– Byłaś kiedyś w aptece, gdy ktoś zjawił się z tym hasłem?
– Tak – szepnęła.
– Kto?
– Mężczyzna w średnim wieku, nieco toporny. Wręczył „Aptekarzowi" receptę…
– Czy mówi ci coś nazwisko „Toczek"?
– Nie. Kto to jest?
– Ktoś już aresztowany…
– Przecież – powiedziała – my musimy go ostrzec. Wiedział, że chodzi o „Aptekarza".
– A radiotelegrafista – ciągnęła. – Chcesz ich zostawić Niemcom? Teraz, gdy już wiedzą? A ten… zapasowy?
– Nic nie zrozumiałaś – szepnął Kloss. – Nikogo nie możemy ostrzec, bo nie mamy żadnej pewności. Musimy ciągnąć…
– Grę! – Wymówiła to słowo niemal z pogardą. Ale my nie gramy w ciemno, a Ludwik myśli, że wszystko jest w porządku.
– Powinien się zastanowić, dlaczego ty się nie zjawiasz…
– Ja… – szepnęła – telefonowałam do niego. Kloss zerwał się z krzesła.
– Prosiłem cię…
– Nie mogłam inaczej… Powiedziałam, że jestem chora, ale nie potrzebuję pomocy… Chyba…
– Zrozumiał, że coś nie tak?… On wie, gdzie ty mieszkasz?
– Wie.
– Jesteś tu po raz ostatni. Jeśli już nie jest za późno… Wrócisz od „Bartka" i wyjedziesz na wieś, do tej swojej ciotki pod Grójec…
– Mogę zamieszkać u Alicji na Sniadeckich. Ona znowu wyjeżdża, do Krakowa i… – Wydawała się teraz posłuszna.
Kloss zgasił światło i otworzył okno. Podwórze-stud-nia było puste. „On by o mnie nic nie powiedział. W żadnej sytuacji" przypomniały mu się słowa Krystyny. Czy jest jeszcze coś, czego o niej nie wie?
Usiadła na tapczanie. Wydawała się bardzo bezradna. Nie podniosła oczu, gdy podszedł do niej.
– Zostaniesz? – zapytała cicho. – Zostań! Przecież nic nie musisz mówić. Nic, zupełnie nic…
3
Oczekiwanie jest najgorsze. Krystyna wyjechała rannym pociągiem lubelskim, a Kloss rozpoczął działania przygotowawcze.
Z Lipowskym, agentem, który miał grać rolę J-23, spotkał się już w konspiracyjnym mieszkaniu na Wilczej. Był istotnie podobny do Toczka, dłoń, gdy podawał ją Klossowi, miał nieco wilgotną, a odznaczał się pewnością siebie budzącą od razu niechęć.
– Proszę mi wierzyć, panie oberleutnant, że nie nawalę. Znam dobrze Polaków. Będę takim
J-23 jak prawdziwy. W Bydgoszczy przed wojną byłem urzędnikiem magistrackim, należałem do OZON-u i jak zobaczyli mnie w mundurze SS, nie chcieli uwierzyć…
Kłos s w milczeniu wysłuchał tych przechwałek, a potem chłodnym tonem udzielał instrukcji. U „Aptekarza" rzekomy J-23 zjawi się dopiero wówczas, gdy otrzyma od Klossa sygnał. „Aptekarz" powinien, jeśli wszystko dobrze pójdzie, dać mu adres, pod którym spotka wysłannika polskiej centrali. I co wieczór ma się meldować tu, na Wilczej, i składać relacje.
– Nabraliśmy tych Polaków koncertowo – powiedział Lipowsky i usprawiedliwił się natychmiast. – Wiem, że pan oberleutnant zna polski, a oni tak mówią…
Kloss nie słuchał. Rozważał ciągle podstawowe pytanie: „Kto?" Od kogo von Gerollis ma się dowiedzieć, że wysłannik centrali już przybył? Od „Aptekarza"? Lipowsky mógłby się wtedy u niego nie zjawiać. Znacznie bardziej podejrzany wydał mu się punkt zapasowy. Miał szczęście, że nigdy z niego nie korzystał. Znał hasło, wiedział, że jest to gabinet lekarski i że człowiek, który tam pracuje, należy do najbardziej doświadczonych. Dlatego zapewne wysłannika z centrali skierowano do niego, a nie do „Aptekarza"… Kto jeszcze wchodził w rachubę? Jakimi łącznikami rozporządzały oba punkty? A radiotelegrafista? Człowiek „stamtąd". Kiedy go przerzucono? Najważniejszy był teraz kontakt z „Bartkiem" i niczego nie można było przedsięwziąć przed powrotem Krystyny. Należało natomiast wykonywać ściśle polecenia von Gerollisa. Major przydzielił Klossowi doświadczonych, mówiących po polsku, wywiadowców, którzy mieli obserwować aptekę, gabinet lekarski na Targowej i radiostację, mieszczącą się teraz w piwnicy na Wolskiej. Cała organizacja była pod kontralą Gerollisa i Kloss zdawał sobie sprawę, jak trudne i ryzykowne jest każde, dające się wyobrazić, przeciwdziałanie.
Nie spieszyć się, myślał, zachować zimną krew. Jeśli Krystyna dotarła do „Bartka", centrala już wie, że każda informacja stąd może pochodzić od wroga. Gerollis nikogo nie zamknie, póki nie ustali, z jakim zadaniem przyjeżdża wysłannik. Nie wolno dopuścić, żeby ustalił, trzeba mu więc podpowiedzieć nieprawdziwe. Jakie? Myślał o tym ciągle słuchając raportów wywiadowców, oglądając robione z ukrycia fotografie osób odwiedzających aptekę i gabinet lekarski, które wydały się szpiclom podejrzane. Myślał o tym także podczas rozmów z Gerollisem.
Major był pewny siebie i całkowicie spokojny o wynik akcji.
– Kneisel – powiedział – przygotowuje już meldunki, które J-23 przekaże „Aptekarzowi".
– Mam ciągle wątpliwości – rzekł Kloss – czy „Aptekarz" się nie zorientuje…
– Nie podoba się panu Lipowsky? – zapytał major.
– Jest niezły – mruknął Kloss. – Ale skąd pewność, że „Aptekarz" nie widział nigdy J-23! Jeśli porozumiewał się z nim za pośrednictwem łącznika, musi to wzbudzić jego podejrzenia…
– Łączniczka mogła zachorować – oświadczył major powtarzając dokładnie to, co Krystyna powiedziała w telefonicznej rozmowie z „Aptekarzem". I mówił: „łączniczka!" – Mamy też – dodał natychmiast – także inne sposoby dotarcia do nich.
Jakie? Milczał, a von Gerollis zaproponował filiżankę kawy. Kawa była jego pasją i właściwie tylko u niego można było wypić prawdziwą. – Pan ma do mnie pretensję, oberleutnant – rzekł – że nie wprowadzam pana we wszystkie szczegóły. To stara i wypróbowana metoda. Pańskie obserwacje będą dla mnie dzięki temu wartościowsze. Będzie pan z równą starannością obserwował wszystkich.
– Być może – mruknął Kloss.
– Ich wysłannik jeszcze nie przybył – ciągnął von Ge-rollis. -Jak pan sądzi, jakie ma zadanie? Tylko sprawdzenie siatki? Akcję dywersyjną? Od paru lat interesuje mnie sprawa, którą zajmowałem się jeszcze w trzydziestym dziewiątym… Dokumenty polskiej dwójki. Wie pan, że część udało mi się znaleźć… Sądzę, że mogli je ukryć w rozmaitych miejscach. I nie tylko my ich szukamy…
Dokumenty dwójki! Nie nazbyt naiwne! Dlaczego nie pomyśleli o tym dotychczas? Na przykład: raporty wywiadowcze sprzed Września… Buchalteria… Wykazy sum przekazywanych agentom działającym na terenie Niemiec… Można by wprowadzić sporo zamieszania. Czy istnieje taka szansa?
Kloss miał w Warszawie jeden kontakt, o którym nie wiedziała nawet centrala. Przynajmniej dotychczas nie meldował. Stary pracownik dwójki, specjalista od produkcji wszelakich dokumentów; ukrywający się pod cudzym nazwiskiem, nie związany z konspiracją. Był jego dalekim krewnym, przyjacielem ojca, a Janek wyciągnął go kiedyś z łapanki na Marszałkowskiej. Nie powinien był tego robić, ale widok starego człowieka, kulącego się z przerażenia pod wzrokiem żandarmów, skłonił go do działania, zanim zaczął myśleć. „Ten człowiek jest mi potrzebny" – powiedział. Potem tego żałował, wiedział przecież, że nie wolno mu podejmować takiego ryzyka, ale stary człowiek o nic nie pytał i zachowywał się tak, jakby widok Hansa Klossa w mundurze uważał za rzecz całkowicie normalną. Mieszkał na Mokotowskiej, niedaleko Wilczej i Janek wybrał się do niego po cywilnemu, na Wilczą, do konspiracyjnej kwatery Abwehry nie przychodził zresztą nigdy w mundurze. Pili cienką herbatę, siedząc w pokoju pełnym książek i starych fotografii.
– Zajmuję się czasem retuszem fotografii – mówił stary człowiek – a niekiedy… – Machnął ręką. – Trzeba z czegoś żyć.
Gdy Kloss wyłuszczył, o co mu chodzi, pan Henryk, bo tak się teraz nazywał i nosił nazwisko Szmidt, wstał i drobnym kroczkiem spacerował po pokoju. – Żeby wiarygodnie… – mruknął. – Można wiarygodnie, choć autentyczni specjaliści… Niezły pomysł… W dwójce było zbyt dużo biurokracji… Ja się bałem tych notatek chowanych nie wiadomo po co… Wiesz, że części nie zdążyli spalić. Kto mógł, to wynosił, więc mogło się zdarzyć… Przestępstwo, cholera… Tylko musisz mi podać trochę nazwisk… Niech poprzesłuchują… Nie chcę wiedzieć, dla kogo pracujesz… Nic mnie to nie obchodzi… Nic mi nie mów… Dobrze by było wypić coś mocniejszego.
Kloss był na to przygotowany.
4
Umówił się z Krystyną, że natychmiast po powrocie wystawi w witrynie Zakładu Fotograficznego na Piwnej zdjęcie dziewczyny w krakowskim stroju. I między czwartą a szóstą codziennie będzie czekała zastępując stryja. Zdjęcie pojawiło się dopiero po pięciu dniach. Stanął przed wystawą i wreszcie odzyskał spokój. Więc Krystynie się udało! Teraz wyśle ją natychmiast na wieś i wyłączy z tej gry… Przez szybę widział wnętrze zakładu. Dwóch niemieckich żołnierzy odbierało właśnie zdjęcia. Oglądali je, wybuchali głośnym śmiechem, a któryś z nich poklepał Krystynę po ramieniu. Wreszcie wyszli i przemaszerowali przed Klossem krokiem defiladowym.
– Przygotowałam już zdjęcia pana oberleutnanta – rzekła Krystyna, gdy wszedł i uśmiechnęła się. Spojrzała na ulicę przez szybę wystawową, a potem wywiesiła na drzwiach kartkę z napisem „Chwilowo nieczynne". Wciągnęła Klossa do ciemnego pomieszczenia. Na kanapce siedziała kobieta niewiele od niej starsza, o jasnych, gładko uczesanych włosach. Stanął, zaskoczony, na progu.
– To jest wysłannik centrali – zaczęła Krystyna, a kobieta podeszła do Klossa. – Porucznik Wanda – rzekła. -Przynoszę ci pozdrowienia od Niemojewskiego.
– Dziękuję Wackowi – rzekł mechanicznie Kloss. -Moje podwórze jest czyste jak dawniej.