Выбрать главу

– On jednak – powiedział Lehman – on jednak nie zdradził… więc kto?

Kloss wybiegł z pokoju. Na korytarzu było pusto, na dole jeszcze strzelano, żołnierze z desantu zdobywali już hali. Gabinet generała był na drugim końcu korytarza; gdy Kloss dobiegał do drzwi, pałac nagle drgnął, szyby pękły, potworny, nieustający grzmot szedł ze wschodu.

Zaczęło się! Natarcie!

Pchnął drzwi do gabinetu generała. Pfister siedział przy biurku nieruchomy, skamieniały, jakby wszystko, co działo się na dole i wokół niego, w ogóle go nie dotyczyło. Kloss stał na progu, ciężko dysząc.

– Proszę się zameldować, Kloss – powiedział generał.

Wypowiedział słowa meldunku. Dawno nie przeżył nic równie idiotycznego. Pomyślał, że najważniejsze teraz: nie dopuścić, by Pfister zatelefonował do Vogla i wydał rozkaz wysadzenia mostu. Jeśli Tomala nie zdąży, nie zjawi się tu za chwilę, a ustalili, że to właśnie on wedrze się do pokoju generała, Kloss będzie musiał sam uniemożliwić Pfisterowi wydanie rozkazu. Wojna trwa! Kloss nie powinien się dekonspirować, ale bywają sytuacje…

– Desant – powiedział generał. Właściwie krzyczał, żeby Kloss mógł go usłyszeć w potwornym huku. Rozpoczęli natarcie. Proszę mnie połączyć z przyczółkiem mostowym.

Kloss podszedł do telefonu. Teraz trzeba wyszarpnąć broń… Rewolwer Pfistera leżał na biurku, nie zdąży sięgnąć…

– Szybciej, Kloss!

Kloss podniósł słuchawkę i otworzył kaburę. W tej chwili odskoczyły gwałtownie drzwi. Na progu stał To-mala, za nim polski oficer.

– Ręce do góry – powiedział Tomala swoją nienaganną niemczyzną: – Ręce do góry obaj!

Pfister wykonał polecenie.

– Jestem dowódcą dywizji – powiedział, jakby żądając, żeby tamci się przedstawili.

– Wiem, wiem – mruknął Tomala. – Łączyć z przyczółkiem mostowym! Generale, proszę wziąć słuchawkę i wezwać do sztabu dowódcę saperów. – Szczęknął bezpiecznik pistoletu Tomali. – No, szybciej!

– Nie zrobię tego!

– Zrobi pan to natychmiast!

Pfister podniósł słuchawkę.

– Z czwórką – powiedział.

Było to jednak ryzykowne! Tomali powinno wystarczyć, że Pfister nie wyda rozkazu. Oczywiście… pozbawienie przedmościa dowódcy ułatwiało zadanie, ale jeśli generał zamiast powiedzieć: „Proszę przyjechać do sztabu", powie: „Wysadzić"? Jeśli nie przestraszy się groźby… Czy Pfister wierzy, że zginie? Może jednak Tomala zna lepiej psychikę niemieckich generałów niż on, Kloss.

Czekali kilkanaście sekund.

– Vogel – usłyszeli głos Pfistera – proszę przyjechać natychmiast do sztabu.

Więc jednak Tomala miał rację!

Generał odłożył słuchawkę.

– Zostałem sterroryzowany w sposób niedopuszczalny podczas wojny prowadzonej przez cywilizowane narody.

Cywilizowany naród!

– Zostaniecie tutaj – powiedział polski oficer do To-mali. – Pilnujcie ich.

Wszystko przebiegało tak, jak zaplanowali! Pan generał Pfister odzyska wolność, żeby on, Kloss, mógł dalej działać!

Podszedł do okna. Na podwórze sztabu wjeżdżał właśnie samochód majora Vogla. Otoczyli go natychmiast spadochroniarze. Po chwili wóz z polską załogą jechał już w kierunku przedmościa.

Most był uratowany.

Grzmot artyleryjski powoli słabł, usłyszeli długie serie broni maszynowej.

– Można zapalić? – zapytał Kloss. To był sygnał.

– Palcie – powiedział spokojnie Tomala.

Kloss podszedł do niego i jednym szybkim ruchem zwalił go z nóg. Czy nie uderzył zbyt mocno? Nie, chyba nie… Chwycił automat Tomali.

– Uciekamy, generale!

Zbiegli w dół i przez kasyno wydostali się na tyły pałacu. Potem ścieżką nad Regą, nie zauważeni przez nikogo, w kierunku lasu Weipert.

Gdy stanęli na wzgórzu i zobaczyli w dole rzekę, pałac, pola nad rzeką, do przedmościa podchodziły już czołgi… Polskie czołgi przejeżdżały przez most…

Jaka szkoda – pomyślał Kloss – jaka szkoda, że nie mogłem zostać.

– Uratował mi pan życie – powiedział generał – ale mam nadzieję… – urwał.

Kloss milczał.

Boisz się, że wyda się twoje tchórzostwo – pomyślał. – Bój się, tak trzeba. Ale uratuję cię, bo jesteś mi potrzebny, dajesz mi niezawodne alibi.

– Nikt się nie dowie, panie generale – odezwał się wreszcie – o tym, co się stało. Daję słowo niemieckiego oficera.

Generał Pfister odetchnął głęboko.

OBLĘŻENIE

1

Padał śnieg z deszczem, na morzu szalał sztorm. Kloss podniósł kołnierz płaszcza i przyspieszył kroku. Z wąskiej uliczki, przy której mieszkał, wszedł na rynek i przecinał go po przekątnej. Plac był niemal pusty, martwy, drzwi kamienic zaryglowane, okna zamknięte; tylko przed „Soldatenheim" zobaczył paru żołnierzy Wehr-machtu. Dziewczyna z literą „P" na płaszczyku przebiegła chodnikiem i zniknęła w jakiejś bramie. Usłyszał chrapliwy głos z megafonu: „Achtung, achtung… Komendant policji i SS miasta Kolberg rozkazuje, by jutro, to jest 18 marca 1945 roku, kobiety z dziećmi do lat piętnastu stawiły się o godzinie szóstej rano w porcie, skąd zostaną ewakuowane poza strefę frontową. Powtarzam…"

Głos docierał do niego jeszcze, gdy skręcił w główną Hitlerstrasse i mijał puste, zasłonięte kratami wystawy sklepowe. Postanowili ewakuować miasto… Czy sądzą, że uda im się utrzymać Kolberg? Jak długo? I natychmiast natarczywa myśclass="underline" jak długo to potrwa? Wojska radzieckie i polskie przełamały Wał Pomorski. Siódmego marca pierwszy żołnierz polski dotarł nad Bałtyk, ale w miastach nadmorskich utrzymują się wciąż Niemcy. Wykorzystując dawno przygotowany system umocnień, Himmler zabronił myśleć o kapitulacji. To miasto, podobnie jak wiele innych, trzeba będzie zdobywać w ciężkim boju… Kloss pomyślał, że czeka go wiele trudnych dni.

Spojrzał na zegarek. Za dziesięć minut powinien zameldować się u dowódcy obrony Kolbergu, pułkownika Brocha. Wieczorem musi być znowu na Kaiserstrasse. W piwnicach spalonej podczas nalotu kamienicy umieścił radiotelegrafistę, sierżanta zrzuconego przed tygodniem, jeszcze zanim polskie dywizje podeszły pod Kol-berg. Radiostacja umożliwia codzienną łączność; wszystkie rozkazy obersta Brocha są natychmiast przekazywane polskiemu dowództwu. Pomyślał, że trzeba będzie, może już dzisiaj, przenieść sprzęt w inne miejsce; należałoby właściwie za każdym razem zmieniać punkt nadawania. Nigdy, nawet w ostatnich minutach bitwy, nie wolno nie doceniać wroga.

W adiutanturze Brocha zastał czekającego na dowódcę Brunnera. Sturmbannfuehrer powitał go kordialnie, z nie ukrywanym zadowoleniem. Zakomunikował natychmiast, że pułkownik zjawi się dopiero za parę minut i że oni, Brunner i Kloss, mają trochę czasu dla siebie i mogą spokojnie pogadać. Zachowywał się tak, jakby konieczność tej pogawędki była od dawna wiadoma i oczywista. Poczęstował Klossa cygarem i stanął przed wielkim planem Kolbergu wiszącym na ścianie. Kapitan obserwował sturmbannfuehrera czujnie; z Brunnerem wojenny los zetknął go wielokrotnie. Kloss wygrywał, ale nieraz już zastanawiał się, czy Brunner nie zgromadził dosyć materiału, by przynajmniej podejrzewać… Może jednak nie podejrzewał, po prostu uważał Klossa za kogoś podobnego do siebie: równie cynicznego i równie gotowego na wszystko w sytuacji, w której już nic nie było do stracenia.

– Parszywa zabawa – powiedział wreszcie Brunner.

– Parszywa – potwierdził Kloss.

Brunner podszedł do okna, stał odwrócony tyłem do Klossa, jakby nie chciał, by kapitan widział jego twarz.

– Co zamierzasz? – zapytał cicho.

– Nic. A ty, Hermann?

– Nie chcesz odkrywać kart, co? – Głos Brunnera był spokojny i obojętny. -Jutro mogą odciąć drogę morską. Te statki, które odpłyną rano, będą zapewne ostatnie.

– Zapewne… – Kloss nie zamierzał ułatwiać Brunnerowi gry. Należało w każdej sytuacji liczyć się z prowokacją.

Sturmbannfuehrer odwrócił się gwałtownie.

– I co? – zapytał. -I co? Pójdziemy jak barany pod nóż.

– Boisz się?

– A ty? A ty może się nie boisz, Kloss?

– Czego właściwie chcesz, Brunner?

Jeśli teraz powie coś konkretnego, zda się na jego łaskę i niełaskę. Zapewne wpadł na pomysł, którego nie może zrealizować sam, potrzebna mu pomoc. Dlaczego jednak zwraca się właśnie do niego? I co on, Kloss, powinien odpowiedzieć? Jaka pozycja w tej grze jest najlepsza? Wspólnika Brunnera? Lojalnego niemieckiego oficera?

Sturmbannfuehrer milczał. Przyglądał się uważnie Klossowi.

– Mam znakomity pomysł – rzekł wreszcie.

– Jaki?

– Poczekaj… – widocznie jednak wahał się jeszcze. -Pamiętaj, że ja nie lubię żartów. Obserwuję cię od dawna, Hans… I myślę sobie niekiedy, że warto by poszukać w twojej przeszłości…

Najpierw groźby – pomyślał Kloss.

– To nie ze mną – rzucił ostro. – Możesz szukać, czego chcesz. I powiedz swemu Gruberowi, żeby przestał za mną łazić…

– To także wiesz. Nie obrażaj się. Proponuję przymierze, nie wojnę…

– Mów, o co chodzi.

– To dość skomplikowane, mój drogi… Słyszałeś o profesorze Glassie?

Glass? Oczywiście: słyszał. Znany fizyk niemiecki, mieszkał właśnie tu, w Kolbergu. Prowadził jakieś badania, o których Kloss wiedział stanowczo zbyt mało, i kierował fabryką produkującą elementy sterownicze do V-l i V-2. O tym Kloss wiedział i pamiętał. Dlaczego Brun-ner wymienił nazwisko Glassa? Jeśli to nie prowokacja, rzecz wydawała się interesująca.

– Słyszałem – rzekł. – Mów jaśniej.

Nie dowiedział się jednak, na czym polegał pomysł Brunnera. Wszedł oberst Broch i zaprosił ich do swego gabinetu.