Wedle mnie jedni i drudzy są tchórzem podszyci. Obawiają się o swoje życie. Tyle lat po wojnie. Bo sprawy dotyczą okresu wojennego. A sprawcy żyją i mogą być niedaleko. Tak mi powiedziała Kulawa Zośka. Przecież oni chodzą tymi samymi ulicami co pan i ja, mówiła. Mogą nas zabić. To mordercy. I podała przykład, że pewnego razu jakiś mężczyzna, jeden z nas, z Kresów, spotkał na targu człowieka, którego twarz wydała mu się znajoma. Tamten zauważył, że nasz mu się przygląda, i odwrócił się. Ale nasz podszedł do niego i zawołał: – Geniu, to ty? – mając na uwadze znajomego Ukraińca, o którym wiedział, że działał w bandzie i nożami podrzynał nam gardła. Tamten błyskawicznie się zwinął i już go nie było. Pewnie zadźgał Polaka i na jego dowodzie osobistym wjechał do Polski, domyślała się Kulawa Zośka. A teraz gdzieś się ukrywa, albo i nie ukrywa. Bo oni, proszę pana, wyjaśniała, oni, drogi panie, strasznie zhardzieli, wycwanili się, często udają Polaków. Porobili się tutaj panami. Sklepy swoje mają, organizacje, gazety, fabryki, szkoły. Za nasze pieniądze judzą przeciwko nam w swoich pismach. Stawiają na naszej ziemi pomniki mordercom. A nasza władza na to nie reaguje, szeptała Kulawa Zośka. Bo nasza władza, proszę pana, jest skurwiona i sprzedajna. Sprzedała nas, proszę pana. Przehandlowała, Bóg wie za co. I nie mamy w nikim oparcia. Jesteśmy sami, proszę pana. Samotni. Nikt nam nie pomoże. Bo świat zbydlęciał. Sparszywiał, skarżyła się, była smutna, w końcu zamilkła.
Ale zanim zamilkła, jeszcze wydusiła z siebie:
– Nie jest wesoło, proszę pana. I pana mogą zadźgać nożami. Ich stać na wszystko.
A potem dodała, że ów człowiek, który rozpoznał bandziora, po kilku dniach od tamtego wydarzenia na targu zniknął. I do dzisiaj nikt nie wie, co się z nim stało. Więc nie warto ryzykować, proszę pana. Chcę, by pan o tym wiedział, ostrzegła.
A ja wiedziałem, że się boi. Tak samo jak ja się boję. I jak inni się boją. Ale co mamy robić. Sprawę tego zebrania musimy wyjaśnić. Bo ta sprawa w innym świetle stawia Ukraińców z Hnilcza, gdzie mieszkałem, z mojej wsi. A ja chcę, by świat zobaczył ich w prawdzie. Nawet, jeśli się okaże, że się mylę. I oni nie byli tacy, jak mi się wydaje. Sprawiedliwi. Cóż, mogę się mylić, ale mam dobre intencje. Nawet jeśli moje poszukiwania funta kłaków nie są warte. Jestem przekonany, że prawdy warto szukać. Bo zawsze warto szukać dobrych ludzi. Nie ma ich za wielu na świecie. Nasi Ukraińcy nie byli rezunami. W każdym razie nie byli rezunami w takim stopniu jak inni. Coś ich powstrzymywało przed rzezią. I to mnie właśnie zastanawia. Co? Co to takiego było, że przywódcy UPA kazali im nas mordować, a oni nie zgodzili się na to. Wiedzieli, jaką zapłacą cenę. Ale nie godzili się. I powiedzieli, że nie będą mordować. Powiedzieli to jasno i prosto: – Nie będziemy Polaków mordować. – To jedno jest ważne. Bo ważne, by w morzu krwi, zbrodni i kłamstw znaleźć iskierkę nadziei i światła. By człowiek nie sparszywiał. Nie zeszmacił się. Nie zdegenerował. Właśnie odrobinki tej nadziei szukam.
Rzeczy, o których tutaj mówię, działy się między 1939 a 1945 rokiem. I to już ustaliliśmy. To żelazny fakt. Potwierdzają to zarówno Polacy, jak i Ukraińcy oraz Żyd, Joachim Birka.
Żyd wydaje się szczególnie ciekawym i ważnym świadkiem, ponieważ ukazuje daty graniczne. Nie podaje konkretnego tygodnia i miesiąca, ale wyraźnie daje do zrozumienia, kiedy się to nie mogło zdarzyć. Przynajmniej tyle. Wiedzieć, że czegoś wtedy nie było, to znaczy wiedzieć, że było to kiedy indziej. To już jest wskazówka. Z całą pewnością nie mogło się to zdarzyć wówczas, kiedy Żydzi nie znaleźli się jeszcze na liście śmierci. A nie znaleźli się na liście śmierci do roku 1941. Tak twierdzi Birka. A on wie najlepiej jak było. Bo sam jest Żydem.
Między 1939, kiedy Sowieci wbili nam nóż w plecy, jak powiada Stary Hucuł, a 22 czerwca 1941 roku, kiedy zaatakowali te ziemie Niemcy, Żydzi byli bezpieczni. Nawet czuli się jak panowie. Przyznaje to także Birka.
Drogi panie, powiada, w ciągu tych dwu lat takie zebranie nie mogło się odbyć. Bo gdyby się odbyło, wiedziałbym o tym na pewno. Byłem wtedy komendantem milicji w Podhajcach i o wszystkim wiedziałem. A Podhajce, jak się doskonale orientuję, to pana powiat. Bez mojej wiedzy nie mogło się odbyć żadne jawne ani tajne zebranie. Wiedziałem nawet, kiedy pana ojciec pojechał na targ i co kupił. Taką mieliśmy informację. Bo mieliśmy swoich agentów w każdej wsi, w każdym zakątku. Oni nam donosili o najdrobniejszych ruchach w okolicy. Wiedzieliśmy, kto gdzie idzie, co robi, czym się zajmuje i o czym mówi. Niech pan pamięta, że było nas, Żydów, bardzo dużo. Mieliśmy swoje domy w każdym miasteczku i prawie w każdej wsi. Ale najwięcej w miastach i miasteczkach. Nieraz więcej nas było niż was, Polaków. Mieliśmy swój handel, prasę, teatry, fabryki, samochody, transport. Mieliśmy swoich lekarzy, nauczycieli i swoją palestrę. Wszystko mieliśmy w swoich rękach. Władzę też. Nie było więc przed nami tajemnic, drogi panie. Dlatego nie ma mowy, by to się zdarzyło za moich czasów, bo wiedziałbym o tym.
No dobrze, panie Birka, odpowiadam, ale mordy dokonywane na Polakach, a także na Żydach, miały miejsce na naszym terenie już w 1939 roku. Przyzna mi pan rację, prawda?
W pojedynczych przypadkach przyznaję panu rację, miły panie, odpowiada Birka, ale masowych mordów wtedy jeszcze nie było.
Były, panie Birka, rzucam mu wyzwanie. Pierwszą wsią zaatakowaną przez Ukraińców był Sławentyn w naszym podhajeckim powiecie, pamięta pan?
To był 17 września 1939 roku, odpowiada Birka, stary, zgarbiony, ale mający znakomitą pamięć. Znam doskonale ten atak, kontynuuje. Miałem w tej wsi znajomych gojów. Owszem, odbył się taki napad, zamordowanych zostało tam wielu Polaków, bodajże pięćdziesięciu, ale ani jeden Żyd, drogi panie. Ani jeden. Ani tam, ani w innych wsiach. A skoro nie został zamordowany żaden Żyd, nie może być mowy o masowych mordach. To logiczne, prawda? – patrzy na mnie zimnym wzrokiem.
To prawda, panie Birka, odpowiadam, ale nie zaprzeczy pan, że w 1939 roku zostało w naszej okolicy zamordowanych co najmniej kilku Żydów. I zamordowali ich Ukraińcy.
Owszem, odpowiada Birka, potwierdzam, że w roku 1939 zamordowano kilku Żydów, ale nie po 17 września 1939 roku. Nie po tej dacie, drogi panie, ale przed tą datą. Bo po tej dacie już nasza milicja rządziła.
Wasza i ukraińska, wtrącam.
To prawda, formalnie stójkowymi byli ukraińscy milicjanci, ale to my rządziliśmy, drogi panie. To my, Żydzi, obsadzaliśmy stanowiska komendantów.
Nie wszystkie, sprzeciwiam się. Komendantami byli również Ukraińcy.
No tak, przyznaje Birka, zdarzało się, że komendantami byli Ukraińcy. Ale władzę polityczną i tak my mieliśmy w swoich rękach. Naturalnie za zgodą i przyzwoleniem Stalina, uśmiecha się. I o wszystkim wiedzieliśmy. Ukraińców mieliśmy w garści. Tak samo jak was, że ośmielę się tak brutalnie powiedzieć. Tylko że wy, Polacy, byliście w dużo gorszej sytuacji niż Ukraińcy, nie mówiąc już o nas. W swoim kraju byliście niewolnikami. Parobkami Ruskich. Sowieckimi niewolnikami. A tak się złożyło, że Sowieci nam zaufali. I kazali was pilnować. I śledzić. Więc pilnowaliśmy. I śledziliśmy. Nic bez naszej wiedzy się nie odbyło. Nic, drogi panie. Za pierwszego Sowieta my rządziliśmy. I za drugiego też my. Ale to nie ma w tej sprawie nic do rzeczy.
Trochę ma, panie Birka, powiedziałem. Trochę ma. Bo to zebranie mogło się odbyć za drugiego Sowieta, czyli już wiosną 1944 roku. Wtedy bandyci z UPA byli bardzo aktywni. Mordowali na naszym terenie. Wycięli w pień Wołyń. I ruszyli na Tarnopol.