Выбрать главу

Czuł się… Jak miał to nazwać? W pewnym sensie uświęcony. Ta wyprawa była jego wielkim życiowym zadaniem, zarówno ojciec, jak i inni mędrcy plemienia starannie wbili mu to do głowy. „Jesteśmy dumni z tego, że to ty zostałeś wybrany, Oko Nocy” – mówił wódz. – „A jeszcze dumniejsi będziemy, kiedy wykonasz swe zadanie jak przystoi Indianinowi, być może przyszłemu wodzowi plemienia. Szukaj pomocy, rady i wsparcia u duchów naszych przodków, byli przy tobie wówczas, gdy stałeś się mężczyzną, teraz także cię nie opuszczą, jeśli okażesz im należny szacunek”.

K i e d y wykonasz swoje zadanie. Tak wyraził się wódz. Nie j e ś 1 i. Te słowa nie do końca wygnały strach z jego duszy. Oni w pełni mu ufali, co więc będzie, jeżeli się nie sprawdzi? Czy plemię odwróci się wówczas od niego? Czy tak samo postąpią przodkowie?

Oko Nocy gorąco pragnął, by byli przy nim, by z szacunkiem i uznaniem obserwowali, jak wywiązuje się z powierzonego mu wielkiego zadania.

Bądźcie przy mnie, dumni przodkowie, zacne duchy, patrzące na nas z Krainy Wiecznych Łowów. Tak bardzo chciałbym postąpić słusznie. Bądźcie przy mnie, abym mógł odnaleźć piękne źródło i przyczynić się do tego, by Madragowie i Obcy wypełnili swoją misję, przynieśli ulgę i dodali sił naszej udręczonej Ziemi.

Nie zauważył nawet, kiedy znów ruszył ścieżką.

Jakże zdumiewająco podobny jest ten las do gajów i zagajników w Królestwie Światła! Tu jest zupełnie tak jak w lesie za ich osadą, Oko Nocy gotów był przysiąc, że poznaje tę grubą zakrzywioną gałąź na drzewie nieopodal.

Uszedł zaledwie kilka kroków, gdy znalazł się na przepięknej polanie. Nie zdążył nawet stwierdzić, czy już tu kiedyś był, bo zaraz…

Choć właściwie nie powinien był wierzyć własnym oczom, to jednak uznał widok, jaki się przed nim roztoczył, za całkiem naturalny.

Wokół totemu jego plemienia siedzieli przodkowie, zamgleni starością, lecz pełni dostojeństwa, od którego mogło zakręcić się w głowie. Pewien był, że to oni, widział ich wszak tamtej nocy, gdy dostąpił wtajemniczenia. Gdy wszedł na polanę, odwrócili się do niego z majestatyczną powagą.

Głos zabrał ten w pióropuszu z piór białogłowego orła:

– To ty masz uratować świat, nasz synu!

Oko Nocy pochylił głowę.

– Przybywasz wysłany nie przez Indian, zostałeś bowiem wybrany, jesteśmy z ciebie dumni, Ty-Który-Widzisz-Poprzez-Mrok.

– Uczynię, co tylko będę mógł – odparł Oko Nocy. – Jeśli zechcecie wspomóc mnie swoją siłą i mądrością.

– Pójdź więc z nami, pokażemy ci drogę.

Wstali i ruszyli między drzewa i krzewy, których jasnozielone listki obrzeżone były złotem.

Oko Nocy podążył za nimi.

ODKRYCIE CHORA

Nieprawdą byłoby stwierdzenie, że Madrag zszedł na dół z gracją.

Jakoś jednak, pojękując, dotarł na dół. Rozejrzał się dokoła.

Gdzie się podział Oko Nocy? Przecież dopiero tu był.

Dziwne.

No, jest jakieś przerzedzenie z lewej strony, prowadzące w głąb lasu. Najlepiej iść tędy. Zapewne tą właśnie drogą poszedł Indianin.

Chor kolebiącym krokiem ruszył naprzód. Wiedział, że nikt by go nie zostawił. Wszyscy uczestnicy ekspedycji byli jego przyjaciółmi. Oko Nocy zawsze okazywał mu wielką życzliwość, wypytywał o samopoczucie, Chor więc wcale się nie martwił. Przyjaciel na pewno był tuż przed nim, widać przeszedł przez ten gąszcz, pełen kwiatów najcudowniejszych barw.

W tym miejscu było niemal równie pięknie jak w Królestwie Światła, nikt by nie przypuścił, że tak właśnie może być.

Chyba że… Czy to nie jest Królestwo Światła?

Nonsens, niemożliwe!

Nie, Oka Nocy nie było po drugiej stronie zagajnika, Chor znalazł tu natomiast co innego.

W domu, w Srebrzystym Lesie, Chor pracował nad pewnym wynalazkiem, otoczonym ścisłą tajemnicą. Poza nim o wszystkim wiedział jedynie Heike.

Przy okazji należy przypomnieć o dwóch istotnych sprawach. Madragowie byli niesłychanie uzdolnioną pod względem technicznym rasą, to jedno. Druga ważna rzecz to to, że w Królestwie Światła można się było zdematerializować, przemienić w cząsteczki, które mogły się przenosić w żądane miejsce i tam materializować się na powrót.

Obcy potrafili to od stuleci. Wymagało to jednak wejścia do stacjonarnej kapsuły i poddania się procesowi dematerializacji, który dokonywał się po naciśnięciu odpowiednich przycisków, powrót następował również w określonych miejscach w podobnych kapsułach. Odbywało się to mniej więcej tak jak przesyłanie poczty pneumatycznej.

Chor natomiast chciał czegoś więcej. Pragnął, by dana istota mogła rozłożyć się na molekuły i przybyć w absolutnie każde wyznaczone miejsce bez pomocy specjalnych kapsuł.

Byłby to niesamowity, oszałamiający krok naprzód.

Chor posunął się już dość daleko w swych eksperymentach, był jednak pewien problem, którego rozwikłanie okazało się niezwykle trudne. Poza nim wszelkie kłopoty wydawały się do pokonania. Ale to akurat…

Heike służył mu pomocą. On wszak mógł się przemieszczać wedle własnego życzenia, tyle że był duchem, a to zupełnie zmieniało postać rzeczy. Chętnie podpowiadał jednak Chorowi to i owo, wyjaśniał, w jaki sposób postępują w takich sytuacjach duchy, co mówią i robią, by posłużyć się tą tajemniczą techniką. Zwykle pracowali na wielkim obszarze Srebrzystego Lasu, który oddano do dyspozycji Madragów. Bohater z Ludzi Lodu udzielał Chorowi rad, niekiedy bardzo dobrych, innym razem zupełnie nieprzydatnych. We dwóch spędzili wiele wesołych chwil.

Chor ujrzał przed sobą właśnie Srebrzysty Las, a właściwie owiany legendą Złocisty Las, stanowiący samo jądro Srebrzystego. A zatem był w domu, w Królestwie Światła.

Natychmiast dał znać Kirowi, który został teraz sam przy J1. Kiro z początku nie chciał mu wierzyć, no ale przecież światło…

Chor z zapałem opowiadał mu o swoim eksperymencie. Zrozumiał, że wszystko się powiodło: zatęsknił za domem, za Królestwem Światła, choć głośno nikomu się do tego nie przyznał, no i cały J1 przeniósł się właśnie tam.

– To na pewno dlatego straciliśmy łączność z J2 – cieszył się Chor. – Znów trafiliśmy do jasnego świata, z którego nie ma przecież połączenia z Górami Czarnymi. Halo, Kiro, tracę z tobą kontakt. Jesteś tam jeszcze?

Usłyszał, jak Strażnik obiecuje, że powiadomi o wszystkim pozostałych, a później głos Kira zanikł i Chor nagle poczuł się kompletnie osamotniony.

Bo gdzie się podział Oko Nocy? Nie było go w pobliżu. A Kiro został teraz przy J1 sam. Co więc stało się z innymi? Tymi, którzy poszli za mną? pomyślał Chor. Dyskretnie zawołał „hop, hop”, lecz nie doczekał się odzewu.

No cóż, skoro i tak są w Królestwie Światła, nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Nagle coś ścisnęło go za serce. A co z J2? Przecież jeśli tamci nie mogli nawiązać łączności z jego Juggernautem, to znaczy, że J2 wciąż znajduje się w Górach Czarnych.

Chor począł czynić sobie wyrzuty. To jego wina, to on zdradził towarzyszy! Czy nie mógł również ich sprowadzić do domu, posługując się myślą?

Nie, to oczywiście niemożliwe. A poza tym, kto by się ucieszył na wieść, że połowa ekspedycji wróciła, niczego absolutnie nie dokonawszy?

Madrag aż po grzywkę zaczerwienił się ze wstydu. Musi spróbować zabrać swoich towarzyszy z powrotem w Góry Czarne. Ale jak to zrobić teraz, gdy się rozpierzchli, a on sam tak bardzo oddalił się od Juggernauta?

Usiłował odszukać drogę do pojazdu z nadzieją, że spotka wszystkich, którzy wyszli zaraz za nim, lecz nikogo nie widział, a i drogi odnaleźć nie mógł.