– Możesz mu podyktować inne, tak samo wiarygodne jak te. Zresztą, o ile się znam na rzeczy, ten facet długo nie pożyje.
– Chciałem, żebyś był po mojej stronie, wolisz być przeciwko mnie?
– Nie interesuje mnie ansa, jaką niektóre osoby żywią do blondynek, nie zamierzam się tym interesować. Ale zanim zrobisz lekkomyślny krok, pamiętaj o jajku, które może wybuchnąć w ręku. Tylko tyle, Brunner. I wezmę sobie na drogę jeszcze jedno cygaro, są naprawdę świetne. – Tym razem nie darował Brunnerowi. Zdanie o cygarach musiało brzmieć dwuznacznie, o drogich, bardzo dobrych cygarach, których ceny w czasie wojny dochodzą do astronomicznych rozmiarów. Trzeba być bardzo bogatym człowiekiem, żeby pozwolić sobie na palenie takich cygar. Taką treść chciał przekazać Kloss Brunnerowi. Powinien zrozumieć.
11
W domu znalazł Kurta zajętego praniem firanek, które, odkąd Kloss tu mieszkał, nigdy chyba nie były prane. Ani on, ani Kurt nie widzieli w tym nic nienormalnego.
– Pani kazała – odpowiedział Kurt na jego pytające spojrzenie, jakby dla nich obu nie mogło być wątpliwości, o jaką panią chodzi. Oddał mu też kartkę pozostawioną przez Edytę. Pisała, że ma dyżur do północy i ma nadzieję, że Kloss ją tam odwiedzi. Zamierzał pójść od razu, natychmiast po zjedzeniu obiadu przyniesionego przez Kurta z kasyna, ale wezwano go do sztabu i harował niemal do dziesiątej przy mapach, na które trzeba było nanieść dane o koncentracji sił rosyjskich nad Wisłą, dostarczone niedawno przez samoloty zwiadowcze. Już w drodze przez tory, kiedy zagapiwszy się omal nie wpadł pod manewrującą lokomotywę, przypomniał sobie, że wcale tego nie planując, znajdzie się w pobliżu przygotowanej akcji na wiadukt. Spojrzał w tamtą stronę, jakby w obawie, czy nie dostrzeże czegoś, co mogłoby pokrzyżować akcję, ale wszystko wskazywało na to, że Niemcy nie spodziewają się niczego. Co prawda wachman przytupywał przy wjeździe na wiadukt, tam, gdzie z plątaniny szyn stacji rozrządowej wyodrębniają się dwa tory przerzucone przez wiadukt, wiodące w stronę frontu.
Łoskot przejeżdżającego parowozu zagłuszył kroki Klossa, kiedy wchodził do pokoju telefonistek. Stanął za plecami Edyty i delikatnie dotknął ręką jej twarzy.
– Hans! -zawołała ucieszona.-Jaki jesteś zimny. Cieszę się, że przyszedłeś. Byłam taka niespokojna.
– Teraz możesz już być spokojna, Edyto – powiedział poważnie.
Bez przerwy niemal dzwoniły telefony. Edyta zajęta była wkładaniem i wyjmowaniem wtyczek. Podsunęła mu bloki ołówek.
– Żeby ci się nie nudziło, będziesz moją sekretarką. Kloss otwiera blok, widzi wetknięte tam zdjęcie, chce je włożyć gdzie indziej, ale Edyta nie pozwala.
– Nie poznajesz? Przecież to zdjęcie, które przysłałeś mi z Królewca.
Przyglądał się chwilę temu obcemu chłopakowi. On w tym wieku wyglądał chyba inaczej.
– Jaki byłem wówczas młody – rzekł – nieopierzony szczeniak.
Monotonnie cykający zegar elektryczny wskazywał dziesiątą dwadzieścia cztery. Jeszcze pół godziny. Zamyślony nie zauważył, że ktoś otworzył drzwi. Drgnął dopiero na dźwięk głosu Brunnera.
– Nie spodziewałem się ciebie, Hans.
Odwrócił się powoli w stronę wchodzącego.
– Nie posłuchałeś mojej rady, nie wyciągnąłeś wniosków z bajki o jajku, które okazało się granatem.
– Dość żartów – uciął Brunner. – Panno Lausch, jest pani aresztowana.
Dopiero teraz Kloss dostrzegł, że Brunner nie przyszedł sam. Dwóch SS-manów w hełmach opadających na oczy stanęło przy drzwiach.
Edyta przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.
– Pan oszalał – powiedziała wreszcie.
– Spokojnie, Edyto – włączył się Kloss. – Bądź uprzejma zająć się swoją pracą. A ty, Hermann, odeślij swoich ludzi na dół. Jeśli zechcesz, zawołasz ich za pięć minut. Jeśli tego nie zrobisz, będę mówił przy nich. Ale nie radziłbym. To niebezpieczne.
– Dokładnie pięć minut – zgodził się. Gestem odesłał SS-manów. Odeszli bez słowa, jak automaty. – Pannę Lausch aresztuję pod zarzutem współpracy z bolszewickim wywiadem.
– To kłamstwo! – zerwała się Edyta, ale uspokajający gest Klossa kazał jej wrócić na miejsce.
– Rozumiem, Brunner, teraz aresztujesz pannę Lausch, a kiedy będziecie przechodzili przez tory, ona zacznie uciekać i zginie podczas próby ucieczki. Wasiak, co prawda, także zginie lub już zginął, ale zostanie dokument obciążający Edytę. Do tej pory twoje rozumowanie jest prawidłowe. Ale mylisz się, jeśli sądzisz, że po śmierci Edyty Lausch nie będzie już nikogo, kto by znał nazwisko mordercy sprzed czterech lat, bandyty, który w celach rabunkowych zastrzelił kobietę i dwuletnie dziecko. My obaj wiemy, Brunner, że mordercą jest człowiek, którego jeszcze w cztery lata po tym wydarzeniu stać na palenie wyłącznie pięciomarkowych cygar.
– To on! – krzyknęła histerycznie Edyta. -Teraz wiem na pewno.
– Prosiłem, Edyto – uspokajał ją jak dziecko. Kiedy znowu odwrócił się do Brunnera, ten stał już z bronią wymierzoną w ich stronę. Ale Kloss, nie zrażony tym bynajmniej, rozsiadł się wygodnie, jakby nie dostrzegał lufy rewolweru trzymanej dokładnie na wysokości jego głowy.
– Schowaj to i siadaj – rzekł bardzo spokojnie. – Nie myślisz chyba, Brunner, że jestem idiotą, że nie przygotowałem się do tej rozmowy. Oprócz Edyty Lausch był jeszcze jeden świadek, o którym nie wiesz, dozorca tego domu…
To jest humbug. Ale Kloss wie, że Brunner nie ma żadnych szans sprawdzenia tego w tej chwili. Teraz chodzi tylko o to, żeby jak najszybciej schował rewolwer.
– Jego zeznania – ciągnął dalej – oraz zeznania panny Lausch spoczywają w kopercie, która w wypadku mojej gwałtownej śmierci dotrze do rąk wysokiego funkcjonariusza RSHA, którego to bardzo zainteresuje, ponieważ to on właśnie jest owym amtsleiterem z tego miasta. Zainteresuje go tym bardziej, że wówczas stracił nie tylko złoto i biżuterię, do której posiadania doszedł drogą podobną do twojej, ale także żonę i córeczkę. Rozumiesz zatem, Brunner, że powinieneś jak najszybciej schować ten kawałek żelaza, który trzymasz w ręku, i odtąd dokładać wszelkich starań, abym dożył sędziwego wieku, ponieważ moja śmierć kosztowałaby cię życie.
Brunner już przed chwilą schował rewolwer. Stał teraz przed Klossem z błaganiem w wodnistych oczach, sflaczały jakiś, w mundurze nagle zbyt luźnym, jakby w jednej sekundzie postarzał się o kilkanaście lat. Drżały mu ręce. Nie usiłował nawet ukryć tego drżenia.
– Hans – wybełkotał – byliśmy przyjaciółmi, nie zrobisz tego…
– Nie zrobię – powiedział Kloss – jeśli wyjdziesz natychmiast, zabierzesz swoich SS-manów, zniszczysz kłamliwe zeznania rzekomego partyzanta Wasiaka i zapomnisz, że kiedykolwiek istniały.
– A gwarancje? Jakie będę miał gwarancje?… – zaczął.
– Żadnych gwarancji – skończył zimno – i nie chcę cię więcej oglądać. Ale przedtem przeprosisz pannę Lausch za pomyłkę, jakiej omal nie popełniłeś.
– Proszę mi wybaczyć, panno Lausch – powiedział, zasalutował niezgrabnie i wyszedł potykając się o próg, nim Edyta zdążyła cokolwiek powiedzieć.
– Rozumiem, Hans – powiedziała – co mi groziło. Znowu uratowałeś mi życie, jak wtedy, gdy się topiłam. Ale nie puszczę tego płazem, nie obowiązują mnie wasze układy.
Zadzwonił telefon. Podała mu blok i ołówek.
– Telefonogram, notuj: Przekazać zawiadowcy rozkaz zatrzymania transportu „E-19", który wjedzie za dwie minuty. Jako pierwszy przepuścić pociąg specjalny numer 1911, wiozący robotników na budowę umocnień przyfrontowych – dyktowała powoli Edyta. Gdy skończyła, sięgnęła po blok, w którym notował. Przytrzymał jej rękę.
W jednej chwili zrozumiał, co zdarzy się za kilka minut. Kilka tysięcy ludzi, stłoczonych w bydlęcych wagonach, wiezionych na roboty, poderwanych zostanie wybuchem, runie wraz z wagonami w trzydziestometrowy rów kamieniołomu. Snop ognia, jęki rannych, zmasakrowane zwłoki.
– Nie przekażesz tego zawiadomienia, Edyto – powiedział cicho.
Przez moment myślała, że Klossowi zebrało się na niezbyt mądry dowcip, chciała mu powiedzieć, że nie pora na żarty, że niewykonanie rozkazu grozi jej służbowymi konsekwencjami, że pociąg nadjedzie lada chwila, a zawiadowca musi mieć czas na przełożenie zwrotnic, ale z twarzy Klossa poznała, że nie żartuje. Chwyciła jedną z wtyczek, która wetknięta w gniazdko uruchomi sygnał telefoniczny w biurze zawiadowcy, ale wyrwał jej przewód z brutalnością, jakiej się po nim nie spodziewała. Dostrzegła, że teraz on trzyma w ręku rewolwer, że on, jej Hans, mierzy do niej, a z wyrazu jego twarzy poznała, że jeśli postanowił, żeby nie przekazała tego rozkazu… Dopiero łoskot przejeżdżającego w pędzie pociągu, transportu „E-19", który miała zatrzymać, a który teraz pędził w stronę wiaduktu, zbudził ją z odrętwienia.
– Hans – zaczęła – nie rozumiem…
Spoglądał na drgającą strzałkę sekundnika: jeszcze trzydzieści sekund, jeszcze dwadzieścia…
– Otwórz usta – poprosił i gdy to uczyniła, potworny wybuch wstrząsnął powietrzem. Przez wybite szyby wpadł nagle wiatr, porywając rozłożone papiery i wpychając do wnętrza tumany śniegu.
On wiedział! – przebiegła jej przez głowę straszna myśl. I w jednej chwili uświadomiła sobie to, czego nawet nie przeczuwała, a co z wiedzą, jaką posiada obecnie, komponuje się w logiczną całość. To, że ukrył się za drzwiami, nim weszła wtedy do jego pokoju, jakąś niechęć, którą wyczuła od razu, do wspomnień, te układy z Brunnerem, a nawet to, że kilka minut temu nie poznał siebie na zdjęciu.
– Słuchaj uważnie – dotarł do niej jak przez warstwę waty głos Klossa. -Teraz nie mamy innego wyjścia, musimy uciekać oboje. Ukryję cię, przeżyjesz wojnę, naprawdę cię kocham, wszystko ci wytłumaczę.