– To prawda, musimy wymyślić coś innego. Ile ona ma lat?
– Hm, dziesięć, może dwanaście.
– Tak, na tyle właśnie wyglądała. Wobec tego wyślemy do niej jakiegoś sympatycznego jedenastoletniego chłopca,
– Świetnie się to zapowiada. Zaczynamy natychmiast, nie mamy czasu do stracenia.
10
W J1 Kiro zarządził odpoczynek. Wszyscy potrzebowali snu. Sam postanowił objąć pierwszą wartę, usiadł więc w wieżyczce, skąd miał rozległy widok na czarną dolinę.
Być może właśnie dlatego nie zauważył, co się dzieje tuż przy pojeździe, z tyłu, od strony góry, na którą właściwie nie zwracał uwagi. Na początku jednak coś działo się tuż przed nim, choć i tego nie zauważył.
C o ś zbliżało się do J1 ukradkowymi długimi skokami. Zawsze wtedy, gdy uwaga Kira skierowana była gdzie indziej, coś ciemnego, wyglądającego jak cień, biegło od skały do skały, pokonując na raz tylko krótki odcinek, ale wreszcie dotarło do potężnej machiny.
To, co ukryło się za rogiem J1, nie było niczym przyjemnym. Ohydna, budząca grozę postać, skulona i świadoma celu. Liczyło się dla niej jedno: zdobyć sławę i uznanie, a to właśnie było możliwe przy wypełnianiu takiego zadania.
Stwór kucnął przy gąsienicach, odetchnął, zebrał siły na przemianę. Jakaż ohydna ta kupa żelastwa! Wielka, paskudna i niebezpieczna.
Młoda dziewczyna? To pestka. Wiele można osiągnąć, jeśli właściwie rozegra się karty. Dodatkowe korzyści… Poprawił to, co uniosło się pod przepaską na biodrach. Ale po kolei, nie wolno się teraz spieszyć.
Dziesięć, dwanaście lat? Wspaniale. On miał uosabiać jedenastolatka i zmusić tę dziewczynkę, żeby się w nim zakochała. Drobnostka! Ach, doprawdy, czy on nie może zachowywać się spokojnie? Ale już sama myśl pociągała go tak nieodparcie, że zaczął się ślinić.
To on, to jemu dano tę szansę, a nie jego kompanom. Właśnie jemu. Spróbuje wykonać zadanie jak najlepiej. Nie rzuci się od razu na tę dziewczynę, wstrzyma się, zaczeka, aż nadejdzie odpowiedni moment.
Później. Potem. Kiedy wypełni już zadanie… Gdzie ona może być? Tyle tu małych okienek. W niektórych całkiem ciemno, niczego nie widział, przez inne nie mógł zajrzeć do środka. Musi teraz bardzo uważać, nie może się spieszyć. Nie wolno mu popełnić żadnego błędu.
W tym czasie Kiro miał wizytę. Do pokoju w wieżyczce na palcach weszła Sol. Kiro uśmiechnął się do niej.
– Nie powinnaś spać?
– Jedna z zalet bycia czymś pośrednim między duchem a człowiekiem polega na tym, że sama mogę zdecydować, czy chcę się położyć spać czy też nie. Duchy nie sypiają, ludzie natomiast tak. Pomyślałam sobie, że dotrzymam ci towarzystwa.
– Świetnie. Trochę to jednostajne, ciągle prowadzić rozmowy tylko z samym sobą.
Stanęli zapatrzeni w martwą dolinę.
– Jakaż ona straszna – mruknęła Sol. – A mimo to kryje się w niej jakieś tragiczne piękno.
– To prawda. Krajobraz nie prosił o to, by tak wyglądać. Pamiętasz, że wśród ostrych skał tu i ówdzie rosły kalekie skamieniałe drzewa?
– Tak, sprawiały wrażenie pokrytych sadzą, osmalonych, jak gdyby spłonęły.
W wiecznej nocy na zewnątrz panowała cisza. Znikąd od dawna już nie dobiegał żaden krzyk. Od czasu triumfalnego pogardliwego śmiechu, którego nikt w J1 nie mógł pojąć, nie słyszano już tajemniczego, przeraźliwego zawodzenia z Gór Czarnych. Jak gdyby tamten chór czekał w milczeniu na to, co wkrótce się stanie.
– Podobno musisz dokonać wyboru – powiedział Kiro. – Marco postawił ci ultimatum. Gdy powrócimy do domu, powinnaś zdecydować, czy chcesz dalej być duchem czy też człowiekiem. Czy wiesz już, co wolisz?
– Nie. A ponieważ on jest taki niemądry, że nie chce mi pozwolić, bym była i jednym, i drugim zarazem, bardzo trudno jest wybrać. A co ty o tym myślisz?
– Ja? – uśmiechnął się. – No cóż, musisz zdecydować sama.
– Chodzi mi o to, jaką Sol byś wolał.
Kiro długo przyglądał jej się z ukosa.
– To jasne, że mieliśmy z ciebie wiele pożytku jako ducha, który potrafi w dodatku czarować, lecz osobiście…
Brzmiało to obiecująco.
– Tak? – zachęcająco rzuciła Sol.
Lecz Kiro zaczął mówić o czym innym.
– Popatrz na tamten szczyt, wygląda naprawdę, jakby miał rogi.
– Tylko nie mieszaj w to wszystko chrześcijańskiego szatana. Odmawiam. Chociaż rzeczywiście to wygląda jak rogi. A poza tym nie próbuj się wykręcić od odpowiedzi na moje pytanie.
Kiro nakrył dłonią rękę Sol spoczywającą na balustradzie przy oknie. Sol natychmiast cofnęła rękę.
– Nie, nie wolno ci mnie dotykać, bo wtedy lemuryjska siła przyciągania natychmiast zaczyna działać, a nie czas na to teraz.
– Nie zamierzałem próbować w żaden sposób na ciebie oddziaływać – oświadczył zdumiony.
Sol oddychała głęboko.
– A więc to prawda? To wy decydujecie, czy jakaś nieszczęsna dziewczyna ma ulec waszemu urokowi?
Kiro odwrócił się i nonszalancko podszedł do stolika kontrolnego.
– Oczywiście, że tak.
– Ale to się nie zgadza – oświadczyła Sol zaczepnie. – Wydaje mi się bowiem, że Ram, który tak kocha Indrę, nigdy nie chciałby oddziaływać na Elenę, a tak właśnie się stało raz, kiedy ją objął.
– To zupełnie co innego. On po prostu chciał ją pocieszyć. Pragnął dać Elenie spokój, poczucie bezpieczeństwa, nic innego.
– Ale prawie ją przy tym podniecił.
Kiro zrezygnowany pokręcił głową.
– W takim razie to oznacza, że Elenę łatwo podniecić.
Sol zastanawiała się.
– No cóż, może masz rację, w tamtym czasie Elena gotowa była oddać się każdemu, kto okazałby jej bodaj odrobinę zainteresowania.
Kiro uśmiechnął się.
– Musisz wyrażać się tak bezpośrednio?
– Phi, a co w tym złego? Ale Kiro… Z samej tylko czystej ciekawości… Czy nie możesz zrobić tego, co wówczas Ram? Dać mi spokój, poczucie bezpieczeństwa i pociechę? Bogowie wiedzą, jak bardzo tego potrzebuję.
– Myślisz, że to mądre?
– Nie jestem Eleną. Potrafię wyczuć różnicę między przyjaźnią a erotyką. Pociesz więc mnie trochę.
Kiro się wahał. Wreszcie jednak podszedł i przyciągnął Sol do siebie, przytulając jej głowę do swego ramienia.
– Ach, to boskie – westchnęła piękna czarownica. – Trzymaj mnie tak choćby przez chwilę. Przez całą wieczność. Wiesz przecież zresztą, że jako duch jestem częścią wieczności.
Kiro pogładził ją po ciemnych włosach.
– Wiem.
Sol z wolna poczuła, że w jej ciele zaczyna budzić się coś niezwykle silnego, czego wkrótce nie da się już opanować. Gwałtownie odsunęła się od Strażnika.
– Widać mimo wszystko jestem podobna do Eleny – mruknęła, chcąc uciec.
Kiro jednak przytrzymał ją za rękę i zmusił, by odwróciła się do niego.
– Nie – zaprotestował cicho. – Nie jesteś taka jak Elena.
Sol rozzłościła się.
– Chcesz powiedzieć, że rozpaliłeś mnie celowo?
– Nie, Sol, to nie było celowe. Po prostu tak się stało. Ja sam zareagowałem na twoją bliskość. Wcale nie miałem takiego zamiaru.
Sol rozjaśniła się blaskiem, który bił jakby z jej wnętrza. Uśmiechała się coraz szerzej.
– Nie mogłabym usłyszeć cudowniejszego komplementu – stwierdziła. – W dodatku od Lemuryjczyka, tak doskonale umiejącego nad sobą panować. Ale teraz najlepiej chyba będzie, jak się stąd ulotnię.
– Mnie też się tak wydaje. Bo chyba jeszcze nie dojrzeliśmy do tego, prawda?