Stonehenge astroarcheologów (albo archeoastronomów, sami jeszcze nie zdecydowali, kim właściwie są) to czysta fikcja. Uznanie jej za prawdę wymagałoby manipulacji datami historycznymi, trzeba by bowiem przyjąć że cała konstrukcja powstała w tym samym czasie, zbudowana od początku do końca przez jeden lud i w jednym z góry określonym celu. Wiemy zaś, że zaangażowane w dzieło były różne kultury, co wyklucza zastosowanie astronomiczne. Owszem, cztery stacje Stonehenge II (prostokątnie ustawione kamienie i kopce) pokrywają się z niektórymi dołami grzebalnymi Stonehenge I, ale nijak nie zdają się służyć temu samemu. Co więcej, statystyka też zdaje się zaprzeczać astronomicznym podtekstom. Douglass Hettie, który wykłada na uniwersytecie w Edynburgu matematykę i astronomię teoretyczną, opisał rzecz w swojej książce Nauka megalityczna (1982). Spośród 240 linii odkrytych przez Hawkinsa w Stonehenge, możliwych do przeprowadzenia między charakterystycznymi punktami, tylko 48 wskazuje cokolwiek na niebie (mowa o słońcu i księżycu), zaś zaledwie 32 mogłyby mieć jakieś znaczenie praktyczne. Po ponownym przeliczeniu liczba tych ostatnich spadła zresztą do 25, bo tyle tylko wykazuje odchył mniejszy, niż dwa stopnie łuku, którą to wielkość Hawkins uznał za graniczny margines błędu. Trzeba przyznać, że szczodry to margines.
My zaś mamy nadzieję, że nasza proza przybliżyła nieco czytelnikom prawdziwy obraz historycznego Stonehenge, chociaż pokazała również, jak wiele miało to miejsce wspólnego ze zwykłą zagrodą dla bydła.
Leon Stover
doktor filozofii i literatury,
profesor antropologii
w Illinois Institute of Technology