Выбрать главу

Kolana puszczają, oddech rwie się, a zmęczony język przesuwa się szybko po wargach. Otwieram oczy – uśmiecham się do dziewczynki. Podchodzę do lustra, by podarować jej długi, namiętny pocałunek, mój oddech pokrywa szkło mgiełką.

Czuję się samotna, opuszczona. Czuję się jak planeta, wokół której krążą obecnie trzy gwiazdy: Letizia, Fabrizio i profesor. Trzy gwiazdy, które mi towarzyszą w myślach, choć w rzeczywistości są daleko.

21 lutego

Poszłam z matką do weterynarza, by zbadał mojego kotka, który ma lekką astmę. Miauczał cicho, bojąc się obleczonych w rękawice dłoni lekarza; ja głaskałam go po łebku, dodając otuchy ciepłymi słowami.

W samochodzie matka spytała mnie, jak leci w szkole i jak się układa z chłopakami. W obu przypadkach dałam bardzo ogólnikowe odpowiedzi. Kłamanie stało się bowiem regułą; wydawałoby się to wręcz dziwne, gdybym już nie musiała tego robić… Potem poprosiłam ją, by podwiozła mnie do domu profesora matematyki.

– Och, świetnie, nareszcie go poznam! – zareagowała z entuzjazmem.

Nie odpowiedziałam, ponieważ nie chciałam, by coś podejrzewała, poza tym byłam pewna, że Valerio spodziewał się wcześniej czy później spotkania z moją matką.

Na szczęście tym razem jego ubranie wyglądało poważniej, ale – o dziwo – kiedy matka poprosiła mnie o odprowadzenie jej do windy, powiedziała do mnie:

– Nie podoba mi się, ma twarz rozpustnika.

Machnęłam ręką, że jest mi to obojętne, i powiedziałam jej, że ma mi tylko udzielać lekcji matematyki, nikt nam nie każe się żenić. Na dodatek moja matka ma bzika na punkcie oceniania ludzi po twarzy, co jest strasznie wkurzające.

Gdy już zamknęła drzwi, Valerio ponaglał mnie, bym wzięła zeszyt i byśmy szybko zaczęli. Nie rozmawialiśmy w ogóle o naszym telefonie, tylko o pierwiastkach sześciennych, kwadratowych, dwumianach… jego oczy tak dobrze się kamuflowały, że trwałam w niepewności. A jeśli zadzwonił do mnie tylko po to, by sobie ze mnie zadrwić? A jeśli wcale go nie interesuję, tylko chciał przy telefonie doprowadzić się do orgazmu? Czekałam na jakiś znak, na jakieś słowo, a tu nic!

Potem, gdy podawał mi zeszyt, spojrzał na mnie tak, jakby wszystko zrozumiał.

– Nie umawiaj się z nikim w sobotę wieczorem. I nie ubieraj się, dopóki do ciebie nie zadzwonię.

Poparzyłam na niego ze zdumieniem, ale nic nie powiedziałam i starając się udawać absurdalną obojętność na jego słowa, otworzyłam zeszyt, popatrzyłam na to, co napisał maleńkimi literami wśród różnych x i y, i przeczytałam: Jak raj była moja Lolita, raj pogrążony w płomieniach. prof. Hubert.

Po raz kolejny nic nie powiedziałam, pożegnaliśmy się i ponownie przypomniał mi o spotkaniu. Kto by zapomniał…

22 lutego

O pierwszej zadzwoniła Letizia i spytała, czy chcę zjeść z nią obiad. Powiedziałam, że tak, chociażby dlatego, że nie zdążyłabym wrócić do domu, bo o 15.30 miała się zacząć próba generalna przedstawienia. Miałam ochotę się z nią zobaczyć i myślałam o niej wiele razy przed pójściem spać.

Na żywo była jeszcze piękniejsza, prawdziwsza. Patrzyłam, jak swymi delikatnymi dłońmi nalewa mi wino i zaraz potem spojrzałam na swoje, które z powodu zimna, na jakie wystawiam je każdego ranka, gdy jadę skuterem, stały się czerwone i suche jak u małpy.

Opowiadała mi o wszystkim i w ciągu jednej godziny zdołała mi streścić dwadzieścia lat życia. Opowiadała mi o swojej rodzinie, o przedwcześnie zmarłej matce, o ojcu, który wyjechał do Niemiec, i o siostrze, z którą się rzadko spotyka, ponieważ jest już mężatką. Mówiła mi o swych nauczycielach, o szkole, o uniwersytecie, o hobby, o swej pracy.

Patrzyłam na jej brwi i miałam wielką ochotę je całować. Jaka to dziwna rzecz, te brwi! Brwi Letizii poruszają się wraz z oczami i są tak piękne, że aż zachęcają, by całować tę perfekcję, a potem przenieść się na jej twarz, na policzki, na usta…

Teraz – wiem już to, pamiętniku – pragnę jej. Pragnę jej żaru, jej skóry, jej rąk, jej śliny, jej szepczącego głosu. Chciałabym pieścić jej głowę, owiać swym oddechem jej wysepkę, napełnić rozkoszą jej całe ciało. Jest jednak oczywiste, że czuję się zablokowana, dla mnie to coś nowego i wcale nie mogę się spodziewać, że ona ma także podobne odczucia; a może nawet je ma, ale nigdy się tego nie dowiem. Zwilżając sobie usta, patrzyła na mnie z ironicznym uśmiechem, a ja czułam, że się poddaję. Nie jej, ale moim zachciankom.

– Masz ochotę się kochać, Melissa? – spytała, kiedy sączyłam wino.

Postawiłam kieliszek na stole, popatrzyłam na nią ze zmieszaniem i kiwnęłam przytakująco głową.

– Ale musisz mnie tego nauczyć…

Nauczyć mnie kochania się z kobietą, czy nauczyć mnie kochać? Być może te dwie rzeczy wzajemnie się uzupełniają…

23 lutego 5.45

Sobota w nocy, a może raczej niedziela rano, zważywszy, że noc już minęła, a niebo się rozjaśniło. Jestem szczęśliwa, pamiętniku, moje ciało napełnia ogromna euforia, którą tłumi nieco poczucie błogości; ogarnia mnie totalny, słodki spokój. Dziś w nocy odkryłam, że pójście na całość z kimś, kto ci się podoba i kto zawładnął twymi zmysłami, jest czymś świętym; wtedy seks przestaje być tylko seksem, a zaczyna być miłością, gdy wdychasz zapach pachnących włosów na jego karku lub pieścisz silne i delikatne ramiona, gładzisz jego włosy.

Nie czułam żadnego niepokoju, wiedziałam, co mam zrobić. Wiedziałam, że zawiodę rodziców. Wsiadałam do samochodu prawie nieznanego dwudziestosiedmiolatka, pociągającego profesora matematyki, kogoś, kto rozpalił moje zmysły. Czekałam na niego pod domem, pod olbrzymią pinią, i zobaczyłam, jak zbliża się powoli jego zielony samochód; profesor siedział w środku, w szaliku okręconym dokoła szyi i w okularach, których odbicie mnie oślepiało. W przeciwieństwie do tego, co powiedział mi kilka dni wcześniej, nie czekałam, aż zadzwoni, by przykazać, w co mam się ubrać. Wyjęłam bieliznę z pierwszej szuflady, włożyłam ją, a na nią wciągnęłam czarną sukienkę. Spojrzałam na siebie w lustrze, zrobiłam grymas, dochodząc do wniosku, że czegoś mi brakuje; wsunęłam rękę pod spódnicę i ściągnęłam majtki; wtedy uśmiechnęłam się i cicho szepnęłam: „Teraz jesteś doskonała", i posłałam sobie całusa.

Gdy wyszłam z domu, czułam chłód, jaki wdzierał mi się pod spódnicę, ostry wiatr muskał moje nagie łono. Kiedy wsiadłam do samochodu, profesor spojrzał na mnie rozpalonymi, zachwyconymi oczami i rzekł:

– Nie włożyłaś tego, o co cię prosiłem.

Utkwiłam wzrok w drodze przed sobą i powiedziałam:

– Wiem, nieposłuszeństwo wobec nauczycieli jest czymś, co mi najlepiej wychodzi.

Pocałował mnie trochę za głośno w policzek i pojechaliśmy w jakieś tajemne miejsce.

Ciągle przeczesywałam palcami włosy, jemu prawdopodobnie wydawało się, że to napięcie, ale było to tylko lekkie podniecenie. Podniecenie, że mogę go mieć tam, natychmiast, bez żadnych ceregieli. Nie wiem, o czym rozmawialiśmy podczas jazdy, ponieważ moją głowę zaprzątała myśl, by go posiąść. Patrzyłam mu w oczy, gdy prowadził samochód; podobają mi się jego oczy z długimi czarnymi rzęsami, oczy intrygujące, magnetyczne. Spostrzegłam, że rzuca mi ukradkowe spojrzenia, ale udawałam, że ich nie widzę, co również stanowiło element gry. Potem dotarliśmy do raju, a może do piekła, wszystko zależy od punktu widzenia. Przejechaliśmy jego samochodem wiele dróg i dróżek, opuszczonych i tak wąskich, że wydawało mi się, iż w ogóle nie da się nimi poruszać. Minęliśmy walący się kościół, porośnięty bluszczem i mchem, i wtedy Valerio powiedział:

– Szukaj po twojej lewej stronie fontanny, to miejsce znajduje się zaraz za nią, przy poprzecznej drodze.