Выбрать главу

– Pośredni – powtórzył major – ale dość przekonywający. Co jeszcze?

– Znamy szyfr – ciągnął Kloss. – Czy znamy także hasła punktów kontaktowych?

– Tak – powiedział major.

Kloss rozważał, czy wolno mu zadać następne pytanie: „Kto jest informatorem?" Wybrał rozwiązanie pośrednie.

– Jeśli tak, nasz informator musi być zorientowany w pracy całej siatki i mieć dostęp do radiostacji.

– Słusznie – rzekł von Gerollis i zawahał się. To wahanie trwało krótko, ale Kloss je zauważył. – Więc?

– W tej sytuacji – powiedział porucznik i z trudem przezwyciężył drżenie głosu – można zdecydować się na grę. Nasz informator może wyjaśnić przyczyny nieobecności J-23 i zastąpić go.

– Prawie dobrze, poruczniku – rzekł Gerollis. – Prawie dobrze. Jednakże to nie nasz informator zastąpi Toczka. Znalazłem kogoś lepszego.

Cóż bardziej niewłaściwego niż śmiech w takiej sytuacji! A przecież z trudem się powstrzymał: on, J-23, miał zostać przez kogoś zagrany! Przyszła mu do głowy nawet szaleńcza myśl, że to jego, Hansa Klossa, ma na myśli von Gerollis.

– Więc znalazłem – ciągnął major. – Jest to mężczyzna. wychowany w Bydgoszczy, znający świetnie polski, nasz stary współpracownik. Nieco nawet podobny do Toczka, przynajmniej z sylwetki, i jest w tym samym wieku. Już zaczął pracować w Arbeitsamcie. On zgłosi się do „Aptekarza" jako J-23. Mamy prawo przypuszczać, że Toczek z „Aptekarzem" bezpośrednio się nie kontaktował.

– Czy to także pewne? – zapytał Kloss. I ciągle rozważał: „Kto?" Kto, oprócz „Aptekarza" i Krystyny, wiedział, że takie były zasady konspiracyjne w ich siatce? Jeszcze „Bartek"… Ale „Bartek" był poza wszelkimi podejrzeniami. Ktoś od niego? Nie, nieprawdopodobne. Ten człowiek musiał być tutaj, w Warszawie.

– Ryzyko jest nieuniknione – rzekł von Gerollis – ale rzecz polega na stworzeniu maksymalnych zabezpieczeń. I to będzie także pana rola, poruczniku Kloss. Bezpośrednie nadzorowanie pracy naszego J-23 oraz ciągła obserwacja punktów kontaktowych i radiostacji… Oczywiście radiostacja już dwukrotnie zmieniła miejsce i czas nadawania. To są także fachowcy, moi panowie. Dlatego do obserwacji trzeba przydzielić najzręczniejszych ludzi. Więc pan, poruczniku Kloss, będzie pracował w terenie, a kontakty z naszym J-23 należy utrzymywać wyłącznie poza tym gmachem. Jest już przygotowane konspiracyjne mieszkanie na Wilczej. Natomiast Kneisel spreparuje meldunki, które – uśmiechnął się – J-23 przekaże do swojej centrali. Odpowiednie materiały przygotuje Oberkommando Wehrmachtu. Otwierają się przed nami, moi panowie, ogromne możliwości dezinformowania przeciwnika i kierowania pracą jego agentury. Lipkowsky, bo tak nazywa się nasz agent, któremu poruczamy najważniejsze zadanie odgrywania roli J-23, będzie musiał ustalić, jakie polecenie otrzymał ich wysłannik. Rozważymy jeszcze, czy wypuścimy go z powrotem, czy nie… W każdym razie ta gra powinna trwać jak najdłużej…

2

Stukot podkutych butów; Halt! wykrzyczane przez dowodzącego patrolem. Szedł ciemnym wąwozem ulicy Hożej i ta Warszawa pogrążona w nocy, pozbawiona jakichkolwiek świateł, wydawała się szczególnie bezbronna. Dowódca patrolu wziął do ręki legitymację, zasalutował, ale spojrzał z pewnym zdziwieniem; oficer Wehrmachtu w cywilnym garniturku był jednak rzadkością. Ryzyko? Istniało zawsze, co chwila, ale nie mógł przecież do Krystyny iść w mundurze, a musiał ją zobaczyć tego dnia, od razu, każda godzina była ważna. Rzadko przychodził do niej. Umawiali się w rozmaitych punktach Warszawy, a niekiedy, niezbyt zresztą często, wstępował do Zakładu Fotograficznego na Piwnej, gdy zastępowała swego stryja, właściciela tej firmy. Myślał o niej sprawdzając jednocześnie, czy nikt go nie śledzi. Ulica była pusta; przystawał w bramach zapalając papierosa i czekając. Czy mogło wydawać się prawdopodobne, by von Gerollis cokolwiek podejrzewał? Nonsens! Nie włączałby go do gry… Dlaczego jednak nie podał nazwiska informatora? Ostrożność? Nawyk? Chęć zachowania tylko dla siebie pełnej kontroli nad sytuacją? Więc kto był informatorem? Musiał wykluczyć Krystynę, wykluczyłby ją zresztą w każdym wypadku, nawet wówczas, gdyby już sam siedział w podziemiach na Szu-cha. Wiedział, choć sam przed sobą starał się tę wiedzę ukrywać, że ta dziewczyna go kocha. Nie taiła tego zresztą; każdym gestem, każdym spojrzeniem wyrażała troskę, niepokój, oddanie… A on? Czy człowiek istniejący nieustannie podwójnie, grający rolę w najokrutniejszym ze wszystkich widowisku teatralnym, może sobie pozwolić na miłość? Na płynące stąd ryzyko? Na płynącą stąd słabość?

Teraz musiał jej znowu wyznaczyć zadanie trudne i niebezpieczne. Nie miał do dyspozycji nikogo innego i nikomu innemu nie mógł wierzyć. Myślał przez chwilę o „Aptekarzu", ale odrzucił tę możliwość. Postanowił wysłać Krystynę do „Bartka"; powinna jechać następne

go dnia, w Zwierzyńcu skontaktować się z łącznikiem, dotrzeć do dowódcy oddziału i tylko jemu przekazać informację od Klossa. Wiedział, że będzie się o nią bał i że tak musi być. Jeszcze jedno uważne spojrzenie za siebie i wszedł do bramy. Krystyna mieszkała w oficynie,

godzina policyjna już minęła, była więc szansa, że nie spotka nikogo na schodach.

– To ty – powiedziała. – Jesteś! – Jakby bez zdziwienia, jakby w jego wizycie o tej porze nie było nic niezwykłego. Miała maleńki pokoik i kuchenkę we wnęce korytarzyka. Niemal pedantycznie czysto i porządnie: dywanik na podłodze, tapczan przykryty kolorową narzutą, fotografia rodziców na stoliku nocnym. Jej ojciec był w Oświęcimiu i od czasu do czasu otrzymywała listy.

„Wytrzyma, mawiała, musi wytrzymać. Nie masz pojęcia, jaki to silny człowiek, taki jak ty". Rzadko wspominała matkę; umarła, gdy Krystyna miała dwanaście lat i pamiętała tylko, że ciągle chorowała, a ojciec musiał robić wszystko: zarabiać, gotować, wychowywać…

– Musisz jechać do „Bartka" – powiedział. – I musisz do niego dotrzeć. – Tłumaczył jej sucho, precyzyjnie, a ona, słuchając, nalewała herbatę, krajała chleb i jakąś kiełbasę przywiezioną z podgrójeckiej wsi. Więc chodzi o to, żeby tylko „Bartkowi"… Należy zapasowym szyfrem przekazać centrali pełną informację o sytuacji. Jeśli człowiek stamtąd jest jeszcze u „Bartka", istnieje szansa podjęcia gry. Wolno mu kontaktować się tylko z nią, Krystyną. Być może… tak, ten pomysł przyszedł mu dopiero teraz do głowy, należy go zastąpić kimś innym, kimś zaufanym z oddziału „Bartka"… Niemcy podstawiają J-23, dlaczego zamiast wysłannika z centrali nie podstawić im kogoś innego? Ten ktoś zniknie, gdy von Gerolhs postanowi kończyć grę… Oczywiście ogromne ryzyko, ale szansa odpowiedzi dezinformacją na dezinformację. Wysłannik centrali wykona powierzone mu zadanie… Nie, rozważał, to chyba zbyt ryzykowne… i w jakimś stopniu…

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.

– Co chcesz powiedzieć? – zapytała. – Że wszyscy ludzie z naszej siatki są wtedy skazani?

– Są skazani – rzekł – jeśli nie ustalimy, kim jest informator Gerollisa. Kto zdradził? -I zapytał o to, o co nie pytał nigdy. – Co wiesz o „Aptekarzu"?

– On mnie wciągnął do roboty – powiedziała. – Znał mojego ojca i gdy ojca zamknięto, zaczął przychodzić, pomagać… Lubię go. Wydaje się chłodny, ale to tylko pozór. Jest samotny, nie dba o siebie. Mieszka nad apteką, w małym pokoiku, parę razy u niego sprzątałam, bo już nie mogłam patrzeć… Jakby nie obchodziło go nic, co osobiste… Są tacy ludzie. Ta maleńka apteczka należała do jego brata, który zginął we Wrześniu. Obaj chodzili na farmację… Dochody ma żadne, bo wiem, że ludzie często dostają od niego lekarstwa bezpłatnie. Co jeszcze…

– Sądzisz, że mógł…

– Zdradzić? – Spojrzała na niego swymi dużymi oczyma. – Czasami myślę, że każdy… jeśli nie wytrzyma bólu… Ja się okropnie boję bólu… Ale on ma cyjanek. I ja też mam – szepnęła. – Dlatego czuję się spokojna i bezpieczna. Ale wiem, że o mnie nic by nie powiedział.

– Dlaczego?

– Bo wiem.

– Co mówił o mnie?

– Niedużo. Dał zadanie. Powiedział, że do Warszawy przyjechał człowiek bardzo ważny… że będę łączniczką… sposób kontaktu… Wiesz zresztą. Zapytałam kiedyś, dlaczego on nigdy bezpośrednio z tobą… Spojrzał na mnie, jak to on umie: „Nie należy czynić niczego, co zbyteczne".

– Co wiesz o radiotelegrafiście? Tym, który zginął pod ciężarówką?

Uśmiechnęła się.

– To był wesoły, młody chłopak. „Bartek" go przysłał. Bardzo go lubiłam. Ludwik, to znaczy „Aptekarz", posłał mnie parę razy do niego…

– Na ogół nie posyłał?

– Nie. Oddawałam mu twoje meldunki, a w jaki sposób przekazywał je do radiostacji, nie wiem. Ale zdarzyło się kiedyś, że dał mi adres i hasło… Może coś nawaliło? Ten chłopak mieszkał na Pradze w pokoiku za warsztatem szewskim. Miałam zapytać o Tadka. Spotkaliśmy się kiedyś wieczorem i poszliśmy na herbatę. Trochę się do mnie zalecał… Śmieszne! Wbrew zasadom konspiracji…

– Wiesz o punkcie zapasowym?

– Nie.

Z pewnością mówiła prawdę.

– „Aptekarz" nie wspominał?

– Nigdy.

– I jeszcze jedno – powiedział. – Czy kiedykolwiek…

– Wypij herbatę i coś zjedz – przerwała.

– Za chwilę. Czy kiedykolwiek mówił ci „Aptekarz" o nowym radiotelegrafiście?

– Ludwik… mówił niewiele. Wiesz zresztą, że byłam u niego tylko raz, po śmierci Tadka. Kazałeś mi przerwać kontakty i nie wiem, co on myśli… To okrutne. Powiedział, że jest nowy człowiek przysłany stamtąd.

– Powiedział: „stamtąd"?

– Tak.

– Jakie hasło obowiązuje teraz u „Aptekarza"?

Spojrzała na niego z pewnym zdziwieniem. – „Mam receptę od doktora Wibery. To lek, o który pytał już telefonicznie". I odpowiedź: „Wiem. Udało mi się dostać. Ta dawka jest nieco mocniejsza". „Uprzedzono mnie". Wyrecytowała to wszystko bardzo szybko.