Simone stała przy barze.
– Koniak? – zapytała obojętnie. – Kolacja?
– Jeżeli można, koniak. Zjem coś później.
Postawiła przed nim kieliszek.
– Później? – zapytała. – Sądzi pan, że będzie jakieś „później"?
– Nie rozumiem.
– Oficer dyżurny powiedział mi, po co przyjechało tu gestapo z Dőberitz.
– Naprawdę? – Kloss spokojnie pił koniak. – Więc po co?
– Nie wie pan?
– Jeszcze nie.
– Podziwiam pana zimną krew – szepnęła. – Kim pan właściwie jest?
– Znamy się dość dawno, Simone.
– Ktoś zabił gestapowca w Dőberitz. Ten ktoś jechał motocyklem. Szukają go. Gdyby dowiedzieli się, że pewien oficer zmieniał tablice rejestracyjne po przyjeździe do sztabu, zapewne nie mieliby żadnych wątpliwości – Powiedziała to swoją paryską francuszczyzną.
Więc widziała go!
– Interesujące – odstawił pusty kieliszek. -I co dalej?
– Ten oficer nie był zbyt ostrożny. Wdeptał tablice w ziemię tuż pod moim oknem. Mogłabym je pokazać, numer zresztą pamiętam: 3837. Zgadza się?
Milczał.
– Niech pan coś powie!
Wzruszył ramionami.
– Nie mam nic do powiedzenia. Co pani chce zrobić, Simone?
– Nic mnie nie obchodzi ta wasza wojna – szepnęła -ale jak pan sądzi, czy taka informacja byłaby wystarczającą zapłatą za życie Rolfa?
Milczał.
– No, jak pan sądzi? Życie za życie. To się liczy, prawda?
Wstał. Prosić? Przekonywać? Wyjaśniać, że nic nie uzyska? Spojrzał na jej twarz. Oczy miała podkrążone, wargi nie pociągnięte szminką, spierzchnięte.
– A potem? – zapytał. -Jak z tym można żyć potem?
W tej chwili dobiegł ich szum motorów, bliski wybuch wstrząsnął murami zamku.
– Są – szepnęła. – Nieźle poinformowani, prawda?
A jeśli ją zastrzelić? – myślał. – Nie, nie zastrzelę jej.
Usłyszał klapnięcie drzwi wejściowych; na progu stał sturmbannfuehrer Knoch. Jeszcze bliższy wybuch; brzęk tłuczonego szkła.
Knoch popatrzył na Klossa, potem sięgnął do kabury.
– To ty! – wrzasnął. – Ręce…
Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Kloss był szybszy. Strzelił dwa razy. Knoch zwalił się na podłogę. Kloss podbiegł do niego; gestapowiec nie żył. Oba strzały były celne. Simone znieruchomiała przy barze, dłonią zasłoniła usta, jakby zmuszając się do milczenia.
Z kasyna pobiegł jeszcze na górę; w pokoju miał ukryte parę przedmiotów, których nie powinni znaleźć. Nie wywołany film, szyfr, miniaturowy aparat fotograficzny… Potem trzeba jakoś przejść Regę.
Był już na pierwszym piętrze, gdy zastąpił mu drogę oficer służbowy.
– Generał pana wzywa.
– Będę za pięć minut – powiedział Kloss. – Nie. Generał się niecierpliwi. Powiedział, że to bardzo pilne.
– Dobrze. Za chwilę…
Z korytarza wynurzył się sam Pfister.
– Proszę do mnie, Kloss.
Stało się – pomyślał i poszedł za generałem. W gabinecie było przytulnie i cicho. Pfister zapalił
papierosa, nie częstując kapitana.
– Za chwilę – powiedział – będą tu wszyscy. Śledztwo prowadzi sturmbannfuehrer Knoch z Dőberitz. Jak pan sądzi, czy to prawdopodobne, żeby któryś z naszych oficerów…
Kloss milczał.
– Jutro, najdalej pojutrze zacznie się natarcie – ciągnął Pfister. – Nie mogę pozwolić na żadne nieporządki w sztabie. Rozumie pan?
– Tak.
– Dlatego też postanowiłem, że z ramienia sztabu pan weźmie udział w prowadzeniu śledztwa. Zakomunikuję to Knochowi.
– Jestem wśród podejrzanych.
– Bzdura – powiedział Pfister. -Jest pan oficerem naszego kontrwywiadu.
Na progu stanął adiutant.
– Oficerowie czekają, panie generale.
– Prosić.
Kloss, nie pytając o pozwolenie, zapalił papierosa. Już na wszystko za późno. Sprawdził językiem, czy kapsułka z trucizną tkwi na swoim miejscu między zębami. Ostatecznie powinien być na to przygotowany; wcześniej czy później musiało się tak skończyć. Odznaczą pośmiertnie – pomyślał – ale w oficjalnym komunikacie nie powiedzą nawet „za co". O nas się nie mówi.
Weszli. Pierwszy Lehman, za nim wszyscy ci, którzy korzystali w ciągu ostatnich godzin z motocykli: Koel-lert, Kussau, Walter… Kussau był wyraźnie pijany, na twarzy zastygł mu uśmiech, z trudem trzymał się prosto.
– Gdzie jest Knoch? – zapytał generał.
– Zjawi się lada chwila – odpowiedział Lehman. – Posłałem już mojego człowieka…
– Niech pan zaczyna – Pfister niecierpliwie spojrzał na zegarek. – Aha… I z mojego ramienia w śledztwie weźmie udział kapitan Kloss. Będzie mnie informował o rezultatach.
– Jak pan generał sobie życzy – oświadczył obojętnie gestapowiec. – Chciałbym jednak stwierdzić, że kapitan Kloss jest jednym z tych…
– Niech pan już zaczyna – przerwał generał.
– Wolałbym poczekać na Knocha. On widział tego człowieka.
– Mam zbyt mało czasu. – Pfister usiadł za biurkiem.
– Proszę, niech każdy z panów wymieni trasę, jaką dziś przebył – powiedział gestapowiec.
– Byłem w lesie Weipert – pierwszy odezwał się Kloss.
– A ja sobie jeździłem po jednostkach. – Kussau rozstawił szeroko nogi. – Zrobiłem mnóstwo kilometrów, dlatego jestem zmęczony.
– Proszę ściślej… – wtrącił Pfister. Kussau nie zdążył jednak odpowiedzieć. Do gabinetu wbiegł gestapowiec, jeden z ludzi Knocha.
– Panie generale, sturmbannfuehrer Knoch nie żyje!
Generał zerwał się z miejsca.
– Jak to nie żyje? Podczas nalotu?
– Nie, panie generale. Zastrzelony w kasynie.
– Proszę za mną – powiedział Pfister.
Żadnej szansy ucieczki… W hallu gromadzili się już oficerowie sztabu dywizji, tworząc szpaler, którym szedł generał ze swoją świtą. Lehman obok Klossa, kapitan czuł na sobie nieustannie uważne spojrzenie gestapowca.
Na podłodze kasyna leżał Knoch. Lekarz sztabowy pochylał się jeszcze nad nim. Na widok generała stanął na baczność.
– Śmierć nastąpiła przed kilkunastoma minutami, panie generale – zameldował. – Dwa strzały. Oba w okolice serca.
Kloss dopiero w tej chwili zobaczył Simone; stała ciągle przy barze, a obok niej mężczyzna w czarnym mundurze. Powiedziała już? Nie, chyba nie.
Gestapowiec wyprężył się.
– Ona musiała widzieć mordercę, panie generale.
– Zeznała?
– Oświadczyła, że powie w obecności pana generała.
– Więc niech mówi – Pfister nie spojrzał nawet na Simone. Wydawało się, że nie dostrzega jej obecności. Dziewczyna podbiegła do generała.
– Panie generale…
– Więc kogo pani widziała? – mruknął niechętnie. Obok niego stał Lehman i patrzył na Simone jak myśliwy na łatwą zdobycz. Nieco z boku Kussau, za nim Koellert i Walter, a przy oknie, osobno, Kloss… Co zrobić, gdy powie? – Oczywiście – strzelać. Najpierw Lehman, potem Kussau. Przynajmniej… drogo sprzedać… drogo sprzedać…
Trwało milczenie.
– Panie generale – powiedziała wreszcie Simone – proszę o obietnicę darowania kary Rolfowi Kahlertowi. Zeznam wszystko, co wiem…
– Niech pan obieca, generale – szepnął Lehman.
Pfister wyprostował się i spojrzał chłodno na dziewczynę.
– Nic pani nie mogę obiecać – warknął. – Porucznik Kahlert został rozstrzelany przed paroma godzinami.
Zdawało się, że upadnie. Patrzyła na hauptsturmfuehrera Kussau, potem spojrzała na Klossa.
– Rozstrzelano go – powtórzyła. – Nie żyje…
– Kto zabił Knocha? – Lehman podniósł głos niemal do krzyku.
– Powiem – krzyknęła nagle Simone – oczywiście, że powiem. Myślicie, że będę milczała? Myślicie, że nie wskażę mordercy? To on, panie generale. – Całą ręką, całą postacią wskazała hauptsturmfuehrera Kussau. – Niech teraz płaci! Byłam tutaj…
Kussau, ciągle chwiejący się na nogach, wyszarpnął pistolet z kabury.
– Kłamiesz! – ryknął. Strzelił nie celując. Walter i Koellert natychmiast wyrwali mu broń z ręki, ale strzał był celny. Simone osunęła się na podłogę… Lehman i lekarz pochylali się już nad nią, Pfister nawet nie spojrzał.
– Kussau – szepnęła Simone.
– Nie żyje – lekarz zamknął jej oczy.
Lehman sięgnął do fartuszka dziewczyny. Z kieszeni wydobył zgięte tablice rejestracyjne.
– To te tablice – powiedział.
– Wy jej wierzycie? – Kussau usiłował wyrwać się z rąk Koellerta i Waltera. – To ona była bolszewickim szpiegiem, to ona… pewno zabiła Knocha…
– I jechała dzisiaj motocyklem, co? – szepnął ironicznie Lehman. – Dałeś jej do schowania tablice rejestracyjne. Współpracowała z tobą!
– Lehman, oszalałeś! – wył Kussau.
– Kussau spędził z nią ostatnią noc – powiedział kapitan Koellert.
– Dosyć! – generał nie podnosił głosu. – Zabierzcie go – rozkazał – i przesłuchajcie. Sąd polowy dywizji wyda wyrok. Śledztwo prowadzić, jak powiedziałem…
Kloss i Lehman zostali sami w kasynie.
– Przesłuchamy go razem – powiedział Lehman. – To będzie bardzo długo trwało, Kloss, bardzo długo, bo musimy dowiedzieć się wszystkiego.
Kloss nie słuchał. Patrzył na ciało Simone. Za chwilę je także zabiorą.
7
Samoloty nadleciały wcześniej, niż przewidywali. Czekali na zachodnim skraju lasu Weipert, ukryci w kępie krzaków. Łąki i nieużytki ciągnęły się stąd aż do Dobrzyc, równinna, pusta płaszczyzna, przecięta gdzieniegdzie wąskimi pasmami drzew lub wysepkami krzaków. Czy wylądują, jak planowano? A jeśli wiatr zniesie spadochrony na wschód, na las, gdzie stacjonował niemiecki pułk pancerny, albo na północ do szosy patrolowanej nieustannie przez żandarmów? Gdy udało im się tu przedostać, uwierzyli w powodzenie akcji. Przewieźli mundury na wózku, idąc poboczem szosy, a potem skrajem lasu. Nikt ich nie zaczepił; tłum uchodźców gęstniał z każdą godziną, stanowiąc znakomitą osłonę. Ale wiedzieli, że droga powrotna będzie znacznie trudniejsza: musieli przeprowadzić „jeńców" wzdłuż niemieckich stanowisk. Dotarcie do szosy i potem znowu szosą w kierunku przeciwnym niż fala uchodźców byłoby jeszcze niebezpieczniejsze. Zresztą na tę drogę nie mieli czasu, szosą było o parę kilometrów dalej, a oni musieli uchwycić przyczółek mostowy w momencie, gdy ruszy natarcie.