1 sierpnia 2000
Powiedział mi, że nie jestem w stanie tego zrobić, że nie jestem dostatecznie namiętna. Powiedział mi to ze swym typowym, szyderczym uśmiechem, więc odeszłam ze łzami, upokorzona tą odpowiedzią. Siedzieliśmy na hamaku w jego ogrodzie, jego głowa spoczywała na moich nogach i delikatnie pieściłam mu włosy, patrząc na jego przymknięte powieki, powieki osiemnastolatka. Przesunęłam palcem po jego ustach, zwilżając lekko opuszek, a on obudził się i wbił we mnie pytający wzrok.
– Chciałabym się kochać, Daniele – powiedziałam jednym tchem, z rumieńcem na policzkach.
Roześmiał się na cały głos, tak głośno, że omal nie stracił tchu.
– No co ty, dziewczyno! Co chciałabyś robić? Nawet nie potrafisz dobrze zrobić laski.
Patrzyłam na niego zmieszana, upokorzona, chciałam zapaść się pod powierzchnię ogrodu, tak pięknie wypielęgnowanego, i zgnić tam pod ziemią, podczas gdy jego nogi tratowałyby mnie w nieskończoność. Uciekłam, wrzeszcząc ze złością: „Cham!", trzasnęłam gwałtownie furtką i zapaliłam skuter, odjeżdżając z rozdartą duszą i urażoną dumą.
Pamiętniku, czy to naprawdę taki problem pozwolić się kochać? Myślałam, że wypicie jego spermy nie jest konieczne, by zapewnić sobie jego miłość, myślałam, że muszę mu się koniecznie oddać cała, a teraz, gdy się do tego przymierzałam, teraz, gdy mam na to ochotę, on mnie wyśmiewa i przegania. Co mam zrobić? O przyznaniu się, że go kocham, nie ma nawet mowy. Mogę jeszcze spróbować udowodnić mu, że potrafię zrobić to, czego się nie spodziewa, jestem bardzo uparta i dopnę swego.
3 grudnia 2000 22.50
Dzisiaj są moje urodziny. Piętnaste. Na dworze jest zimno, a rano bardzo padało. Przyszło do nas kilka osób z rodziny, których nie przyjęłam zbyt dobrze; rodzice zdenerwowali się i skrzyczeli mnie, gdy goście poszli już do domu.
Problem polega na tym, że moi rodzice widzą tylko to, co chcą widzieć. Kiedy jestem w dobrym nastroju, podzielają moją radość, są ujmujący i wyrozumiali. Kiedy jestem smutna, pozostają na uboczu, unikają mnie jak zadżumionej. Matka mówi, że jestem jak trup, słucham cmentarnej muzyki i jedyną moją rozrywką jest zamykanie się w pokoju i czytanie książek (tego ostatniego nie mówi, ale wyczuwam to z jej spojrzenia…). Mój ojciec nie ma pojęcia, jak spędzam całe dnie, a ja nie mam najmniejszej chęci, by mu o tym opowiadać.
Brakuje mi miłości, chcę, by mnie ktoś pieszczotliwie pogłaskał po włosach, pragnę szczerego spojrzenia.
W szkole też miałam koszmarny dzień. Załapałam dwa nieprzygotowania (nie mam ochoty brać się do nauki) i musiałam pisać klasówkę z łaciny. Myśl o Daniele nurtuje mnie od rana do wieczora i zaprząta mi umysł nawet we śnie; nie mogę nikomu wyznać, co do niego czuję, nie zrozumieliby, wiem to.
W czasie sprawdzianu na sali panowała cisza i mrok, ponieważ wysiadło światło. Pozwoliłam Hannibalowi przejść przez Alpy i pozwoliłam, by gęsi kapitolińskie czekały gotowe do walki, skierowałam wzrok za okno przez zaparowane szyby i ujrzałam swój zamglony, niewyraźny obraz. Bez miłości człowiek jest niczym, pamiętniku, jest niczym… (a ja nie jestem kobietą…).
25 stycznia 2001
Dzisiaj są jego dziewiętnaste urodziny. Gdy tylko się obudziłam, wzięłam komórkę i w całym pokoju rozległ się dźwięk klawiszy; wysłałam mu życzenia urodzinowe, za które na pewno nawet mi nie podziękuje, a być może, czytając je, wybuchnie gromkim śmiechem. I nie będzie się mógł pohamować, gdy przeczyta ostatnie zdanie, jakie mu napisałam: „Kocham Cię i tylko to się liczy".
4 marca 2001 7.30
Wiele czasu upłynęło od momentu, gdy pisałam po raz ostatni, i prawie nic się nie zmieniło; jakoś ciągnęłam przez te miesiące, dźwigając na karku swe nieprzystosowanie do tego świata; dokoła widzę tylko mierność i nawet myśl o wyjściu z domu jest dla mnie udręką. Zresztą dokąd pójść? Z kim?
Tymczasem moje uczucia do Daniela nasiliły się i teraz rozpiera mnie pragnienie, by mieć go tylko dla siebie.
Nie widzieliśmy się od tego ranka, kiedy z płaczem wybiegłam z jego domu, i dopiero wczoraj wieczorem telefon przerwał monotonię, jaka towarzyszyła mi przez cały ten czas. Mam ogromną nadzieję, że nie zmienił się, że wszystko w nim pozostało takie samo jak tamtego ranka, gdy poznałam Nieznane.
Jego głos wyrwał mnie z długiego i męczącego snu. Spytał, jak sobie radzę, co robiłam przez te miesiące, potem, śmiejąc się, zapytał, czy urosły mi piersi, a ja odpowiedziałam, że tak, mimo iż wcale nie jest to prawda. Po ostatnich grzecznościowych zwrotach powiedziałam mu to samo co tamtego ranka, czyli że mam ochotę to zrobić. Przez ostatnie miesiące rozdzierało mnie to pragnienie; dotykałam się aż do przesady, przeżywając tysiące orgazmów. Pożądanie ogarniało mnie nawet podczas lekcji, w czasie których najpierw upewniałam się, że nikt mnie nie obserwuje, a potem opierałam swój Sekret o metalową nogę ławki i lekko dociskałam ciało.
O dziwo, wczoraj mnie nie wyśmiał, a wręcz zachował milczenie, gdy mówiłam mu o swych pragnieniach, i powiedział, że nie ma w tym nic dziwnego i że mam do nich prawo.
– A nawet – powiedział – ponieważ znamy się od dawna, mogę ci pomóc w ich realizacji.
Westchnęłam i potrząsnęłam głową. W ciągu ośmiu miesięcy dziewczynka może się zmienić i zrozumieć pewne rzeczy, których wcześniej nie rozumiała. Potem wypaliłam:
– Daniele, powiedz raczej, że nie masz żadnych lasek pod ręką i nagle („i wreszcie!", pomyślałam) przypomniałeś sobie o mnie.
– Chyba ci kompletnie odbiło! To może lepiej skończę, bo rozmowa z kimś takim jak ty nie ma sensu.
Przerażona, że po raz kolejny dostanę od niego kosza, złamałam się i wykrzyknęłam błagalnie:
– Nie! W porządku, w porządku. Przepraszam. – Widzę, że potrafisz myśleć… mam dla ciebie propozycję – powiedział.
Ciekawa, co mi chce zaproponować, zaczęłam prosić go jak małe dziecko, by mówił dalej, a on stwierdził, że zrobi to ze mną tylko pod warunkiem, że nie będzie nas łączyło nic więcej, że będzie to wyłącznie przygoda seksualna i będziemy się spotykać tylko wtedy, gdy przyjdzie nam na to ochota. Pomyślałam, że na dłuższą metę nawet przygoda może się przerodzić w historię miłosną, a uczucie – nawet jeśli nie pojawi się na początku – nadejdzie wraz z przyzwyczajeniem. Zgodziłam się na tę poniżającą propozycję, byle tylko zaspokoić mój kaprys. Będę zatem jego małą, tymczasową kochanką, a kiedy się znudzi, pozbędzie się mnie bez większych problemów. Patrząc na to w ten sposób, mój pierwszy raz mógłby się wydawać najprawdziwszą umową; brakowałoby tylko pisemnego dokumentu, który by ją przypieczętował i zatwierdził, umową pomiędzy jedną istotą aż nadto sprytną, a drugą istotą zbyt ciekawą i spragnioną, akceptującą uzgodnienia ze spuszczoną głową i z sercem, które o mało co nie pękło.
Mam jednak nadzieję, że mi się to uda, bo na zawsze pragnę zachować wspomnienie tej chwili i chcę, by było piękne, pełne blasku, poetyckie.