– Hans – rzekł – Hans, frajerze… myślałeś, że nas nabierzesz. Mówiłem ci: nie opuszczaj „Złotego Smoka". Wdepnąłeś w paskudną historię, chłopcze.

– Pracujecie razem – stwierdził Kloss. – Domyślałem się tego.

– Nie cackaj się z nim! – warknął Stolp: – To on mnie tak załatwił. – Przejechał ręką po czole. – Gadaj! – zwrócił się do Klossa – co powiedziałeś Muellerowi?

Kloss parsknął nagle śmiechem. Wyjątkowo idiotyczna sytuacja! Co za kłębowisko! Patrzyli na niego jąkną wariata…

– Gadaj! – ryknął Stolp.

– Głupku – rzekł Kloss – gdybym cokolwiek im powiedział, nie udawalibyście tutaj bohaterów. Zresztą: sprawdźcie to za godzinę: Mueller nie przyjdzie do Boldta i nie znajdzie panny Kield.

– To już nie ma przecież znaczenia. – powiedział Schultz. – Ta dziewczyna uciekła.

Tym razem udało mu się wyprowadzić Klossa z równowagi. Więc wszystko na próżno. Cała misterna konstrukcja rozsypała się jak domek z kart. Ingrid Kield jest znowu na wolności! Śmiertelna groźba zawisła nie tylko nad łączniczką! Nad nim także.

– Idioci! – wybuchnął. – Jak mogliście pozwolić jej uciec! Niech was… – wolałby kląć po polsku. Niemieckie wiązanki nie miały tej soczystości.

Obaj oficerowie patrzyli na mego z ogromnym zdumieniem. Ten wybuch był na pewno szczery; nie mogli w to wątpić.

– Więc ty nie pomogłeś jej uciec? Oni myśleli, że to on! No, oczywiście, mieli podstawy, by tak myśleć. Teraz nic nie rozumieją.

– Nie będę ukrywał – powiedział Schultz – że jesteśmy w kiepskiej sytuacji. Ingrid Kield wie zbyt dużo. Ty też wiesz dużo…

– Ale ciebie tu mamy – dokończył Stolp i odbezpieczył broń.