– Nie wygłupiaj się – powiedziała tylko. – Wiedziałeś, że Bischofsfelde należy do strefy rosyjskiej. Jak mogłeś dokumenty tak ważne ukryć w zasięgu Rosjan? Chciałeś im zostawić archiwum, czy co? – Teraz ona usiłowała grać rolę przesłuchującego.
– Nikt się nie dowie o istnieniu archiwum – powiedział Ring. – A ty zginiesz.
– Głupstwo. Polacy je znajdą i ciebie też znajdą. Oni mają na te sprawy nieco inny pogląd niż moi przełożeni. Jeśli przekażesz nam archiwum, otrzymasz gwarancję bezpieczeństwa i twój oficer także.
– Bezczelność! Chcesz zdyskontować naszą robotę, co? Polacy także chętnie zapłacą za te papierki.
Kloss podszedł do okna. Wynik tej rozmowy stawał się dla niego coraz bardziej jasny. Myślał teraz o własnych szansach uchronienia archiwum już nie tylko przed zniszczeniem przez Niemców, ale przed Amerykanami. Anna-
– Maria Elken, którą chciał ratować, którą traktował dotąd jak nieprzewidziany i zbyteczny kłopot, stawała się groźnym przeciwnikiem.
Miała szansę. Ring rozporządza na pewno dostateczną eskortą i transportem, by odkopać archiwum i przewieźć je na tereny, które zajmą Amerykanie. Do tego Kloss nie mógł dopuścić. Zanim to się jednak stanie, Ring musi przeciągnąć jego, Klossa, na swoją stronę: albo opłacić albo zlikwidować – innego wyjścia nie ma. Był pewien, że pułkownik za chwilę zechce z nim mówić sam na sam.
Tak też się stało. Stryj Ingi przerwał rozmowę z Anną-Marią, wezwał Bertę i kazał zamknąć Amerykankę w składziku, którego drzwi wychodziły na korytarz.
– Pilnuj jej, żeby ci przypadkiem nie zwiała – powiedział Bercie. – I potem jeszcze zapytał: – A gdzie jest Schenk?
– Nie pokazał się od rana – stwierdziła Berta i położyła ciężką dłoń na ramieniu Anny-Marii.
Zostali sami. Pułkownik długo milczał, potem podszedł do Klossa. Na jego twarzy pojawił się łaskawy uśmiech.
– Sporo o panu słyszałem, kapitanie. Jest pan podobno świetnym oficerem, jednym z tych, na których można liczyć. Skąd pan się tu właściwie wziął?
– Przedzierałem się.
– Tak, oczywiście, ale skąd pan się wziął w tym domu?
– Byłem pewien, że rodzina pułkownika Ringa udzieli mi schronienia.
– Tylko tyle?
– Tyle. – Kloss spostrzegł, że dłoń pułkownika Ringa wędruje.do kabury pistoletu. Zanurzył dłoń w kieszeni, przesunął bezpiecznik waltera. – Sądzę, panie pułkowniku -oświadczył sucho – że teraz pan się mnie nie pozbędzie.
– Nie zamierzam – odpowiedział Ring, nie zdejmując dłoni z kabury. – Pana zdanie?
– Nie mam własnego zdania. Jestem oficerem niemieckim. – Nie zabrzmiało to zbyt mądrze, ale Kloss nie miał nic innego w zanadrzu. Mógł tylko udawać uczciwego Niemca. Dzień paradoksalnych sytuacji!
– Proszę się nie wygłupiać! – Ring podniósł nieco głos. – Obaj dobrze wiemy, że archiwum nie może wpaść w ręce Polaków. Zawiera informacje o ludziach, którzy mogą być jeszcze pożyteczni. Chyba pan to rozumie?
– Świetnie rozumiem. Zaczynam także rozumieć, że chce pan je przekazać Amerykanom.
Długą chwilę trwało milczenie.
– Czy widzi pan inne wyjście? – odezwał się wreszcie Ring. – Nie grajmy w ciuciubabkę. Wojna zbliża się ku końcowi albo też w wojnie nastąpi niespodziewany zwrot. Kto wie, czy prędzej lub później ta dziewczyna nie zostanie naszym sojusznikiem.
Na to liczysz – pomyślał Kloss. – Stare niemieckie marzenie o zmianie sojusznika.
– Wierzy pan w amerykańskie gwarancje?
– W nic nie wierzę. Ale jeśli istnieje szansa, to tylko ta jedna.
Cóż mógł zrobić? Trzeba było dalej grać dość niewygodną rolę uczciwego Niemca.
– Ta szansa nazywa się po prostu zdradą – powiedział.
Czy Ring wyrwie pistolet z kabury? Nie, nie zdecydował się; odparował dość spokojnie:
– Nie lubię wielkich słów, Kloss. Pan tego nie powiedział.
– Dobrze, nie powiedziałem. – Kloss przygotowywał sobie nowe stanowisko. – Rozumiem, że musi pan ze mną pertraktować – ciągnął – bo przypadkowo wiem dość dużo. Ale proszę mi powiedzieć, jakie ja mam gwarancje?
– Te same co ja.
– Nie. Pan jest w lepszej sytuacji. Mnie chodzi o gwarancje osobiście dla mnie.
Teraz Ring sięgnął do kabury; Kloss był szybszy. Trzymał już waltera w dłoni.
– Strzelam szybciej niż pan – powiedział. – Nie sądzę, pułkowniku Ring, by takie rozwiązanie było dla pana najlepsze.
Ring z trudem odzyskiwał spokój.
– Obaj jesteśmy zdenerwowani i nie panujemy nad sobą. Niech pan wreszcie powie konkretnie, o co panu chodzi.
– O gwarancje – powtórzył Kloss. – Takie, które by mnie upewniły, że nie zechce się pan mnie pozbyć. Inaczej: proszę mi podać dokładne miejsce, w którym schowano archiwum.
– W innej sytuacji kazałbym pana rozstrzelać. Archiwum odkopiemy razem.
– To mi nie wystarcza, pułkowniku. Jeśli nie dowiem się, gdzie jest archiwum, amerykańska agentka wraz z odpowiednim meldunkiem zostanie przekazana do sztabu grupy Schórnera. – Szantażował Ringa na zimno, ale bez jakiejkolwiek pewności, że szantaż będzie naprawdę skuteczny.
– Bluff – mruknął Ring.
– Nie, handel. Muszę mieć gwarancje, że nie zostawi mnie pan na lodzie.
– Słowo niemieckiego oficera.
Tym razem Kloss roześmiał się naprawdę szczerze.
– Pan żartuje, pułkowniku Ring.
– Archiwum jest w zamku Edelsberg.
– To wie już nawet amerykański wywiad – odpowiedział Kloss.
– Od Ingi, co? Ta Marta wszystko wygadała… Czy Inga wie, kto dobił Martę?
– Nie, ona nie wie – odpowiedział Kloss.
– A pan?
– Ja tak. Chociaż ten człowiek dobrze grał swoją rolę. Nie boi się go pan?
Patrzyli na siebie w milczeniu. Ten człowiek, o którym obaj teraz myśleli i który gdzieś tu był w tym mieście, stanowił zagrożenie dla Ringa i pewną szansę dla Klossa…Tak, na pewno szansę, ale taką, po jaką się nie sięga.
– Bzdura! – rzucił Ring. Nie chciał brać już pod uwagę żadnych możliwych komplikacji.
– Więc gdzie jest archiwum?
Pułkownik wahał się jeszcze.
– Dobrze, powiem. W parku Edelsberg, ukryte w piwnicach szesnastowiecznej kapliczki. Wystarczy panu?
– Dowód?
– Tym razem pan żartuje, kapitanie Kloss.
Czy wygrał tę rundę? Nie miał żadnej gwarancji, że Ring powiedział prawdę, a jeśli nawet tak, to jak wykorzysta tę informację, jak zdąży ją wykorzystać, zanim Ring i panna Elken wywiozą stąd dokumenty?
Z północy dobiegła znowu silniejsza kanonada artyleryjska; ulicą przejeżdżały niemieckie działa pancerne, a potem szła piechota; ale ta piechota, gdy Kloss popatrzył na nią z okna, wyglądała już znacznie gorzej niż czołowe oddziały, które zajmowały Bischofsfelde. Starzy ludzie w źle dopasowanych mundurach, wlokący się z trudem, w milczeniu w kierunku pola walki, niezbyt odległego od miasta.
Ring kazał Bercie przyprowadzić Annę-Marię. Amerykanka, gdy weszła do pokoju, od razu domyśliła się, że targ został ubity. Oświadczyła, że chętnie napiłaby się kawy, a także i czegoś mocniejszego; bo w składziku było obrzydliwie i duszno. Zwracała się zresztą tylko do Ringa, traktując go trochę jak podwładnego.
Kloss szczerze podziwiał jej pewność siebie, a Ring nie protestował. Wezwał Bertę i wydał polecenie. Potem siedli przy stole i rozpoczęli rozmowę o sprawach konkretnych. Anna-Maria lubiła ścisłość i rzeczowość. Pytała Ringa o ciężarówki, o eskortę i możliwość poruszania się w kierunku południowo-zachodnim. Wyraziła mimochodem niezadowolenie, że Niemiec nie orientuje się zbyt dobrze w sytuacji na froncie i nie wie, gdzie można spotkać oddziały polskie. Ring nawet dość nieśmiało, potem nieco ostrzej powracał do sprawy gwarancji! Gwarancje to było to, co interesowało go najbardziej.
– Przewieziecie archiwum i oddacie się w ręce amerykańskie – oświadczyła sucho Anna-Maria.
– Musimy mieć pewność.
– Nikt nie ma pewności, panie Ring, ja też. A pan w dodatku me ma wyboru.
– Możemy walczyć do końca – oświadczył pułkownik.
– Proszę bardzo. – Anna-Maria znakomicie grała obojętność. -Walczcie sobie, jeśli macie ochotę, za fuehrera i Trzecią Rzeszę.
– Możemy zniszczyć archiwum i zlikwidować panią.
– To wam się także nie opłaci.
– Bluff! – szepnął Ring.
– Wszyscy trochę bluffujemy – roześmiała się Anna-Maria. -Ja mam przynajmniej nie fałszowane karty.
W tej chwili Berta wniosła na tacy dzbanek z kawą, butelkę, dwie filiżanki i dwa kieliszki. Ogarnęła zdziwionym spojrzeniem siedzących przy stole.
– Proszę podać trzecie nakrycie – polecił Ring, nie patrząc na Bertę.
To był błąd. Kloss od razu zrozumiał, że pułkownik Ring popełnił pierwszy poważny błąd. Wystarczyło spojrzeć na Bertę, żeby pojąć, co się działo w duszy starej kucharki. Opuściła pokój bez słowa, by po chwili wrócić z trzecią, filiżanką i z trzecim nakryciem.
Kloss był niemal pewien, że Berta, która znowu nad swoim łóżkiem w kuchni powiesiła portret fuehrera, pójdzie teraz do komendantury niemieckiej na rynku. Przez chwilę wahał się, czy nie ostrzec Ringa, ale zrozumiał, że wówczas on popełniłby błąd. Los pana pułkownika nic nie obchodził Klossa; obchodziło go archiwum i jeszcze…
Wiedział, że zależy mu na tym, by mimo wszystko uratować pannę Elken. A panna Elken wydawała się go w ogóle nie dostrzegać. Nie zauważyła również twarzy Berty, nie zobaczyła nienawiści w oczach starej kobiety.
Moja sojuszniczka – myślał Kloss – jest groźnym przeciwnikiem, ale popełnia zbyt wiele drobnych błędów, które mogą bardzo dużo kosztować.
Wychylił swój kieliszek i wstał od stołu. Ruszył ku drzwiom.
– Dokąd to, kapitanie Kloss? – zapytał groźnie Ring. – Niedługo wyjdziemy stąd wszyscy, gdy tylko nadjedzie ciężarówka.