Выбрать главу

— O nie, nie możesz tego zrobić — powiedział Carvajal.

— Dlaczego nie?

— Bo Quinn wygłosi swoje przemówienie. Widziałem.

— A jeśli uda mi się w tamtym tygodniu wysłać Quinna na Alaskę?

— Proszę cię, Lew. Uwierz mi, że to niemożliwe, by Quinn był w dniu uroczystości gdziekolwiek indziej poza gmachem Banku Kuwejckiego. Niemożliwe.

— Więc nie powstrzyma się także od złośliwostek pod adresem Izraela, nawet jeżeli go przestrzec, żeby tego nie robił?

— Tak.

— Nie wierzę. Sądzę, że jeśli pójdę do niego jutro i powiem: „Hej, Paul, według mnie wyborcy żydowscy zaczynają się niepokoić, więc daruj sobie lepiej tę kuwejcką historię”, to Quinn odpuści bank. Albo przynajmniej złagodzi swoje antyizraelskie uwagi.

— Pójdzie na otwarcie — powiedział cicho Carvajal.

— Bez względu na to, co powiem albo zrobię?

— Bez względu na to, co powiesz albo zrobisz, Lew. Potrząsnąłem głową. — Przyszłość nie jest tak nieelastyczna, jak ci się wydaje. Mamy coś do powiedzenia na temat zbliżających się wydarzeń. Pogadam z Quinnem o tej uroczystości kuwejckiej.

— Nie rób tego, proszę.

— Dlaczego nie? — spytałem szorstko. — Bo musisz koniecznie pokierować przyszłością w prawidłowy, twoim zdaniem, sposób?

Poczuł się chyba urażony.

— Bo wiem, że przyszłość zawsze rozwija się w prawidłowy sposób — rzekł łagodnie. — Upierasz się, żeby to sprawdzić za wszelką cenę?

— Interes Quinna to także mój interes. Jeżeli widziałeś, że on szkodzi własnym interesom, to jak mógłbym mu na to pozwolić i siedzieć spokojnie z założonymi rękami?

— Nie masz innego wyjścia.

— Tego jeszcze nie wiem.

Carvajal westchnął. — Jeżeli podniesiesz kwestię uroczystości kuwejckiej w rozmowie z burmistrzem — powiedział ciężkim głosem — już nigdy więcej nie będę się z tobą dzielił moimi wizjami.

— To ma być groźba?

— Po prostu stwierdzam fakt.

— Fakt, dzięki któremu proroctwo samo się spełni. Wiesz, że chcę twojej pomocy, zamykasz mi zatem usta groźbami i wówczas oczywiście uroczystość przebiega tak, jak ty ją widziałeś. Jaki jest jednak pożytek z tego, że powiesz mi co widzisz, skoro nie wolno mi na tej podstawie działać? Dlaczego nie pozostawisz mi pełnej swobody? Jesteś tak niepewny siły swoich wizji, że musisz się chwytać podobnych metod, żeby przyszłość rzeczywiście się spełniła?

— No dobrze — powiedział Carvajal delikatnie i bez złości. — Masz pełną swobodę. Rób, co chcesz. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

— A jeśli rozmówię się z Quinnem, czy będzie to oznaczało zerwanie naszej znajomości?

— Zobaczymy, co z tego wyniknie — powtórzył. Złapał mnie. Okazał się raz jeszcze lepszym graczem; jak mogłem bowiem zaryzykować utratę dostępu do jego wizji, i skąd miałbym wiedzieć, jak zareaguje na moją zdradę? Będę musiał pozwolić Quinnowi zrazić do siebie Żydów w przyszłym miesiącu i mieć nadzieję, że powstałe szkody uda się naprawić później; chyba że zdołałbym jakoś ominąć postulowany przez Carvajala nakaz milczenia. Powinienem chyba przedyskutować tę sprawę z Lombroso.

— Jak bardzo Żydzi rozczarują się do Quinna?

— Wystarczająco, by kosztowało go to sporą liczbę głosów. Planuje ponownie startować w wyborach w 2001, prawda?

— Jeśli nie zostanie w przyszłym roku prezydentem.

— Nie zostanie — powiedział Carvajal. — Obaj o tym wiemy. Nie weźmie nawet udziału w wyborach. Ale jeśli będzie chciał dostać się trzy lata później do Białego Domu, będzie musiał zostać ponownie wybrany burmistrzem w 2001 roku.

— Z całą pewnością.

— A zatem nie powinien narażać się na utratę głosów żydowskiej ludności Nowego Jorku. To wszystko, co mogę ci powiedzieć.

Zapamiętałem sobie, żeby poradzić Quinnowi, by zaczął naprawiać swoje kontakty z nowojorskimi Żydami — niech czasem odwiedzi jakieś koszerne delikatesy albo wpadnie do synagogi w sobotni wieczór.

— Gniewasz się na mnie za to, co powiedziałem kilka minut temu? — spytałem.

— Nie gniewam się nigdy — odparł Carvajal.

— Jesteś więc urażony. Sprawiałeś takie wrażenie, gdy powiedziałem, że musisz koniecznie pokierować przyszłością w prawidłowy, twoim zdaniem, sposób.

— Pewnie tak. Bo pokazałeś, jak mało mnie rozumiesz, Lew. Jak gdybyś sądził, że to jakiś neurotyczny przymus nakazuje mi wypełniać własne wizje. Jak gdybyś sądził, że mógłbym zastosować psychologiczny szantaż, żeby uniemożliwić ci zakłócenie struktury. Nie, Lew. Struktur nie można zakłócić, i dopóki się z tym nie pogodzisz, nie może być mowy o dzieleniu się wizjami i o prawdziwej zbieżności naszych myśli. To, co powiedziałeś, zasmuciło mnie, ponieważ uświadomiłem sobie, jak bardzo naprawdę jesteś mi daleki. Ale nie, nie, nie gniewam się na ciebie. Smaczny stek?

— Wyśmienity — powiedziałem, i Carvajal uśmiechnął się. Skończyliśmy posiłek niemal w całkowitym milczeniu i wyszliśmy nie płacąc. Przypuszczałem, że klub przedstawi mu rachunek później. Wynosił z pewnością ponad sto pięćdziesiąt dolarów.

Kiedy żegnaliśmy się, Carvajal powiedział:

— Pewnego dnia, gdy zaczniesz sam widzieć, zrozumiesz, dlaczego Quinn musi powiedzieć to, co powie podczas uroczystości otwarcia Banku Kuwejckiego.

— Gdy zacznę sam widzieć?

— Tak będzie.

— Ja nie mam twojego daru.

— Dar posiada każdy z nas — rzekł Carvajal. — Ale tylko bardzo nieliczni umieją z niego korzystać. — Szybkim ruchem ścisnął mnie za ramie i zniknął w tłumie na Wall Street.

20

Nie zatelefonowałem od razu do Quinna, choć byłem tego bliski. Gdy tylko Carvajal zniknął mi z oczu, zacząłem się zastanawiać, dlaczego miałbym się wahać. Carvajal udowodnił, że jego wgląd w przyszłość był z gruntu trafny; przekazał mi informacje istotne dla kariery Quinna, a moja lojalność wobec burmistrza unieważniała wszystkie inne względy. Ponadto koncepcja Carvajala, mówiąca o trwałej, niezmiennej naturze przyszłości, wydawała mi się nadal absurdalna. Wszystko, co jeszcze się nie stało, musiało podlegać ewentualnym zmianom; mogłem zmienić przyszłość i zrobiłbym to ze względu na Quinna. Ale nie zatelefonowałem do niego. Carvajal prosił mnie — kazał, groził, przestrzegał — żebym się do tej sprawy nie wtrącał. Jeżeli Quinn nie pojawi się na umówionym spotkaniu z Kuwejtczykami, Carvajal domyśli się, dlaczego, a to mogłoby oznaczać koniec mojego kruchego, dręczącego związku z tym dziwnie potężnym człowieczkiem. Tylko czy Quinn naprawdę mógłby zrezygnować z kuwejckiej uroczystości, nawet gdybym próbował interweniować? Carvajal utrzymywał, że to niemożliwe. Z drugiej strony uprawiał, być może, grę w grze — naprawdę przewidział przyszłość, w której Quinn nie uczestniczy w kuwejckim święcie. W takim wypadku scenariusz przeznacza mi, być może, rolę czynnika zmiany — osoby, która powstrzyma Quinna od wzięcia udziału w spotkaniu — a wówczas Carvajal mógłby liczyć na to, że okażę się na tyle przekorny, iż przyszłość przybierze pożądany przebieg. Nie brzmiało to zbyt prawdopodobnie, ale i taką możliwość musiałem brać pod uwagę. Gubiłem się w labiryncie ślepych uliczek. Mój zmysł stochastyczności nie wystarczał. Nie wiedziałem już, co myśleć o przyszłości czy teraźniejszości i nawet przeszłość rysowała się teraz niepewnie. Jestem zdania, że lunch z Carvajalem rozpoczął we mnie proces rozpadu tego, co uważałem niegdyś za zdrowy rozsądek.