Выбрать главу

– Trzeciego razu nie będzie. Zrozum, wszystko jest logiczne. Był człowiek podszywający się pod Hansa Klossa.

Zginął. Słyszałem, ukryty wtedy za ścianą, że Stedtke powiedział: „Nie żyje, sam wymierzył sobie sprawiedliwość" czy coś w tym rodzaju. A teraz zjawi się u nich prawdziwy Hans Kloss. Nie wpadnie im przecież do głowy, że możemy być takimi idiotami i posyłać spalonego agenta. To zbyt nieprawdopodobne na niemieckie głowy. W jednym musicie mi pomóc. Dotrzeć przez berlińską agenturę do centralnego archiwum, gdzie zapewne spoczywa teczka Hansa Klossa, i wymienić wszystkie dokumenty pisane moją ręką na inne, pisane przez kogo bądź, na wypadek badań grafologicznych.

– Ten rozkaz już poszedł. Pojutrze ewakuujemy to więzienie. Trzeba ustalić, w jakim momencie uciekniesz.

10

Przedzierali się tylko nocami. Sądząc z nadciągającej kanonady, front przebiegał najwyżej dwadzieścia kilometrów stąd. Znaleźli opuszczoną wieś. Tam postanowili poczekać. Lothar miał odmrożone stopy i Kloss przez ostatnie pięć kilometrów niósł go razem z Brunonem. Uznali, że opuszczona piwnica na skraju wsi będzie najbezpieczniejszym schronieniem. Bruno przeklinał pomysł ucieczki, ale humor mu się wyraźnie poprawił, gdy Hans znalazł w tej opuszczonej piwnicy puszkę konserw i słoik smalcu.

– Co byśmy bez ciebie zrobili, Hans? – powiedział Friedrich. – Kiedy dojdziemy do naszych…

– Nie – powiedział Kloss – poczekamy tu na naszych. Lothar by nie doszedł, a nasi są niedaleko. Musimy dotrwać.

Zagrzebali się w słomę. Lothar trochę majaczył, miał wysoką gorączkę. Kloss z Friedrichem i Brunonem ustalili, że poczekają dwa dni. Jeśli do tego czasu Niemcy nie zajmą opustoszałej wsi, spróbują się jednak przedrzeć.

I tak utytłanych w słomie wyciągnął ich nazajutrz patrol niemieckich fizylierów, postępujących za czołgami.

Mrużyli oczy, wyprowadzeni na światło. Któryś z czołgistów napoił ich gorącą kawą z termosu, potem nadjechał opel jednego z wyższych oficerów. Cudem uratowanych Niemców, niedoszłe ofiary bolszewickiego barbarzyństwa, odwieziono do najbliższego miasta za frontem. Nakarmiono ich i napojono, dano jakieś ubrania, bo łachy, które mieli na sobie, były w strzępach, ale zaraz potem ubrany na czarno funkcjonariusz sprowadził ich na dół do piwnic zamienionych na cele. W celach zresztą było ciepło i czysto, gestapowiec się nawet trochę tłumaczył, ale Hans Kloss uspokajał współtowarzyszy w drodze do piwnicy, tłumacząc im, że tak musi być, ponieważ władze niemieckie muszą sprawdzić, czy wywiad bolszewicki nie nasłał im przypadkiem agentów.

Już tego samego dnia sturmbannFuehrer Mueller kazał ich przyprowadzić do siebie.

– Twierdzicie – powiedział – że uciekliście z sowieckiego więzienia i przedzieraliście się w stronę frontu.

– Mylnie pana poinformowano, panie sturmbannFuehrer – powiedział stukając obcasami Kloss. – Uciekliśmy z transportu ewakuacyjnego.

– Zachowuje się pan jak żołnierz – powiedział sturmbannFuehrer. Z przyjemnością patrzył na tego młodego, przystojnego mężczyznę, przyjmującego nienaganną postawę wojskową.

– Byłem żołnierzem – powiedział Kloss.

– Żołnierzem? -W głosie Muellera zabrzmiało niedowierzanie. – I trzymali pana w więzieniu, nie w obozie jeńców?

– To długa historia. Skończyłem tajną niemiecką podchorążówkę w Kłajpedzie jeszcze za czasów litewskich. Otrzymałem stopień leutnanta. Przed wkroczeniem bolszewików na Litwę otrzymałem rozkaz przeniesienia się do Wilna, ponieważ zostałem zwerbowany przez majora Hubertusa do pracy w Abwehrze. Otrzymałem numer wywoławczy HK-387. Niestety, nie zdążyłem rozwinąć działalności, ponieważ kiedy bolszewicy wkroczyli na Litwę, zostałem aresztowany wraz z całą rodziną, którą wywieziono gdzieś na wschód. Mnie udało się wymknąć z transportu, usiłowałem przejść granicę, ale zostałem schwytany. To było w marcu czterdziestego pierwszego roku. Złapali mnie jako cywila. Poddawali drobiazgowemu śledztwu, ale oczywiście nie dowiedzieli się ode mnie niczego.

– Pomówimy jeszcze o tym – powiedział sturmbannFuehrer. – Pańskie nazwisko.

– Hans Kloss.

– Hans Kloss? – powtórzył tamten. Gdzieś już słyszał to nazwisko, ale gdzie? Pamięta, że kilka miesięcy temu w związku z jakąś sprawą… Podniósł wzrok i spotkał się ze szczerym spojrzeniem młodego mężczyzny. Zauważył, że to nazwisko znane jest skądś sturmbannFuehrerowi.

– Może znał pan kogoś z mojej rodziny? Mój ojciec miał majątek na Litwie, ale nie wiem, co z nim teraz. Podobnie z matką i siostrami. W najlepszym razie – zasępił się – ścinają sosny gdzieś w tajdze. A może znał pan doktora Helmutha Klossa, mego stryja? Był przed wojną sędzią okręgowym w Królewcu.

– Głupstwo – powiedział sturmbannFuehrer, bo właśnie przypomniał mu się raport Stedtkego sprzed paru miesięcy. – Głupstwo – powtórzył. – Nazwiska panów? – zwrócił się do pozostałych.

– Lothar Beitz…

– Heinrich Vogel…

– Bruno Dreher… – odpowiadali kolejno.

– Moi panowie, każdy z was otrzyma teraz papier i przybory do pisania. Spiszecie drobiazgowo swoje życiorysy, ze szczególnym uwzględnieniem pobytu w Rosji. Poza tym każdy z was wypisze mi listę osób, które mogłyby stwierdzić jego tożsamość. Rozumiecie sami, że dopóki nie utwierdzimy się w przekonaniu, że wasze zeznania odpowiadają prawdzie, musicie być izolowani. Postaramy się zapewnić wam jak najlepsze warunki i maksymalnie skrócić okres oczekiwania. Dość już siedzieliście wwiezieniu.

W trzy dni później po raz nie wiadomo który czytał zeznania osadzonych w więzieniu czterech Niemców, którym udało się uciec z rąk Rosjan. Na jego biurku, obok zeznań tych ludzi i napisanych przez nich własnoręcznie życiorysów, leżała teczka, którą przysłano mu dziś rano z centralnego archiwum w Berlinie. Na teczce był napis gotykiem, wykaligrafowany starannie ręką sumiennego urzędnika ministerstwa wojny: „Hans Kloss". SturmbannFuehrer Mueller zapoznał się niedawno z zawartością tej teczki i z tym większą uwagą wczytywał się w zeznania tych czterech ludzi. Sam Hans Kloss rozszerzył tylko swoje zeznanie, złożone podczas pierwszego przesłuchania. Szczególną uwagę Muellera wzbudził ten fragment, w którym Kloss opisywał dziwne przesłuchania, prowadzone przez radzieckich oficerów. Pytano go o szczegóły z dzieciństwa, o jakieś nic nie znaczące spotkania. Kloss na przykład napisał, że przez kilka tygodni musiał opisywać wszystkich swoich kolegów gimnazjalnych.

Sprawy tych trzech pozostałych były znacznie prostsze. Lothar Beitz był kupcem żelaznym na Łotwie, miał sklep przy ulicy Dworcowej. Któryś z klientów zostawił u niego paczkę o nieznanej Beitzowi zawartości. Było to już po wkroczeniu na Łotwę Rosjan. NKWD przyszło w parę dni później, znalazło w paczce części radiostacji i osadziło go najpierw w miejscowym więzieniu, a potem przewiozło do Saratowa. Rosjanie podejrzewali go o kontakty z wywiadem niemieckim, ale tłumaczył w kółko, że nie znał zawartości paczki, co zresztą było prawdą. Żona Beitza mieszka prawdopodobnie w Norymberdze u swoich rodziców. Opuściła go w trzydziestym ósmym roku, nie żyli ze sobą dobrze, ale z pewnością potwierdzi jego tożsamość. Mueller kazał wysłać odpowiedni telegram i otrzymał odpowiedź, że Frau Beitz zjawi się w ciągu tygodnia.

Drugi, o nazwisku Heinrich Vogel, pracował w Borysławiu, był inżynierem naftowym. Po siedemnastym września złożył prośbę o pozwolenie powrotu do Niemiec, ale władze rosyjskie odmówiły mu powrotu, był im potrzebny i mieli w ręku jego kontrakt, zawarty jeszcze z polską spółką akcyjną, a przewidujący pracę w tej kopalni do czterdziestego drugiego roku. Ale w czterdziestym, po zwycięstwie nad Francją, kiedy w lwowskiej restauracji opijał z przyjaciółmi to zwycięstwo, zaczął przekonywać swych towarzyszy, że wkrótce Hitler ruszy na Rosję. Jeszcze tej samej nocy został aresztowany. Za wrogą propagandę i nienawiść do władzy radzieckiej, manifestowaną publicznie, otrzymał kilkuletni wyrok. Siedział w różnych więzieniach, był zadowolony, że nie przerzucono go do obozu gdzieś na północy, bo bał się zimna.

Jeśli idzie o Klossa, Beitz poznał go właśnie w więzieniu. Kloss już tam był, kiedy aresztowano Beitza. Przez kilkanaście dni siedział z nim w jednej celi, potem go przerzucono gdzie indziej, ale widywał go na spacerach. Wszyscy Niemcy w więzieniu mu współczuli, bo wzywany był codziennie na ciągnące się godzinami przesłuchania, do końca właściwie nie było wiadomo, czego od niego chcieli. Kiedyś przez parę dni opowiadał im o jakiejś swojej kuzynce. Radził się nawet współtowarzyszy, czy ma mówić prawdę…

SturmbannFuehrer Mueller zaczął kartkować leżące przed nim papiery, chciał znaleźć protokół z przesłuchania Beitza, a właściwie fragment tego protokołu. Znalazł odpowiednią kartkę i przeczytał. „Pytanie: Czy w okresie między lipcem czterdziestego pierwszego roku a marcem czterdziestego drugiego widywał pan Klossa codziennie w więzieniu? Odpowiedź: Tak, z wyjątkiem paru dni, kiedy byłem w szpitalu więziennym, w październiku czy w listopadzie. W lipcu i sierpniu przebywałem z nim w jednej celi, a potem spotykałem go na spacerach albo na korytarzu więziennym. Pamiętam, że na Boże Narodzenie Hans był więźniem służbowym – roznosił jedzenie". Mueller potarł czoło, jakby ten gest mógł mu w czymś pomóc. Z teczki personalnej Hansa Klossa wynika niezbicie, że w Boże Narodzenie czterdziestego pierwszego roku był słuchaczem półrocznego kursu oficerów Abwehry. To znaczy nie Hans Kloss – poprawił się w myśli – tylko agent bezczelnie podszywający się pod Klossa. Porównał zeznanie człowieka o jasnym spojrzeniu, który czeka teraz na jego wezwanie dwa piętra niżej, w piwnicy, z życiorysem w teczce personalnej. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że tekstów nie pisała ta sama ręka.

Tak – pomyślał – charakteru pisma nie sposób zmienić. W drzwiach stanął SS-man z kancelarii meldując, że przyszedł człowiek, na którego pan SturmbannFuehrer czeka. Wprowadził gościa do swego gabinetu, posadził go na fotelu za drzwiami, tak by w pierwszej chwili był niewidoczny, po czym kazał wezwać Hansa Klossa.