— Chciał mi pan zadać kilka pytań — odezwał się w końcu Carvajal.
Skinąłem głową. Odetchnąłem głęboko i skoczyłem w przepaść.
— Wiedział pan, że Leydecker umrze tej wiosny, prawda? To znaczy, że pan po prostu nie odgadł, że on umrze. Pan o tym wiedział.
— Tak.
To samo ostateczne, nie podlegające dyskusji „tak”.
— Wiedział pan, że Gilmartin znajdzie się w opałach. Wiedział pan, że na kilku tankowacach nastąpi wyciek nie zżelowanej ropy.
— Tak. Tak.
— Zdawał pan sobie sprawę, co będzie się działo na giełdzie jutro i pojutrze, i korzystając z tej wiedzy zarobił pan miliony dolarów.
— To także prawda.
— Można wiec w takim razie zasadnie utrzymywać, że widzi pan przyszłe wydarzenia z niezwykłą jasnością, a nawet z nadprzyrodzoną jasnością, panie Carvajal.
— Tak samo jak pan.
— Nie — powiedziałem. — Ja w ogóle nie widzę przyszłych zdarzeń. Nie doznaje żadnych wizji wypadków, które mają nastąpić. Jestem po prostu bardzo, bardzo dobry w przewidywaniu, analizowaniu rozmaitych możliwości i określaniu najbardziej prawdopodobnej struktury przyszłości, ale tak naprawdę niczego nie widzę. Nigdy nie mam pewności, czy się nie mylę, mogę być tylko o tym do pewnego stopnia przekonany. Dlatego — że ja jedynie przewiduję. Pan widzi. Właściwie powiedział mi pan o tym, kiedy spotkaliśmy się u Boba Lombroso: ja przewiduję; pan widzi. Przyszłość jest dla pana jak film, odgrywany w pańskim umyśle. Mam rację?
— Pan wie, że tak, panie Nichols.
— Tak. Wiem, że tak. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Wiem, co można osiągnąć metodami stochastycznymi, ale to, co pan robi, wykracza daleko poza możliwości prognostyczne. Mógłbym może przewidzieć katastrofy kilku tankowców, ale nie śmierć Leydeckera ani zdemaskowanie Gilmartina jako oszusta. Mógłbym przewidzieć, że tej wiosny umrze jakaś ważna postać polityczna, ale nie potrafiłbym nigdy wskazać — która. Mógłbym przewidzieć, że zdarzy się aresztowanie jakiegoś stanowego polityka, ale nie mógłbym znać jego nazwiska. Pańskie prognozy były precyzyjne i dokładne. To nie jest przewidywanie probabilistyczne. To raczej czary, panie Carvajal. Przyszłość jest nam niedostępna z definicji. Ale pan wie chyba o niej bardzo dużo.
— O najbliższej przyszłości, tak. Tak, panie Nichols.
— Tylko o najbliższej? Carvajal roześmiał się.
— Myśli pan, że mój umysł przenika całą przestrzeń i cały czas?
— Nie mam w tej chwili pojęcia, co przenika pański umysł. Chciałbym to wiedzieć. Chciałbym się przekonać, jak funkcjonuje i jakie są granice jego możliwości.
— Funkcjonuje tak, jak pan to opisał — odparł Carvajal. — Kiedy chcę, to widzę. Obraz przyszłych zdarzeń rozgrywa się we mnie jak film. — Miał taki głos, jak gdyby mówił o czymś powszednim. Był niemal znudzony. — Czy przyszedł pan tylko dlatego, żeby się o tym dowiedzieć?
— A nie wie pan? Z pewnością oglądał pan już film z tej rozmowy.
— Oczywiście, że tak.
— Ale zapomniał pan o jakichś szczegółach?
— Rzadko zdarza mi się cokolwiek zapomnieć — powiedział z westchnieniem.
— A zatem musi pan wiedzieć, o co chcę pana jeszcze zapytać.
— Tak — przyznał.
— A mimo to nie odpowie mi pan, dopóki nie zadam panu właściwego pytania?
— Tak.
— Powiedzmy, że tego nie zrobię — powiedziałem. — Powiedzmy, że po prostu wyjdę teraz, nie robiąc tego, co powinienem był zrobić.
— To nie jest możliwe — powiedział spokojnie Carvajal. Pamiętam przebieg, jaki musi przybrać ta rozmowa, i nie wyjdzie pan stąd nie zadając mi kolejnego pytania. Istnieje tylko jedna droga przyszłych wydarzeń. Nie ma pan innego wyboru jak tylko mówić i czynić rzeczy, które widziałem, że pan mówi i czyni.
— Czy jest pan Bogiem, determinującym zdarzenia mego życia?
Carvajal uśmiechnął się słabo i potrząsnął przecząco głową.
— Jestem najzwyklejszym śmiertelnikiem, panie Nichols. Niczego nie determinuję. Powiadam panu tylko, że przyszłości nie można zmienić. A przynajmniej tego, co pan uważa za przyszłość. Obaj jesteśmy postaciami w scenariuszu, którego nie da się napisać na nowo. Grajmy więc dalej zgodnie z tekstem. Niech mnie pan zapyta…
— Nie. Zburzę układ i wyjdę.
— …o przyszłość Paula Quinna — powiedział Carvajal. Byłem już przy drzwiach. Lecz kiedy Carvajal wymówił nazwisko Quinna, oszołomiony otworzyłem ze zdumienia usta, zatrzymałem się i odwróciłem. Było to oczywiście pytanie, które istotnie zamierzałem mu zadać, pytanie, które przede wszystkim przyszedłem mu zadać, pytanie, którego zdecydowałem się nie zadawać, gdy rozpocząłem grę z niezmienną przyszłością. Jakże kiepsko zagrałem! Jakże rozkosznie Carvajal mnie wymanewrował! Zostałem bowiem bezbronny, pokonany, unieruchomiony. Myślicie może, że mogłem nadal swobodnie wyjść, ale nie, nie, nie teraz, kiedy Carvajal przywołał nazwisko Quinna, nie teraz, kiedy udręczył mnie obietnicą upragnionej wiedzy, nie teraz, kiedy ponownie druzgocąco i ostatecznie zademonstrował precyzję swojego wieszczego daru.
— Niech pan to powie — mruknąłem. — Niech pan zada to pytanie.
Westchnął. — Skoro pan nalega.
— Tak.
— Chciał mnie pan zapytać o to, czy Paul Quinn zostanie prezydentem.
— Zgadza się — odpowiedziałem głucho.
— Myślę, że tak.
— Myśli pan? Tylko tyle może mi pan powiedzieć? Myśli pan, że Quinn zostanie prezydentem?
— Nie wiem.
— Pan wie wszystko!
— Nie — powiedział Carvajal. — Nie wszystko. Istnieją pewne granice, a pańskie pytanie je przekracza. Jedyną odpowiedzią, jakiej mogę panu udzielić, jest zwykła prognoza, oparta na tych samych elementach, które wziąłby pod uwagę każdy, kto interesuje się trochę polityką. Biorąc owe elementy pod uwagę sądzę, że Quinn prawdopodobnie zostanie prezydentem.
— Ale nie wie pan tego na pewno. Nie widzi pan, jak zostaje prezydentem.
— Właśnie.
— To wydarzenie jest poza pana zasięgiem? Nie leży w najbliższej przyszłości?
— Jest poza moim zasięgiem, tak.
— A zatem twierdzi pan, że Quinn nie zostanie wybrany w roku 2000, ale są szansę, że powiedzie mu się w 2004, choć nie jest pan w stanie sięgnąć tak daleko w przyszłość, żeby zobaczyć te wydarzenia.
— Wierzył pan kiedyś, że Quinn zostanie wybrany w roku 2000? — spytał Carvajal.
— Ani przez chwilę. Mortonson jest nie do pobicia. Chyba, że przypadkiem wyciągnie kopyta, jak Leydecker, a wtedy każdy może wygrać wybory, i Quinn… — urwałem. — Co widzi pan w przyszłości dla Mortonsona? Dożyje do wyborów w 2000 roku?
— Nie wiem — odpowiedział cicho Carvajal.
— Tego pan również nie wie? Wybory odbędą się za siedemnaście miesięcy. Zasięg pańskiego jasnowidzenia jest krótszy niż siedemnaście miesięcy, czy tak?
— Obecnie tak.
— A czy był kiedykolwiek większy?
— Ależ naturalnie — powiedział. — O wiele większy. Dawniej widziałem trzydzieści czy czterdzieści lat naprzód. Teraz już nie.