Nasze ciała poruszały się w górę i w dół, tam i z powrotem. Przybieraliśmy rozmaite pozycje, ze smutkiem odgrywając standardowy repertuar. Posiadała niezwykłe umiejętności, ale uprawiała miłość z tak zaraźliwym chłodem, że pozostała mi tylko rola maszyny do pieprzenia, niestrudzonego tłoka nieustannie walącego w cylinder, kopulowałem więc bez przyjemności i niemal bez żadnego wrażenia. Co ona z tego miała? Sądziłem, że niewiele. Przypuszczałem, że to dlatego, iż tak naprawdę zależy jej na Sundarze, a pozostała ze mną tylko po to, aby mieć szansę dobrać się właśnie do niej. Miałem rację i jednocześnie byłem w błędzie, jak się bowiem później dowiedziałem, stalowa i beznamiętna technika panny Yarber nie wynikała z jej braku zainteresowania moją osobą, lecz była rezultatem nauk Wyznania. Seksualność — powiadają jego dobrzy cenzorzy — chwyta człowieka w pułapkę „tu i teraz”, opóźniając przemianę, która jest wszystkim: stan stabilności to śmierć. Przeto odbywaj stosunki, jeśli musisz, lub jeśli możesz dzięki nim osiągnąć jakiś wyższy cel, ale bacz, byś nie pogrążył się w ekstazie, bo mógłbyś ugrzęznąć grzesznie w nieprzemiennym stanie.
Tak czy inaczej, zdawało się, że uprawiamy już nasz lodowaty balet całymi tygodniami, i wtedy Cataliną doznała orgazmu, czy raczej pozwoliła sobie na jego przeżycie, a ja z milczącą ulgą przepchnąłem się przez granicę ku spełnieniu i rozdzieliliśmy się, nie dysząc niemal wcale.
— Poproszę jeszcze trochę brandy — powiedziała po chwili. Sięgnąłem po koniak. Z oddali dobiegały odgłosy bardziej ortodoksyjnych rozkoszy: to Sundara i Friedman oddawali się miłości.
— Jesteś bardzo kompetentny — powiedziała Cataliną.
— Dziękuję — odparłem niepewnie. Nikt nigdy przedtem nie powiedział mi czegoś takiego. Zastanawiałem się, jak zareagować i zdecydowałem się w ogóle zrezygnować z odpowiedzi. Koniak we dwoje. Catalina usiadła, skrzyżowała nogi, przygładziła włosy i popijała alkohol. Nie była spocona ani rozczochrana, właściwie nie było po niej widać, że ktoś ją przed chwilą pieprzył. Dziwne, bo przecież mimo to pałała seksualną energią; zdawała się być szczerze zadowolona z tego, co zrobiliśmy, i zdawała się być szczerze zadowolona ze mnie.
— Mówię serio — powiedziała. — Jesteś fantastyczny. Robisz to z mocą i obojętnością.
— Obojętnością?
— Powinnam raczej powiedzieć: bez zaangażowania. Cenimy to. W Wyznaniu poszukujemy niezaangażowania. Wszystkie procesy Wyznania zmierzają ku wytworzeniu nieustannego przepływu, ku ciągłym, ewolucyjnym zmianom, a jeśli przywiążemy się do jakiegokolwiek aspektu teraźniejszości, jeżeli pozwolimy sobie na przykład na zaangażowanie w rozkosz seksualną, jeśli przywiążemy się do bogactwa albo do jakiegoś aspektu ego, utrzymującego nas w stanie nieprzemienności…
— Catalina…
— Tak?
— Jestem strasznie zalany. Nie poradzę sobie teraz z teologią. Uśmiechnęła się.
— Przywiązać się do niezaangażowania to najgorsze ze wszystkich głupstw — powiedziała. — Okażę ci litość. Nie będziemy mówili więcej o Wyznaniu.
— Jestem ci bardzo wdzięczny.
— Może innym razem? Ty i Sundara. Chciałabym objaśnić wam naszą naukę, jeżeli…
— Oczywiście — powiedziałem. — Nie teraz.
Piliśmy, paliliśmy i w końcu znów zaczęliśmy cudzołożyć — broniłem się w ten sposób przed jej pragnieniem nawrócenia mnie. Tym razem dogmaty Cataliny zapewne nie tkwiły już tak mocno w jej świadomości, bo nasz stosunek przypominał teraz bardziej uprawianie miłości niż tylko zwyczajną kopulację. Przed świtem pojawili się Sundara i Friedman: ona wyglądała wspaniale i promiennie, on był kościsty, wycieńczony, a nawet nieco oszołomiony. Sundara posłała mi pocałunek z odległości dwunastu metrów, złożone usta i wibracja powietrza: „Dzień dobry, kochany, dzień dobry, tylko ciebie kocham”. Podszedłem do niej, przytuliłem ją mocno, połaskotałem płatek jej ucha i zapytałem:
— Dobrze się bawiłaś?
Skinęła w rozmarzeniu głową. Friedman z pewnością posiada nie byle jakie umiejętności, nie tylko finansowe.
— Rozmawiał z tobą o Wyznaniu? — indagowałem dalej Sundarę. Potrząsnęła głową. Friedman nie zainteresował się jeszcze Wyznaniem — szepnęła — choć Catalina już nad nim pracowała.
— Nade mną też pracowała — powiedziałem. Friedman opadł na kanapę i szklistymi oczami tępo oglądał wschód słońca nad Brooklynem. Sundara, wyszkolona w klasycznej hinduskiej erotyce, stanowiła ciężki orzech do zgryzienia dla każdego mężczyzny.
…kiedy kobieta obejmuje kochanka tak mocno, jak wąż wijący się wokół drzewa, i przyciąga jego głowę ku swym spragnionym ustom, i jeśli całuje go wtedy, wydając lekki syczący odgłos „soutt soutt”, i spogląda nań czule i przeciągle zwężonymi z pożądania źrenicami, to taka pozycja znana jest jako Uścisk Węża…
— Czy ktoś ma ochotę na śniadanie? — zapytałem. Catalina uśmiechnęła się zagadkowo. Sundara ledwie pochyliła głowę. Friedman nie okazał żadnego entuzjazmu.
— Później — powiedział prawie szeptem. Wypalona łuska człowieka.
…kiedy kobieta stawia jedną stopę na stopie kochanka, a drugą oplata jego udo, i kiedy jedną ręką obejmuje jego szyję, a drugą jego lędźwie, jękiem wyrażając pożądanie, jak gdyby chciała wspiąć się po twardej łodydze jego ciała i ukraść pocałunek, to taka pozycja znana jest jako pozycja Drzewnego Wspinacza…
Pozostawiłem ich rozłożonych w różnych miejscach pokoju i poszedłem pod prysznic. Nie spałem całą noc, ale umysł miałem czujny i aktywny. Dziwna noc, pracowita noc: nie byłem tak pobudzony od wielu tygodni i czułem stochastyczne łaskotanie, wstrząs jasnowidztwa sygnalizujący, że stoję u progu jakiejś nowej transformacji. Odkręciłem prysznic na pełną moc, wystawiając się na ciosy najsilniejszych, ożywczych wibracji, by fale ultradźwięków wpijały się w mój pulsujący, obnażony system nerwowy, i wyszedłem z kąpieli w poszukiwaniu nowych światów do zdobycia.
W pokoju nie było nikogo oprócz Friedmana, który wciąż nagi i ze szklistymi oczami leżał na wznak na kanapie.
— Dokąd poszły? — spytałem.
Machnął leniwie palcem w stronę naszej sypialni. Więc Catalinie udało się jednak strzelić bramkę.
Czy należało okazać podobną gościnność Friedmanowi? Współczynnik biseksualności mam niski, a w tej akurat chwili Friedman nie wzbudzał we mnie ani odrobiny homoerotyzmu. Nie, Sundara rozbroiła jego libido; nie wykazywał żadnych oznak poza ogólnym wyczerpaniem.
— Szczęśliwy z ciebie człowiek — zamruczał po chwili. — Co za wspaniała kobieta… Co… za… wspaniała… — Sądziłem, że zapadł w drzemkę. — …kobieta. Czy jest na sprzedaż?
— Sprzedaż?
— Chodzi o twoją wschodnią niewolnicę. — Jego głos brzmiał niemal poważnie.