Выбрать главу

Ach, nie, nie znów, pomyślał, przecież ja nie jestem czarodziejem.

Ale może oni właśnie tak mnie widzą? Nie, naprawdę mam nadzieję, że tak nie jest. A już na pewno nie jestem bogiem, nawet jeśli ktoś tak uważa. Jestem zwyczajnym przyzwoitym człowiekiem, który niekiedy bywa także bardzo zmęczony.

No cóż, niemal zwyczajnym.

Rozumiał jednak, że coś zrobić trzeba. I to czym prędzej.

– Taki sam sposób postępowania jak z larwami? – spytał Faron.

– Tak zapewne będzie najbardziej humanitarnie – kiwnął głową Marco. – I wydaje mi się, że w ten sposób naprawdę zirytujemy potężnych władców. Dolg! Cień, Mar i Shira, wobec tego ruszamy.

– Nie ma z nami Sol – przypomniała Shira. – Ale postaramy się zrobić, co w naszej mocy.

Podczas gdy skrzydlate potwory na nowo rzuciły się do ataku na opancerzony kadłub J2, pięcioro znających się na czarach rozpoczęło swoje zaklęcia. Marco bardzo się niepokoił. Olbrzymich prządek było tak wiele, że nigdy nie zdołaliby ich pokonać. Straszne były także ich rozmiary, patrzył w owadzie oczy wznoszące się nad jego głową, choć i on, i stwór stali na tym samym poziomie. Wiedział jednak, że nie wolno mu się zachwiać ani zwątpić.

W czasie gdy inni odmawiali zaklęcia, galdry czy czarnoksięskie formuły, Marco skupił całą swą wolę na przenikaniu w świadomość, jeśli można to tak określić, strasznych owadów. Być może nie należało mówić o owadach, skoro stwory miały długość blisko dwu metrów, lecz w gruncie rzeczy tym właśnie były. Marco czuł, że zmaga się z naprawdę potężnymi siłami, które kiedyś rzuciły urok na te ćmy, lecz się nie poddawał. Wbijał stworzeniom do głów dobroć i zrozumienie, zaklęciami zmuszał, by powróciły do swych pierwotnych rozmiarów, starał się objąć swym działaniem całą hordę naraz, niemożliwe bowiem byłoby zajmowanie się każdym potworkiem z osobna. Trwałoby to zbyt długo, pochłonęło zbyt wiele sił, a ponadto naraziłoby ich na atak tych owadów, które akurat nie znajdowałyby się pod ich wpływem.

Czuł, że działanie przyjaciół odnosi skutek, do niego jednak należało wykonanie decydującego ruchu. Wespół dysponowali naprawdę wielką siłą. Gdy zobaczył, że znajdujące się najbliżej straszydła zaczynają się zmniejszać, zadrżał podniecony. Oby tylko zaklęcia podziałały na wszystkie ćmy jednocześnie.

Marco usłyszał ciche westchnienie Dolga i zaraz zorientował się, co było jego powodem. Najpierw, jeszcze wtedy gdy bestie wciąż zachowały swe wyolbrzymione rozmiary, odpadły żądła, one wszak nie były naturalnymi organami tych owadów. Potem i same prządki zaczęły się kurczyć, w każdym razie te, które miał w zasięgu wzroku.

Usłyszał szept Rama:

– Nie przerywajcie, zmniejszają się. Wszystkie.

Marco kątem oka obserwował Mara i Cienia. Czoła im błyszczały, włosy lepiły się od morderczego wysiłku, jakim było zaklinanie.

Pozostała część grupy czekała. Wyraźnie było widać, że ćmy atakują coraz mniej zapalczywie. Może nie miały takiej śmiałości, pozbawione żądeł, lub instynkt im podpowiedział, że przeciwnicy są teraz od nich więksi.

Gdyby owady miały dość rozumu, odfrunęłyby, gdy ich ciała wciąż jeszcze miały długość jednego metra. One jednak podlegały rozkazom zła i zapewne nie mogły zaprzestać daremnych prób sforsowania metalowego pancerza za pomocą skrzydeł i słabych już teraz szczęk.

Pozostały więc przy Juggernaucie, stale się kurcząc.

Wreszcie osiągnęły naturalną wielkość. I tak były stosunkowo duże jak na nocne motyle.

– Co z nimi zrobimy? – mruknął Cień do Marca.

Książę Czarnych Sal zastanawiał się przez chwilę.

– Trudno zdecydować. One przebywają wszak w samym środku Gór Czarnych, nie na skraju, tak jak larwy.

– Potrafią jednak fruwać.

– Owszem, wszystko jednak zależy od tego, na ile mocno tkwią w szponach zła. Spróbujmy wpoić im myśli o dobroci i o ucieczce z tego obszaru w przyjemniejsze okolice. Czy to się uda, nie wiemy. Być może zło dogoni je po drodze i znów przeobrażą się w potwory.

Cień kiwnął głową na znak aprobaty.

Marco naradzał się z Gerem i Frekem. W jakim kierunku powinny udać się owady, by uniknąć największego zagrożenia?

Wilki uznały za wielki zaszczyt, że potężny książę prosi je o radę. Pokazywały i wyjaśniały, w jaki sposób oddalić się jak najbardziej od góry zła, nie będąc przy tym dostrzeżonym. Owady powinny przekradać się przez doliny wzdłuż pasma gór, co będzie dla nich łatwiejsze teraz, gdy na powrót stały się takie małe.

Wszystko to Marco i jego przyjaciele starali się przekazać prządkom.

Szary legion gromadą oddalił się od J2 w poszukiwaniu schronienia w Ciemności.

W ostatniej chwili Marco posłał jeszcze ćmom nieco może żartobliwą, lecz wynikającą z prawdziwej troski myśclass="underline" „I bądźcie łagodne dla tamtejszych lasów!”

Uczestnicy ekspedycji odetchnęli z ulgą. Powietrze zostało oczyszczone. Na ziemi pozostało tylko mnóstwo żądeł, które z wolna rozpływały się w nicość. Były wszak jedynie dziełem złych myśli, wytworem czarów.

– Co się stało?

– Szary legion uciekł, na powrót przemieniony w robactwo.

– Sprowadzić ich z powrotem!

– Na nic się to nie przyda. Wśród naszych wrogów jest co najmniej jedna potężna moc. Jego dzieła nie da się odmienić.

– To niemożliwe. Nie istnieją dobre moce obdarzone taką potęgą. Nasza siła jest zawsze większa, pamiętajcie o tym!

– Sam więc zajmij się sprowadzeniem tych robaków!

– Co takiego? Ja? Miałbym… Poślijcie po niezwyciężonego!

– Nie wpadaj w histerię. Mielibyśmy wykorzystać naszą atutową kartę do sprowadzenia marnych ciem, gdy naszymi fundamentami po raz pierwszy wstrząsnęła tak niebezpieczna obca moc? Najbardziej niebezpieczna, z jaką dotychczas mieliśmy do czynienia. Strażnicy i Obcy są niczym w porównaniu z tymi, którzy teraz nadchodzą. Wyślijcie owadożerców w pościg za szarym legionem i skupcie się na prawdziwym wrogu.

– Teraz ty wykazujesz się głupotą. Jakiż sens ma tracenie czasu i sił na dalsze unicestwianie tych robaków? Cóż to ma za znaczenie, czy zostaną pożarte czy nie?

– Zasłużyły na karę.

– Wykorzystaj wszystkie zasoby do zwalczenia intruzów! Za wszelką cenę nie mogą się spotkać.

– Masz rację, niech ćmy lecą tam, gdzie się im podoba, my musimy mieć oko na tych, którzy się tu wdarli. Wystawić podwójne straże przy tym okropnym jasnym źródle!

– Nie dotrą do niego, za wiele sobie wyobrażają.

– Zastanawiam się, kim są, co to za moc. Gdybyśmy to wiedzieli, mielibyśmy nad nimi przewagę.

– Niewątpliwie. Zastanówmy się. Znamy już tych, którzy trafili do doliny niespełnionych życzeń. Wśród nich, o ile dobrze zdołaliśmy się zorientować, była tylko jedna osoba obdarzona taką mocą. Ta kobieta, czarownica. Jej powinniśmy na razie unikać, pozostali nie mają znaczenia.

– Racja. Ci najbardziej niebezpieczni znajdują się w tym drugim żelaznym pojeździe. Jak zdołamy wyciągnąć z nich tajemnicę? Kim są i ile potrafią?

– Może moglibyśmy… niechże się zastanowię… A co wy na to, gdybyśmy z pojazdu uwięzionego w dolinie straconych złudzeń pojmali najsłabsze wśród nich ogniwo? Może wtedy zdołalibyśmy wydusić jakąś odpowiedź?

– Rozjaśniasz moje życie. A kto wśród nich jest najsłabszy?

– Wedle mojej oceny jest ich dwoje. Wojownik, który okazał gniew, jak się okazało, pełen nienawiści, no i żałosna dziewczynka, ta od kota.

– Ach, ona, oczywiście! Nie wydaje mi się, że moglibyśmy skupić się na tym wojowniku z mieczem. Jego wola może uderzać w obie strony, równie dobrze mógłby się nam sprzeciwić, a wtedy nic z niego nie wyciągniemy. Nie, dziewczyna jest właściwą osobą. W strachu zdradzi nam wszelkie informacje, jakie nas interesują. Ale drugi raz nie nabierze się na kota.