Выбрать главу

— Co? Jeszcze moment i złapałbym cię za gardło!

Sprzątacz uśmiechnął się. To był rozbrajający uśmiech.

— Zapali pan?

Sięgnął pod szatę i wyjął pogniecionego, ręcznie skręconego papierosa.

— Dziękuję, ale mam swoje… — zaczął odruchowo Vimes.

Dłoń znieruchomiała w połowie drogi do kieszeni.

— No tak — rzekł sprzątacz. — Srebrna cygarnica. Prezent ślubny od Sybil, prawda? Szkoda, że zginęła.

— Chcę do domu — powiedział Vimes. Właściwie szepnął. Przez ostatnie dwanaście godzin nie spał, tylko próbował odzyskać przytomność.

Tym razem sprzątacz siedział w milczeniu. W ciszy turkotały walce.

— Jest pan policjantem, panie Vimes — rzekł po chwili. — No więc chciałbym, by pan uwierzył… przynajmniej na chwilę… że ja również jestem swego rodzaju policjantem. Dobrze? Ja i moi koledzy pilnujemy… żeby wydarzenia następowały. Albo nie następowały. Proszę na razie nie zadawać pytań. Wystarczy, że pan kiwnie głową.

Zamiast tego Vimes wzruszył ramionami.

— Dobrze. No więc powiedzmy, że podczas naszego patrolu znaleźliśmy pana, można metaforycznie powiedzieć, leżącego w rynsztoku w sobotnią noc i śpiewającego sprośną piosenkę o taczkach.

— Nie znam żadnej sprośnej piosenki o taczkach!

Sprzątacz westchnął.

— O jeżu? O budyniu? O skrzypcach z jedną struną? To naprawdę nie ma znaczenia. W każdym razie znaleźliśmy pana daleko od miejsca, gdzie powinien pan być, i chcielibyśmy dostarczyć pana do domu, ale to nie takie łatwe, jak mógłby pan przypuszczać.

— Cofnąłem się w czasie, tak? To ta przeklęta Biblioteka! Wszyscy wiedzą, że tamtejsza magia powoduje dziwne zdarzenia!

— No, owszem. Owszem, to główna przyczyna. Ale bliższe prawdy jest stwierdzenie, że został pan, hm… wplątany w poważną sytuację.

— Czy ktoś może odesłać mnie z powrotem? Czy ty możesz odesłać mnie z powrotem?

— No… — Sprzątacz wyglądał na zakłopotanego.

— Jeśli wy nie, to magowie potrafią — oświadczył Vimes. — Wracam i pójdę do nich zaraz rano.

— Pójdzie pan, tak? Chciałbym przy tym być. To nie są magowie, którymi dowodzi porządny stary Ridcully, wie pan… Jeśli będzie pan miał szczęście, tylko pana wyśmieją. Zresztą nawet gdyby chcieli pomóc, zderzą się z tym samym problemem.

— To znaczy jakim?

— Nie da się tego zrobić. Jeszcze nie. — Po raz pierwszy w ciągu tej rozmowy sprzątacz wydawał się zażenowany. — Poważny problem, jaki stoi przede mną, panie Vimes, polega na tym, że muszę powiedzieć panu o kilku sprawach, o jakich nie wolno mi panu mówić w żadnych okolicznościach. Ale jest pan człowiekiem, który nie zazna spokoju, dopóki nie dowie się o wszystkich faktach. Szanuję to. Zatem… jeśli zdradzę panu wszystko, czy zechce mi pan poświęcić, no, dwadzieścia minut? To może uratować panu życie.

— Zgoda — rzekł Vimes. — Ale co…

— Dobiliśmy targu — przerwał mu sprzątacz. — Zakręćcie nimi, chłopcy!

Turkot wielkich walców na moment przyspieszył i Vimes poczuł bardzo delikatny wstrząs, wrażenie, jakby całe jego ciało zawibrowało.

— Dwadzieścia minut — rzekł sprzątacz. — Odpowiem na każde pytanie. A potem, panie Vimes, cofniemy pana o dwadzieścia minut z przyszłości do teraz i przekaże pan sobie to, co pan i ja uznamy, że powinien pan wiedzieć. Prawdę mówiąc, będzie to chyba prawie wszystko. Jest pan człowiekiem, który umie dotrzymywać tajemnicy. Zgoda?

— Tak, ale… — zaczął Vimes.

Wirujące walce zmieniły nieco ton.

Sam Vimes zobaczył siebie stojącego na środku pomieszczenia.

— To ja!

— Zgadza się — przyznał sprzątacz. — A teraz niech go pan posłucha.

— Witaj, Sam — odezwał się drugi Vimes, nie patrząc wprost na niego. — Nie widzę cię, ale zapewnili mnie, że ty możesz mnie widzieć. Pamiętasz zapach bzu? Myślałeś o tych, którzy odeszli. A potem kazałeś Willikinsowi opłukać tę dziewczynę wodą ze szlauchu. I jeszcze, hm… czasami czujesz ból w piersi, co trochę cię niepokoi, ale jeszcze nikomu o tym nie powiedziałeś… To chyba wystarczy. Wiesz, że jestem tobą. No więc są pewne sprawy, o których nie mogę ci powiedzieć. A ja mogłem je poznać, bo jestem… — Przerwał i odwrócił głowę, jakby słuchał instrukcji kogoś poza sceną. — Jestem w zamkniętej pętli. No… można powiedzieć, że jestem dwudziestoma minutami twojego życia, których sobie nie przypominasz. Pamiętasz to…

…wrażenie, jakby całe jego ciało zawibrowało.

Sprzątacz wstał.

— Nie znoszę tego robić — stwierdził. — Ale jesteśmy w świątyni i możemy w dużej części wytłumić paradoksy. Do roboty, panie Vimes. Teraz powiem panu wszystko.

— Mówiłeś, że nie możesz!

Sprzątacz się uśmiechnął.

— Potrzebuje pan pomocy z tymi kajdankami?

— Co, z tymi starymi capstickami model pierwszy? Nie, wystarczy mi gwóźdź i parę minut. Skąd się wziąłem w świątyni?

— Ja pana tu ściągnąłem.

— Jak to? Niosłeś mnie?

— Nie. Szedł pan ze mną. Z zawiązanymi oczami, naturalnie. A kiedy już pan tu dotarł, podałem panu coś do picia…

— Nie pamiętam tego!

— Oczywiście. Taki był cel tego napoju. Niezbyt jest mistyczny, ale spełnia swoje zadanie. Nie chcemy przecież, żeby pan tutaj wracał, prawda? To miejsce utrzymujemy w tajemnicy…

— Grzebaliście w mojej pamięci? — Vimes zaczął wstawać. — To nie jest…

— Proszę się nie martwić. Nie ma powodu. Ten napój… sprawił tylko, że zapomniał pan parę minut.

— Ile tych minut?

— Tylko kilka, nie więcej. I miał w sobie zioła. Zioła są zdrowe. Potem daliśmy panu zasnąć. Proszę się nie martwić, nikt nas nie ściga. Nigdy się nie dowiedzą, że pan zniknął. Widzi pan ten aparat?

Sprzątacz podniósł ażurową skrzynkę leżącą przy jego siedzeniu. Miała pasy, jak plecak, a wewnątrz Vimes dostrzegł walec.

— Nazywa się prokrastynator — wyjaśnił mnich. — Jest zmniejszoną wersją tych tam… Tych, co wyglądają jak babcina wyżymaczka. Nie chcę wchodzić w techniczne szczegóły, ale kiedy wiruje, przemieszcza czas wokół nosiciela. Zrozumiał pan, co właśnie powiedziałem? — Nie!

— No dobrze. To magiczna skrzynka. Teraz lepiej?

— Mów dalej — mruknął Vimes.

— Nosił pan taki, kiedy przeprowadziłem pana tutaj z posterunku straży. A że miał go pan na sobie, był pan, można tak to określić, poza czasem. I kiedy już skończymy tę naszą pogawędkę, odprowadzę pana na posterunek, a stary kapitan niczego nie zauważy. Dopóki jesteśmy w świątyni, w zewnętrznym świecie czas nie płynie. Prokrastynatory o to dbają. Jak już mówiłem, przesuwają czas dookoła. A dokładniej działa to tak, że przesuwają nas w czasie do tyłu z taką samą szybkością, z jaką czas przesuwa nas do przodu. Mamy ich tutaj więcej. Przydają się, żeby zachować świeżą żywność. Co jeszcze mógłbym powiedzieć… Aha, łatwiej się zorientować w tym wszystkim, jeśli myśli pan o ciągu kolejnych wydarzeń. Może mi pan wierzyć.

— To jest jak sen — stwierdził Vimes.

Brzęknęło i jego kajdanki się otworzyły.

— Rzeczywiście, jak sen — zgodził się sprzątacz obojętnie.

— A czy twoja magiczna skrzynka może mnie zabrać do domu? Przemieścić mnie w czasie tam, gdzie powinienem być?

— Ta? Nie. Działa wyłącznie w małej skali…