– To, że nigdy tego nie robiłeś, nie oznacza, że był to błąd.
– Ale nie oznacza też, że to było słuszne – rzekł, wciągając kolejną porcję dymu.
– A co to nas obchodzi, czy to słuszne, czy nie? Najważniejsze, że było nam dobrze, że przeżyliśmy to tak intensywnie. – Przygryzłam wargi, gdy uświadomiłam sobie, że dorosły mężczyzna i tak nie posłucha zarozumiałej dziewczyny.
A jednak odwrócił się, wyrzucił papierosa i usłyszałam:
– No i właśnie dlatego tracę dla ciebie głowę. Jesteś dojrzała, inteligentna i masz w sobie bezgraniczną namiętność.
Rozpoznał ją, pamiętniku. Namiętność, oczywiście. Gdy odwoził mnie do domu, powiedział, że byłoby lepiej, gdybyśmy przestali się spotykać jako nauczyciel i uczennica, bo już nigdy nie będzie mnie traktować w ten sposób, i dodał, że nigdy nie miesza pracy z przyjemnością. Odpowiedziałam, że mi to pasuje, pocałowałam go w policzek i otworzyłam bramę. Czekał, aż wejdę do środka.
24 lutego
Dziś rano nie poszłam do szkoły, byłam zbyt zmęczona. Na dodatek dziś wieczorem będzie premiera przedstawienia, mam zatem usprawiedliwienie.
Przed obiadem dostałam informację od Letizii, że dokładnie o 21.00 będzie tam, by mnie oglądać. Letizia… wczoraj zapomniałam o niej. Ale jak można połączyć perfekcję z perfekcją? Wczoraj miałam Valeria, i to mi wystarczało; dzisiaj jestem sama, a sama już sobie nie wystarczam (dlaczego sama już sobie nie wystarczam?), chcę Letizii.
PS Co za kretyn z tego Fabrizia! Ubzdurał sobie, że przyjdzie razem z żoną, by się ze mną spotkać! Na szczęście nie jest zbyt uparty i w końcu go przekonałam, żeby został w domu.
1.50
Dziś wieczorem nie byłam specjalnie poruszona, a nawet ogarniała mnie lekka apatia i nie mogłam się doczekać końca. Wszyscy pozostali podrygiwali, jedni ze strachu, inni z radości, ja natomiast stałam za kurtyną, obserwując wchodzących ludzi i wypatrując, czy jest już Letizia. Nie widziałam jej. Aldo, nasz scenograf, zawołał mnie, mówiąc, że już zaczynamy. Zgaszono więc światła na widowni i zapalono na scenie. Wbiegłam na scenę jak strzała wypuszczona z łuku, tryskając energią dokładnie tak, jak zawsze prosił mnie reżyser w trakcie prób, co mi się zresztą nigdy nie udawało. Eliza Doolittle zszokowała wszystkich, nawet siebie samą, ukazując całkowicie nową naturalność gestów i wyrazu; byłam tym zachwycona. Próbowałam dojrzeć ze sceny Letizię, ale bez rezultatu. I tak doczekałam aż do końca przedstawienia, gratulacji oraz aplauzów i zza opuszczonej już kurtyny w dalszym ciągu obserwowałam gości, by natknąć się na jej wzrok. Byli tam moi rodzice, wniebowzięci, i głośno klaskali, była Alessandra, której nie widziałam od miesięcy, no i na szczęście ani cienia Fabrizia.
Potem dojrzałam ją, z jaśniejącym, radosnym spojrzeniem. Klaskała jak szalona; również z tego powodu mi się podoba – jest spontaniczna, wesoła, napawa mnie niesamowitą radością życia, patrząc na jej twarz, czuję się naprawdę szczęśliwa.
Aldo pociągnął mnie za ramię i głośno krzyknął:
– Brawo, brawo, skarbie! No, pospiesz się, idź się przebrać, pójdziemy to uczcić razem z innymi! – Miał tak głupi i dziwaczny wyraz twarzy, że zaczęłam się głośno śmiać.
Odpowiedziałam, że nie mogę, bo muszę się z kimś spotkać. W tym samym momencie nadeszła uśmiechnięta Letizia; gdy zauważyła Alda, jej wyraz twarzy zmienił się, uśmiech zniknął, a oczy przygasły. Spojrzałam na Alda i dostrzegłam ten sam poważny wyraz na jego pobladłej twarzy. Obróciłam się jak głupia dwa lub trzy razy, patrząc najpierw na jedno, potem na drugie, po czym spytałam:
– Co się dzieje? Co wam się stało?
Stali milczący, patrząc teraz na siebie surowym, niemal groźnym wzrokiem.
Aldo odezwał się pierwszy:
– Nic, nic, idźcie. Powiem innym, że nie mogłaś pójść z nami. Cześć, mała. – Pocałował mnie w czoło.
Zdezorientowana patrzyłam, jak odchodzi, odwróciłam się do Letizii i spytałam:
– Można widzieć, o co chodzi? Znacie się?
Teraz była już pogodniejsza, choć wciąż trochę niepewna, starała się unikać mego wzroku, schyliła twarz, zakrywając ją długimi, wysmukłymi dłońmi.
Potem spojrzała mi prosto w oczy i powiedziała:
– Wiesz chyba, że Aldo jest homoseksualistą.
W szkole wszyscy o tym wiedzą, on sam spokojnie o tym mówi, więc przytaknęłam.
– No i…? – próbowałam nakłonić ją, by kontynuowała.
– A więc, jakiś czas temu był z jednym chłopakiem, potem… no, poznaliśmy się, ja i ten chłopak, oczywiście… Aldo coś już podejrzewał… – mówiła wolno, rwąc słowa.
– Co podejrzewał? – spytałam z jednoczesnym zaciekawieniem i niepokojem.
Spojrzała na mnie swymi wielkimi, błyszczącymi oczami. – Nie, nie mogę ci tego powiedzieć, wybacz mi… nie mogę…
Skierowała wzrok gdzie indziej i powiedziała:
– Nie jestem wyłącznie lesbijką…
A ja kim jestem? Kobietą, a może i nie, bo dla urzędu stanu cywilnego jestem jeszcze zbyt młoda, jestem więc istotą płci żeńskiej, która szuka schronienia i miłości w ramionach innej kobiety. Ale kłamię, pamiętniku, nigdy nie pozwoliłabym mojej drugiej połowie, by tak bardzo mnie przypominała, muszę być jedynym żeńskim elementem tej układanki. To, co obserwuję u Letizii i czego zuchwale pragnę, to wyłącznie ciało, istota cielesna, ale – muszę przyznać – także i duchowa. Podoba mi się cała, intryguje mnie i fascynuje, od pewnego czasu stała się bohaterką wielu moich fantazji. Miłość, której od zawsze szukam, wydaje mi się czasami tak daleka, tak do mnie niepasująca…
1 marca 2002 23.20
Kiedy dziś wychodziłam z domu, ojciec siedział na kanapie i nieobecnym wzrokiem patrzył w ekran. Apatycznym głosem spytał, dokąd idę, a mnie wydawało się, że odpowiadać nie ma sensu, zwłaszcza że cokolwiek bym mu powiedziała, nie zmieniłoby to wyrazu jego twarzy, pozostałby ślepo wpatrzony w to samo miejsce.
Gdybym mu powiedziała: „Idę do mieszkania kupionego niedawno przez żonatego mężczyznę, z którym się pieprzę", efekt byłby ten sam, jak w wypadku odpowiedzi: „Idę do Alessandry, żeby się z nią pouczyć".
Zamknęłam po cichu drzwi, nie chciałam rozpraszać jego myśli błądzących daleko ode mnie.
Fabrizio zaopatrzył mnie już w klucze do mieszkania i powiedział, bym czekała tam na niego, aż przyjdzie po pracy.
Jeszcze nie widziałam tego mieszkania, możesz sobie wyobrazić, jak mało mnie to interesuje. Postawiłam skuter przed budynkiem i weszłam do ciemnego, pustego korytarza.
Głos portierki, która spytała, kogo szukam, przestraszył mnie tak, że aż podskoczyłam i oblała mnie nagła fala gorąca.
– Jestem nową lokatorką – powiedziałam głośno, skandując słowa i myśląc głupio, że portierka jest głucha.
– Nie jestem głucha – wyjaśniła natychmiast. – Na które piętro pani idzie?
Zastanowiłam się chwilę.
– Na drugie, do mieszkania, które dopiero co kupił pan Laudani.
Uśmiechnęła się i powiedziała:
– Ach tak! Pani ojciec prosił, żeby powiedzieć, by zamknęła pani drzwi na klucz, gdy już będzie w środku.
Mój ojciec? Dałam spokój – wyjaśnianie, że nie jest moim ojcem, było bezsensowne, a nawet nieco kłopotliwe.
Otworzyłam drzwi i w tym samym momencie, gdy klucz kliknął w zamku, pomyślałam, jak głupie i niedorzeczne było to, co zamierzałam zrobić. Głupia jestem, robiąc coś, czego absolutnie nie chciałam zaczynać. Fabrizio, wielce zadowolony, powiedział mi tym swoim tępym głosem, że to popołudnie będzie miało szczególny charakter, że dokonamy inauguracji „naszej miłosnej kryjówki" w sposób godny zapamiętania. Ostatnim razem, kiedy ktoś zapowiedział mi, że będzie to godne zapamiętania, obciągałam fiuty pięciu facetów w ciemnym pokoju, który pachniał skrętami. Mam nadzieję, że dzisiaj zmieni się przynajmniej temat. Przedpokój był raczej mały i trochę nijaki, tylko czerwony dywan dodawał mu trochę koloru; stąd mogłam zobaczyć wszystkie pozostałe pokoje, przynajmniej częściowo: sypialnia, mały salon, kuchnia i schowek. Nie poszłam do sypialni, by nie patrzeć na to obrzydlistwo, które zamontował na wprost łóżka, skierowałam się do salonu. Przechodząc obok schowka, nie mogłam nie zauważyć trzech pudełek ustawionych na podłodze, zapaliłam więc światło i weszłam. Przed pudełkami leżał liścik, na którym było napisane dużymi literami: OTWÓRZ PUDEŁKA I WŁÓŻ JEDNĄ Z RZECZY, KTÓRE SIĘ TAM ZNAJDUJĄ. Bardzo mnie to zaintrygowało i rozpaliło moją ciekawość.