– Zdążył pan już załatwić ciężarówkę? – uśmiechnął się Kloss.
– Proszę się o to nie martwić.
– I o mnie może pan być spokojny, pułkowniku Ring.
7
Inga była w swoim pokoju. Gdy wszedł, zerwała się gwałtownie z tapczanu; w oczach miała łzy.
– Proszę mi dać spokój! – krzyknęła.
Kloss usiadł na tapczanie i przyciągnął ją do siebie. Żal mu było tej dziewczyny. Widział, jak przeżywała śmierć Marty Stauding, potem uratowała mu życie. Wychowywał ją ojciec hitlerowiec, uczyła się w hitlerowskiej szkole i chodziła na zebrania BDM, ale przecież pozostało w niej coś, co rodziło nadzieje…
– Widziałaś Bertę? – zapytał.
Tak, kucharka zaglądała do niej, a potem wyszła do miasta. Bardzo niedawno. Nie rozmawiała z nią. Inga w ogóle nie ma ochoty z nikim rozmawiać; chce być sama.
– Słuchaj, Ingo – powiedział Kloss. – Idź stąd. Idź z tego domu i schowaj się u jakiejś koleżanki, u znajomych.
– Ja? Dlaczego? – jej oczy błyszczały. – Po co ta troska? Pan udaje troskę o mnie.
– Nie udaję, dziewczyno. Uratowałaś mi życie, a teraz ja chcę ci uratować życie. Grozi ci niebezpieczeństwo.
– Mnie? Niech pan mi da spokój. Ja już nikomu nie wierzę. Wierzyłam ojcu i wierzyłam stryjowi. Teraz mi wszystko jedno.
– Wiesz, dlaczego zginęła Marta?
Inga wtuliła głowę w poduszkę. Pogładził ją po włosach; pomyślał, że dużo trzeba będzie czasu i wysiłku, aby naprawdę uratować takie dziewczyny jak ona.
– Marta za dużo widziała – mówił powoli. – Widziała, jak Ring mordował robotników, a potem, co ważniejsze, jak zakopywali paki pod kapliczką w parku.
– Nieprawda! – krzyknęła Inga. – Wrzucali paki do lochów. Wejście jest na dziedzińcu, na prawo od bramy… – urwała gwałtownie, patrząc z przerażeniem na Klossa.
Więc jednak Ring go okłamał; oznaczało to, że pułkownik był zdecydowany wykończyć Klossa przed wydobyciem archiwum. Oznaczało to także, że Inga musi zginąć.
– Zwiewaj stąd jak najszybciej – powtórzył – i to postaraj się wyjść z domu tak, by nikt cię nie zauważył.
– Pan oszalał – szepnęła.
– Nie, nie oszalałem. Masz do czynienia z ludźmi zdolnymi do wszystkiego. Ten, który zabił Martę, nie będzie cię oszczędzał.
– Kto dobił Martę?
Kloss wstał.
– I tak wiesz zbyt dużo, Ingo. Zwiewaj.
– Nie.
– To są zbrodniarze.
– O kim pan mówi, panie kapitanie? – powiedziała nagle bardzo spokojnie. – Czy pan mówi o Niemcach?
– Tak- rzekł – o Niemcach.
Skoczyła do drzwi. Stała jeszcze w progu i patrzyła na niego pałającymi oczyma.
– Ja też jestem Niemką. I pan także. Muszą być Niemcy, którzy nie mordują, nie spiskują z Amerykanami; nie sprzedają tajemnic, którzy walczą…
– Ingo! – krzyknął.
Już jej nie było. Zobaczył ją jeszcze przez okno; biegła ulicą, środkiem jezdni w kierunku rynku, zapewne do niemieckiej komendantury. Żołnierze z transportera oglądali się za nią. Pomyślał, że znowu poniósł klęskę; tej dziewczyny nie udało mu się uratować.
Wyszedł na korytarz. Sądził, że pozostało mu już niewiele czasu do pojawienia się człowieka, którego Ring dobrze znał, a o którym postanowił zapomnieć. Wiedział, że rozegranie ostatniego aktu będzie bardzo trudne. Nie miał jeszcze żadnego planu, tylko parę pomysłów, parę pomysłów wykonalnych w pewnej bardzo określonej sytuacji…
Podszedł do drzwi prowadzących do pokoju Anny-Marii. Ring i panna Elken rozmawiali dość głośno, tak głośno, że rozumiał niemal wszystko. Rozmawiali o nim.
– Kiedy Inga powiedziała o zamku Edelsberg? – usłyszał głos Ringa.
– Wczoraj wieczorem.
– Schenk był przy tym?
– Był.
– A Kloss?
– Także. – W głosie Anny-Marii dosłyszał drwinę. -Brak zaufania, co? – powiedziała Amerykanka. – I brak lojalności. W waszej armii to zresztą typowe.
Krótki śmiech Ringa.
– Kloss nie zobaczy już zamku Edelsberg, moja droga.
Potem śmiech Anny-Marii. Kloss stwierdził ze zdziwieniem, że jej reakcja sprawiła mu przykrość. Czego się właściwie spodziewał? Że będzie go broniła, że ostrzeże przed Ringiem? Amerykanka nie miała żadnych powodów, by czuć sympatię lub wdzięczność dla oficera Abwehry, Hansa Klossa.
Wrócił do pokoju Ingi i zostawił uchylone drzwi. Z kabury wyciągnął pistolet służbowy, odbezpieczył i czekał. Był pewien, że Ring zacznie go szukać. Nie mylił się. Po paru minutach usłyszał kroki na korytarzu. Pustka w domu musiała zaskoczyć pułkownika.
– Berta! – krzyknął. – Inga! Gdzie wy jesteście? -A potem: – Kapitanie Kloss!
Milczał. Czekał z bronią gotową do strzału. Usłyszał głos Anny-Marii; zorientowała się poniewczasie.
– Zdaje się, że popełniliśmy błąd, pułkowniku. Nie należało nikogo stąd wypuszczać.
– Bzdura! – ryknął. Otwierał po kolei drzwi prowadzące do wszystkich pokoi; Kloss zobaczył go z pistoletem w dłoni stojącego na progu.
Cisnął w pułkownika krzesłem, broń potoczyła się po podłodze; Ring zdążył strzelić, ale już nie trafił.
– Przeliczył się pan – powiedział Kloss. – Mnie nie tak łatwo zlikwidować.
– Za parę minut będzie ciężarówka – Ring usiłował odzyskać panowanie nad sobą. – Pojedziemy razem. Obiecuję panu bezpieczeństwo, Kloss.
– Pan już nigdzie nie pojedzie, pułkowniku Ring.
– Gdzie jest Inga?
Kloss wzruszył ramionami.
– Boję się o Ingę – powiedział szczerze. -Jeśli nie będzie mądra… – urwał. Zobaczył w drzwiach Annę-Ma-rię. Amerykanka od razu zrozumiała sytuację.
– Panowie jednak nie zdołali się dogadać – stwierdziła.
– Kapitan Kloss zwariował – mruknął Ring.
– Pułkownik Ring postanowił mnie zlikwidować -Kloss uśmiechnął się – o czym pani zresztą wiedziała. Ale nie zdążył.
Amerykanka przyglądała się im dość obojętnie. Popatrzyła na pistolet Klossa wymierzony ciągle w pułkownika.
– Mnie, moi panowie, jest wszystko jedno, kto wydobędzie archiwum. Jeśli wiesz – zwróciła się do Klossa -gdzie je schowano, zastrzel go i pojedziemy we dwójkę.
– Durnie! – wrzasnął Ring. – Na ciężarówce są moi ludzie. A gdzie jest archiwum, wiem tylko ja.
– Pułkownik Ring zapomniał o paru drobiazgach -szepnął Kloss – o takich drobiazgach jak Berta i Schenk.
– Doniosłeś?! – Wydawało się, że Ring rzuci się na Klossa nie zważając na niebezpieczeństwo. – Ten przeklęty idiota doniósł!
– Zrobiła, to już zapewne Berta.
Anna-Maria postanowiła jednak włączyć się do gry. Niepostrzeżenie podchodziła do miejsca, gdzie leżał pistolet Ringa. Schyliła się.
– Nie próbuj – powiedział Kloss – nie radzę.
– Chcesz nas oddać w ręce gestapo? – patrzyła teraz na kapitana z nienawiścią.
Odpowiedź wydawała się zbędna. Usłyszeli warkot motoru, samochód stanął przed domem, a po chwili rozległy się ciężkie kroki. Trzasnęły drzwi wejściowe.
Na progu w mundurze sturmbannfuehrera stanął pomocnik aptekarza – Wilhelm Schenk.
Kloss pomyślał, że nic tak nie kształtuje Niemców jak mundur. To był inny człowiek, a przecież ten sam, któremu jeszcze wczoraj Kloss kazał pokazywać, jak wygląda niemieckie pozdrowienie. To jego zostawił pułkownik Ring, by strzegł archiwum Abwehrstelle Breslau: Wilhelm Schenk postanowił wykonać swoje zadanie do końca. Sterczał na progu, trzymając niedbale pistolet. Od razu właściwie ocenił sytuację i na jego twarzy pojawił się grymas przypominający uśmiech.
– Pan kapitan Kloss – rzekł – zachował się jednak jak przyzwoity Niemiec… A ty zdradziłeś, Ring. Nie spodziewałem się, że nie wytrzymasz. Okazuje się, że brakło ci wiary w fuehrera i w Rzeszę. Potem zwrócił się do Anny-Marii: – Domyślałem się, kim jesteś, ścierwo.
Ring milczał; nie umiał jednak grać do końca.
– Archiwum będzie bezpieczne – ciągnął dalej Schenk.
– Twoja Inga – zwracał się znowu do Ringa – nie żyje. Właściwie to jej nawet trochę żal, bo była uczciwsza od ciebie. Musiałem sam ją zlikwidować. Za dużo wiedziała. Pułkownik Ring rzucił się na ziemię i chwycił pistolet. Nie zdążył. Wilhelm Schenk wystrzelił nie celując.
– Tak kończą zdrajcy – stwierdził.
Kloss wiedział, że teraz strzeli do Anny-Marii. I Anna-Maria też o tym wiedziała. W jej oczach nie dojrzał strachu, tylko rezygnację. Oparła się o ścianę i czekała. Na północy coraz mocniej dudniła artyleria.
Kloss widział rękę Schenka i palec spoczywający na cynglu. Musiał podjąć decyzję natychmiast. Na mc nie było czasu, należało po prostu celnie strzelać. Strzelił celnie.
Schenk osunął się na podłogę i Kloss zobaczył ogromne zdziwienie w oczach Amerykanki. Zdziwienie, a potem nieprzytomną radość: ta kobieta zdążyła już pożegnać się z życiem…
Usłyszeli kroki. Ludzie Schenka, których sturmbannfuehrer zostawił w samochodzie na ulicy, wchodzili do domu. Było ich dwóch.
Kloss spojrzał przez okno. Zobaczył stojący przed domem pusty terenowy wóz. Pan sturmbannfuehrer nie przyjechał ze zbyt liczną obstawą.
Podał Annie-Marii pistolet Ringa.
– Strzelaj celnie, a potem szybko do samochodu!
– Rozumiem – szepnęła.
Kloss znał to uczucie, gdy sekundy wloką się jak minuty… Powinni już być, powinni już wejść do pokoju, słyszał ich głosy na korytarzu. Spojrzał na Annę-Marię.
Ta dziewczyna umiała jednak panować nad sobą. Broń nie drżała w jej ręku.
Są? Anna-Maria i Kloss strzelili jednocześnie. SS-mani zwalili się na podłogę.
W pokoju wypełnionym dymem i kurzem nie widzieli już własnych twarzy. Zobaczyli je znowu, gdy znaleźli się na szosie prowadzącej do zamku Edelsberg. Kloss nacisnął mocniej pedał gazu, szosa była pusta, błyszcząca w zachodzącym słońcu.