Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi dreszcz.
— Widział mnie pan tutaj, razem z panem, ponad czterdzieści lat temu?
Skinął nonszalancko głową i równie niedbałym gestem przywołał kelnera, dźgając powietrze wskazującym palcem tak władczo, jakby był samym J.P. Morganem[34]. Kelner błyskawicznie pojawił się u boku Carvajala i powitał go niezwykle uprzejmie po nazwisku. Carvajal zamówił dla mnie martini — czy dlatego, że widzial to wiele lat temu? — dla siebie zaś kieliszek wytrawnego sherry.
— Traktują tu pana uniżenie — zauważyłem.
— Jest dla nich punktem honoru traktować każdego członka klubu niczym carskiego kuzyna — powiedział Carvajal. — To, co mówią o mnie prywatnie, jest zapewne mniej pochlebne. Moje członkostwo umrze wraz ze mną i przypuszczam, że klub odetchnie z ulgą, kiedy żaden obdarty Carvajal nie będzie już więcej szpecił wnętrza lokalu.
Drinki podano niemal natychmiast. Uroczyście wznieśliśmy ku sobie kieliszki w nonszalanckim toaście.
— Za przyszłość, za promienną, kuszącą nas przyszłość — powiedział Carvajal wybuchając chrapliwym śmiechem.
— Jesteś dziś w znakomitym humorze.
— Owszem, nie czułem się lepiej od lat. Nadeszła dla starca druga wiosna życia, co? Kelner! Kelner!
Kelner podszedł znów pospiesznie. Ku memu zdumieniu Carvajal zamówił teraz cygara, wybrał dwa najdroższe z tacy, którą przyniosła dziewczyna sprzedająca wyroby tytoniowe. Na jego twarzy ponownie pojawił się łotrowski uśmiech.
— Czy cygara należy palić dopiero po jedzeniu? Mam chęć zapalić teraz.
— Proszę bardzo. Któż mógłby ci zabronić?
Ja również zapaliłem. Ożywienie Carvajala było niepokojące i niemal przerażające. Podczas naszych dwóch poprzednich spotkań zdawał się czerpać siły z dawno już wyeksploatowanych zasobów, ale dziś był żwawy, rozgorączkowany i pełen szalonej energii, uzyskanej z jakiegoś okropnego źródła: myślałem o tajemniczych narkotykach, transfuzjach byczej krwi i nielegalnym przeszczepie organów wyrwanych z ciał młodych, opierających się ofiar.
— Powiedz mi, Lew, czy kiedykolwiek przeżyłeś chwile jasnowidzenia? — odezwał się nagle.
— Sądzę, że tak. Choć nie było to, oczywiście, nic równie plastycznego, jak twoje doświadczenia. Ale wydaje mi się, że wiele moich przeczuć opartych jest na mgnieniach prawdziwego wizjonerstwa — podświadomych mgnieniach, które pojawiają się i znikają tak szybko, że nie jestem w stanie ich zarejestrować.
— Bardzo prawdopodobne.
— Są jeszcze sny — powiedziałem. — Często miewam w snach przeczucia i przywidzenia, które później okazują się trafne. Jak gdyby płynęła ku mnie przyszłość, pukając do bram mojej uśpionej świadomości.
— Śpiący umysł jest o wiele bardziej podatny na tego rodzaju rzeczy, to prawda.
— Ale to, co postrzegam w snach, pojawia się w formie symbolicznej, jest raczej metaforą aniżeli filmem. Na przykład zanim zdemaskowano Gilmartina, śniło mi się, że jacyś żołnierze wloką go przed pluton egzekucyjny. Jak gdyby docierała do mnie właściwa informacja, nie podana jednak w bezpośredni, dosłowny sposób.
— Nie — powiedział Carvajal. — Wiadomość została podana precyzyjnie i dosłownie, ale twój umysł poharatał ją i zaszyfrował, ponieważ spałeś i nie mogłeś odpowiednio kontrolować swoich receptorów. Jedynie racjonalny, trzeźwy umysł może przetworzyć i zintegrować taką informację. Ale większość ludzi odrzuca na jawie podobne wiadomości, a kiedy śpią, ich umysły zniekształcają napływające sygnały.
— Myślisz, że wielu ludzi otrzymuje informacje o przyszłości?
— Sądzę, że każdy z nas — powiedział gwałtownie Carvajal. — Wbrew powszechnym mniemaniom przyszłość nie jest obszarem niedostępnym ani nierzeczywistym. Ale tak niewielu ludzi dopuszcza jej istnienie poza abstrakcyjnym pojęciem! Tak niewielu dopuszcza do siebie pochodzące z przyszłości informacje! — Jego rysy przybrały wyraz niezwykłego napięcia. Zniżył głos i rzekł: — Przyszłość nie jest po prostu werbalną konstrukcją. Jest miejscem posiadającym własne istnienie. Teraz, gdy tu siedzimy, jesteśmy także tam, tam plus jeden, tam plus dwa, tam plus n — istnieje cała nieskończoność tam, wszystkie bytują jednocześnie, zarówno wcześniej, jak i później w stosunku do naszego aktualnego usytuowania na linii czasu. Tamte pozycje nie są ani mniej, ani bardziej „rzeczywiste” od tych. Znajdują się po prostu w miejscu, w którym w tej chwili nie ogniskuje się akurat siedlisko naszej percepcji…
— Ale niekiedy nasze postrzeżenia…
— Krzyżują się — powiedział Carvajal. — Wkraczają zabłąkane w inne odcinki linii czasu. Niosą zdarzenia, nastroje, strzępy rozmów, które nie należą do „teraźniejszości”.
— Czy błąkają się nasze postrzeżenia, czy też to same zdarzenia nie są zakotwiczone ściśle w swojej „teraźniejszości”? — spytałem.
— Co za różnica? — Wzruszył ramionami. — Nie ma sposobu, żeby się tego dowiedzieć.
— Nie obchodzi cię, jak to się dzieje? Te zjawiska ukształtowały całe twoje życie, a ty po prostu…
— Mówiłem ci — powiedział Carvajal — że mam na ten temat wiele różnych teorii. Jest ich tak wiele, że wykluczają się wzajemnie. Lew, Lew, czy sądzisz, że nic mnie to nie obchodzi? Całe życie usiłowałem zrozumieć mój dar, moją moc, i na każde pytanie mogę udzielić ci kilkunastu równie prawdopodobnych odpowiedzi. Myślę na przykład o teorii dwóch linii czasowych. Wspominałem ci już o tym?
— Nie.
— No cóż. — Carvajal wyciągnął z kieszeni długopis i narysował na obrusie dwie równoległe linie. Końce jednej oznaczył X i Y, drugiej X’ i Y’. — Linia łącząca X i Y to bieg historii, którą znamy. Zaczyna się powstaniem wszechświata przy X i kończy przy Y równowagą termodynamiczną, prawda? A oto kilka znaczących dat na tej drodze. — Wyszukanymi, lekkimi pociągnięciami długopisu szkicował poprzeczne kreski, zaczynając od siebie i podążając ku mnie. — To jest epoka człowieka neandertalskiego. To czasy Jezusa. To rok 1939, data rozpoczęcia II wojny światowej. Nawiasem mówiąc, to także początek życia Martina Carvajala. Kiedy się urodziłeś? Około 1970?
— W 1966.
— 1966. W porządku. To ty, rok 1966. A to bieżący rok, 1999. Powiedzmy, że dożyjesz dziewięćdziesiątki. A więc to jest rok twojej śmierci — 2056. Tyle, jeśli idzie o linię X-Y. Teraz druga linia, X’ i Y’. To także droga historii wszechświata, tej samej, którą symbolizuje tamta linia. Tylko że ona biegnie w odwrotnym kierunku.
— Co takiego?
— A dlaczego by nie? Przypuśćmy, że istnieje niezależnie od siebie wiele różnych wszechświatów, zawierających własne, niespotykane nigdzie indziej słońca i planety, na których dzieją się niespotykane nigdzie indziej zdarzenia. Nieskończoność wszechświatów, Lew. Czy jest choć jedna logiczna przyczyna, żeby czas we wszystkich z nich płynął w tym samym kierunku?
— Entropia — wymamrotałem. — Prawa termodynamiki. Czas jest wektorem. Przyczyna i skutek.
— Nie będę się spierał z żadną z tych koncepcji. O ile wiem, są wszystkie prawomocne w ramach układu zamkniętego — powiedział Carvajal. — Ale jeden układ zamknięty nie posiada takiej samej entropii jak drugi, prawda? Czas może biec w jednym wszechświecie od A do Z, a w drugim od Z do A, ale sprawdzić może to jedynie obserwator zewnętrzny w stosunku do obu wszechświatów, pod warunkiem, że w każdym z nich czas biegnie od przyczyny do skutku, nie zaś odwrotnie. Zgadzasz się z logiką tego twierdzenia?
Przymknąłem na chwilę oczy.
— W porządku. Mamy więc nieskończoną liczbę wszechświatów, a kierunek biegu czasu w każdym z nich może wydawać się odwrócony w stosunku do innych. No i co z tego?
— Nieskończoność zawiera wszystkie możliwe przypadki, tak?
— Tak. Na mocy definicji.
— Więc zgodzisz się także — powiedział Carvajal — że w nieskończoności wszechświatów może istnieć świat identyczny z naszym w każdym szczególe, tyle tylko, że czas biegnie tam w odwrotnym, w stosunku do naszego, kierunku.
— Nie jestem pewien, czy chwytam…
— Popatrz — powiedział niecierpliwie Carvajal wskazując linię łączącą X’ i Y’ na obrusie. — Oto inny wszechświat, tuż obok naszego. Wszystko, co się tam dzieje, dzieje się także i u nas, aż do najdrobniejszego szczegółu włącznie. Ale w tym świecie stworzenie nastąpiło w punkcie Y’, a nie w punkcie X; cieplna śmierć kosmosu nastąpi natomiast w punkcie X’, nie w punkcie Y. Tutaj — Carvajal narysował poprzeczną kreskę na drugiej linii z mojej strony stołu — wypada epoka człowieka neandertalskiego. Oto Ukrzyżowanie. Tu lata 1939, 1966, 1999 i 2056. Te same wydarzenia, te same kluczowe daty, biegnące jednak od końca do początku. To znaczy, że one tak po prostu wyglądają, jeżeli żyje się akurat w tym wszechświecie i nadarza się okazja, żeby podejrzeć inny świat. Oczywiście tam wszystko wydaje się podążać w prawidłowym kierunku. — Carvajal przedłużył poprzeczne kreski przy datach 1939 i 1999 na linii X-Y, aż przecięły linię X’-Y’, i zrobił to samo z kreskami oznaczającymi lata 1999 i 1939 na drugiej linii. Potem połączył końce poprzecznych kresek, tworząc następujący wzór: