Выбрать главу

– Wiem już wszystko albo prawie wszystko – rzekła Wanda. Głos miała cichy i oschły. Od razu odniósł wrażenie, że należy do kobiet ceniących słowa. – Wczoraj otrzymaliśmy decyzję: podjąć grę z Niemcami.

Kloss usiadł na wąskim krzesełku i zapalił papierosa.

– Jak to rozumiesz?

– Powstaje możliwość dezinformacji przeciwnika, która w tej chwili może mieć istotne znaczenie. – Odniósł wrażenie, że powtarza niemal dosłownie polecenia centrali. – Będą żądali – po raz pierwszy coś w rodzaju uśmiechu przecięło jej twarz – od J-23 informacji, które powinny zdezorientować Niemców, co do kierunku zamierzonego natarcia.

– Rozumiem – powiedział Kloss.

– To oczywiście nie wszystko – ciągnęła. – Należy za wszelką cenę zdemaskować zdrajcę. O momencie przerwania gry musimy decydować sami.

– To też rozumiem – powtórzył, choć sam, nie wiedząc dlaczego, czuł, że te decyzje wywołują w nim wewnętrzny, niechciany opór. Przecież po to są w końcu, żeby walczyć, a jeśli to niezbędne – ginąć. -Jak to sobie wyobrażasz praktycznie?

– Ja muszę wykonać zadanie, jakie mi powierzono.

– Jakie to zadanie?

Chwilę milczała. – Mam rozkaz poinformować ciebie, ale tylko ciebie. Krysia wstała.

– Ja pojmuję – rzekła cicho – że nie powinnam zbyt dużo wiedzieć. Szczególnie teraz, gdy mam taką… ważną rolę.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– W Warszawie – powiedziała Wanda, gdy Krysia już wyszła – w każdym razie najprawdopodobniej w Warszawie, ukrywa się profesor Borecki, który pracował przed wojną nad problemami samosterowania rakiet. To pionierskie próby. Mam go stąd zabrać, rozumiesz? A dlatego ja – dodała – że byłam jego uczennicą i asystentką na politechnice. Wiem, gdzie go szukać, i może wiem, jak go przekonać.

– Mieszkałaś w Warszawie?

– Moi rodzice pochodzą z Łucka i tam zastała mnie wojna. Brałam udział w ruchu w Warszawie… W czterdziestym zostałam aresztowana, wywieziona do łagru. – Zwolniono mnie po wybuchu wojny i trafiłam tam, gdzie powinnam być, do Polskiego Wojska. Uznano, że nadaję się do tej roboty…

„Nadajesz się" – pomyślał. – „Jesteś ostrożna i chłodna".

– Więc jak to sobie wyobrażasz? – powtórzył pytanie.

– Nie ja, centrala. Aprobowano także moje pomysły. Krysiu! – zawołała – możesz wracać. – Więc Krystyna zjawi się w punkcie zapasowym jako łącznik, zamiast mnie.

Zerwał się z krzesła.

– Czy zdajecie sobie sprawę…

– Omówiłyśmy to już dokładnie – rzekła Krystyna. -Spodziewałam się twojego oporu…

– To jest decyzja – powtórzyła sucho Wanda. – Poinformowano mnie, że Krysia nigdy nie była w punkcie zapasowym…

– Nie wiemy, kto zdradził. Nie wiemy, czy donosiciel nie widział Krysi, choćby u „Aptekarza". Ryzyko jest zbyt duże!

– Będzie się kontaktowała wyłącznie z tym niemieckim szpiclem odgrywającym rolę J-23. Jeśli Abwehra postanowi dokonać aresztowań, ty powinieneś wiedzieć przynajmniej parę godzin wcześniej.

– A jeśli Gerollis mnie nie poinformuje…

– Mało prawdopodobne – rzekła Wanda. – Będziesz przecież kontrolował robotę agentów. „Bartek" przydzielił nam zdolnego chłopca, który kursuje ciężarówką z Lublina do Warszawy. Teraz będzie w Warszawie; pracuje w niemieckim przedsiębiorstwie…

Kloss spacerował po pokoju. Chłodno rozważał sytuację. -Należało znaleźć jakąś inną, nie znaną tutaj dziewczynę – mruknął.

– Nie było wyboru. Nikogo, kto by się nadawał.

– A ty – zwrócił się do Krysi – chcesz podjąć się tej roli?

– Tak.

– Tak! Tak! Pachnie mi to amatorszczyzną -burknął. – Mamy do czynienia z mądrym ł chytrym wrogiem…

– Nie przeceniasz ich? – zapytała Wanda. A potem nagle nieco innym tonem: – Przecież ja rozumiem, ale jeśli sama nawiążę kontakt z tym… J-23, nigdy nie znajdę Boreckiego… Ty musisz wymyśleć jakieś zadanie, które ma rzekomo wykonać wysłannik centrali.

– Już wymyśliłem – mruknął Kloss i powiedział, co przygotowuje.

– A ten dwójkarz to pewny człowiek? – zapytała Wanda.

– Fachowiec – rzekł Kloss. – Nasza dwójka była dobrą szkołą.

Wydawało się, że Wanda chce coś powiedzieć, ale milczała.

Sporo należało uzgodnić. Postanowiono, że Wanda zamieszka na Śniadeckich, u przyjaciółki Krysi, która właśnie wyjechała z Warszawy. Kwaterę Krysi, jako wysłannika centrali, musi wyznaczyć lekarz z punktu zapasowego. Kontakt z Wandą mógł być więc łatwy, natomiast Krysia, od momentu nawiązania kontaktu z rzekomym J-23, będzie pod nieustanną obserwacją agentów Abwehry. Ściślej: agentów, którzy będą składać meldunki Klossowi. Sam przed sobą nie chciał przyznać, że jednak fascynowała go ta gra; jej podwójność kryła w sobie mnóstwo pułapek. Jak ich uniknąć?

– Pamiętajcie – powiedział – że oszukujemy nie tylko Niemców. Oszukujemy tych członków siatki, którzy pracują uczciwie i nie domyślają się, że działają pod okiem Abwehry.

– Myślę o Ludwiku – szepnęła Krysia.

– Czy możemy inaczej? – zapytała Wanda. – Czy w pracy wywiadu możesz kierować się jakimikolwiek sentymentami lub względami moralnymi?

– Istnieją – rzekł Kloss – takie słowa jak lojalność… Oświadczam ci, że w momencie, gdy zdemaskuję zdrajcę i uznam, że ryzyko jest zbyt duże, zwinę siatkę, zanim Gerollis… W każdym razie – dodał – zrobię wszystko, by tak właśnie uczynić.

– Jak? – szepnęła Wanda.

– Jeszcze nie wiem – mruknął. – Trzeba pamiętać, że w takiej grze nie wszystko można przewidzieć. A ty -zwrócił się do Krysi i znowu ogarnęła go złość, że musiał zgodzić się na powierzenie jej takiego zadania – pamiętaj, że będziesz nieustannie śledzona. A ja muszę mieć z tobą kontakt; to bardzo trudne. – Znowu spacerował po pokoju. – Posłuchaj: dam ci numer mieszkania Abwehry na Wilczej. Musisz go zapamiętać; jeśli będziesz pewna, że ich zgubiłaś, a mnie to potwierdzi meldunek agenta, pójdziesz do swego mieszkania na Hożej. I ja tam przyjdę.

– Zbyt ryzykowne – powiedziała Wanda. – Jeśli zdradza „Aptekarz", mieszkanie jest pod obserwacją.

– Ludwik nic by nie powiedział o mnie – powtórzyła Krysia.

– Za każdą naiwność trzeba płacić. – Wanda wyjęła z torebki paczkę rosyjskich papierosów.

– Błąd – rzekł Kloss. – Zniszcz je natychmiast. Albo -szepnął – daj Krysi… Niech poczęstuje nimi Lipowsky'ego.

5

Pojechała na Targową późnym popołudniem, z lekką walizką w ręku, tak jak kazał jej Kloss. Pakowali tę walizkę razem, a Janek oglądał uważnie każdy przedmiot, każdą szmatkę… Lipowsky, tłumaczył, na pewno znajdzie możliwość przejrzenia jej rzeczy. Nic nie powinno budzić podejrzeń, oczywiście, nie powinno być niczego rosyjskiego, ale doskonałość także bywa podejrzana. Warto więc, na przykład, zachować kratkowany zeszyt, który może pochodzić stamtąd. Także notes. Oczywiście: żadnych notatek, ale jednak… godziny odjazdu pociągów z Warszawy do Lublina i Zwierzyńca. Zbyt nachalne? Nie… zupełnie prawdopodobne. Przyjechałaś o godzinie 15.30, pociąg spóźnił się w stosunku do rozkładu… Sprawdź to na dworcu.

Sprawdziła na Wschodnim i tutaj, tak jak jej polecił, wsiadła do tramwaju. Przejechała przystanek, na którym powinna była wysiąść, i szła powoli piechotą, w tłumie gęstym tego lata na Targowej, przystając przed wystawami. Rozejrzała się dookoła wchodząc do bramy, do której przytwierdzona była tabliczka „Dr Andrzej Sieradzki. Choroby wewnętrzne, przyjmuje od 13 do 18". Czuła mocne bicie serca wchodząc na drugie piętro. Kim jest ten lekarz? Gdybyż mogła wierzyć, że to nie on informował Gerollisa!

Drzwi były otwarte. Weszła do poczekalni, ciemnawej, źle oświetlonej; siedziała tu tylko starsza kobieta z robótką w ręku. Pracowicie dłubała szydełkiem i nie podniosła nawet oczu. Jak powinna zachowywać się dziewczyna „stamtąd", myślała ciągle Krysia. Tajemniczo? Szczerze? Z niepokojem? Z zaufaniem? Może właśnie nie należy okazywać zbytniego zaufania?

Gabinet lekarski opuścił starszy mężczyzna i na progu stanął doktor Sieradzki. Niski, dość otyły; biały fartuch miał rozpięty, a grube okulary opadały mu na nos. – A, pani Białowiczowa – powiedział. – Znowu babcię bolą nerki? Chodź, babciu, zobaczymy.

Głos miał przyjemny, nieco ochrypły. W jego powierzchowności nie było nic, co mogłoby go kojarzyć z pracownikiem wywiadu.

– A pani nigdy jeszcze me widziałem – zwrócił się do Krysi. – Trzeba będzie trochę poczekać, babcię muszę zbadać dokładnie.

Więc czekała. Nikt więcej nie przychodził, widać doktor Sieradzki nie miewał zbyt wielu pacjentów. Postanowiła, że nawet zupełnie sama będzie zachowywać się tak, jak dziewczyna „stamtąd". Z ogromnym zainteresowaniem zaczęła więc przeglądać rzucone byle jak na stolik numery „gadzinówki". Przypomniała sobie, z jakim zdziwieniem Wanda słuchała informacji „Bartka" o sytuacji w Polsce. Oni tam nic o nas nie wiedzą, pomyślała. Jak będzie wyglądała Polska potem? I natychmiast przyszło jej do głowy, że zapewne nigdy tego nie zobaczy.

Starsza kobieta opuściła wreszcie gabinet. Krysia wzięła swoją walizkę i weszła do niewielkiego pokoju. Doktor Sieradzki siedział przy małym stoliku i notował coś pilnie.

– Rozbierz się, dziecko – mruknął – i zaraz pogadamy. Stała dalej na progu, wtedy spojrzał na nią i poprawił okulary. Wyrecytowała hasło. Podwójne.

– Doktor Górski prosił pana o konsultację. Przynoszę pozdrowienia od Niemojewskiego. Zerwał się z krzesła.

– Dziękuję Wackowi za pozdrowienia – wychrypiał. – Moje podwórze jest czyste jak dawniej. -I roześmiał się. – Mój Boże, dziecko, czekaliśmy na ciebie… ale do głowy mi nie przyszło, że to będzie młoda dziewczyna.

– Jestem porucznik Wanda – powiedziała Krysia.