Выбрать главу

Komnata właściwie była straszna, tym straszniejsza, im dłużej dziewczynka się jej przypatrywała. Na ciężkich, eleganckich meblach widniały głębokie nacięcia i zadrapania, powstałe jakby od uderzeń miecza lub topora, ściany i sufit poplamione były krwią, a w ciemnym kącie Sassa dostrzegła coś, co mogło być narzędziami tortur.

Ostatkiem woli zdołała zapanować nad narastającym w niej lękiem.

Mężczyzna, który musiał być Nardagusem, podszedł do niej, wsunął jej lodowaty palec pod brodę i w ten sposób zmusił, by wstała. Dziewczynka nie potrafiła oprzeć się jego rozkazowi.

Źle się to zapowiada, pomyślała. Jeśli nie potrafię mu się sprzeciwić, będzie ze mną krucho.

Jakież on ma straszne oczy! Wpatrywały się w nią, a Sassa miała wrażenie, że spogląda prosto w głąb zielonego płomiennego piekła. Czy istnieje w ogóle coś takiego? Brzmiało to wręcz barokowo, lecz tak właśnie czuła.

Przebywanie w Górach Czarnych wyraźnie wywarło wpływ na Nardagusa. Sassa zastanawiała się, czy pił on ze źródła ciemnej wody. Nie, raczej nie, lecz na pewno przebywał w jego pobliżu. Pewne natomiast, że zajmował tu wysoką pozycję. Być może był najwyższym wasalem potężnych władców, tych, którzy naprawdę pili u źródła.

– Kimże ty jesteś? – spytał.

W tym momencie Sassa uczyniła pierwszy inteligentny ruch szachowy podczas całej podróży.

– Nie rozumiem – oświadczyła po norwesku.

Nardagus zmarszczył czoło.

– Jakimż to językiem ona mówi? Kto w naszym królestwie może go znać?

Pozostali wzruszyli ramionami.

Co mam robić, zastanawiała się Sassa wzburzona, czy spróbować usunąć maleńkie, prawie niewidzialne aparaciki z ramienia? Łatwiej mi wtedy będzie opierać się atakom nieprzyjaciół. Bo gdy się czegoś nie rozumie, no to się nie rozumie, i nie można nikogo zmusić do odpowiedzi. Ale z drugiej strony, zatrzymując aparaciki, mogę odnieść pewne korzyści. Ci obrzydliwcy nie wiedzą, że rozumiem, co mówią, i dzięki temu być może uda mi się zdobyć niezwykle cenne informacje.

Nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać i dokonać jakiegoś wyboru, bo związano jej ręce na plecach. Postanowiła jednak, że tak długo jak się da, będzie udawać, że nic nie pojmuje. Cała trzęsła się ze strachu i miała tylko gorącą nadzieję, ze nie przyjdzie im do głowy ją torturować, bo tego, tak przynajmniej sądziła, nie wytrzyma.

Ach, czy nikt nie może mi pomóc? myślała zrozpaczona. Błagam was, pospieszcie mi na ratunek, to się nie może dobrze skończyć!

Potworny Nardagus zasiadł w swoim krześle i zamyślony odchylił się w tył. Przyglądał jej się badawczo.

– Jeśli my nie rozumiemy jej mowy, a ona naszej, jest dla nas bezwartościowa – stwierdził niewyraźnie. – Można ją jedynie… Tak, tak – zwrócił się do stwora, który przyniósł Sassę, a teraz gwałtownie wymachiwał rękami. – Dostaniesz swoje wynagrodzenie, ale marny połów przyniosłeś. Musimy znaleźć kogoś, kto zrozumie jej język. Albo… spróbujemy po angielsku. To język, który na ziemi znają prawie wszyscy.

Powiedział do niej kilka słów po angielsku. Sassa udała głupią i przekonująco pokręciła głową. Nardagus przeszedł więc na francuski, potem na niemiecki, rosyjski, hiszpański. Powiedział też parę wyrazów, które brzmiały jak chiński, a wszystko to bez jakiejkolwiek reakcji ze strony Sassy.

Popatrzyła z boku na drugiego z mężczyzn i spoglądając pod tym kątem, odkryła coś makabrycznego. Coś, w co trudno było uwierzyć. Mężczyzna sprawiał wrażenie, że się żarzy, wprost świeci. Mało brakowało, a rozdziawiłaby buzię ze zdziwienia, opanowała się jednak i nic po sobie nie pokazała. Zrozumiała teraz, skąd bierze się ciepło i światło w pomieszczeniu. Pochodziło od niego!

To niepojęte!

Gdzie bywał ten człowiek, że zdobył takie właściwości? Kim był? Zwyczajnym niewolnikiem, którego górska arystokracja używała jako kominka? Czy też został w jakiś sposób wywyższony? Do tej pory nie odezwał się ani słowem, choć nosił równie eleganckie szaty jak kobieta. Któż to taki?

Nagle Sassa drgnęła.

– Mam wrażenie, że ona wszystko rozumie – odezwała się niespodziewanie ostrym głosem kobieta – Ona nas rozumie, poznaję to po jej oczach.

– Jak to możliwe, by znała nasz język?

Kobieta popatrzyła chytrze.

– Nie wiem. Spróbuj jeszcze raz odezwać się po angielsku, mam wrażenie, że wtedy coś jej zaświeciło.

Bzdury, pomyślała Sassa. Rozumiałam was przez cały czas, ale mówcie dalej, ja i tak wszystko wytrzymam.

Wstrętny Nardagus podszedł bliżej.

– A więc rozumiesz po angielsku. No, gadaj więc, kto jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wśród was? Skąd pochodzi?

Sassa tylko patrzyła na nich niemądrze. Była przekonana, że doskonale sobie radzi.

– No cóż. – Nardagus odwrócił się do niej plecami. – Wobec tego będziemy zmuszeni uciec się do zupełnie innych metod.

Nigdy nie znajdą tu nikogo, kto mówiłby po norwesku, pomyślała triumfująco dziewczynka. Żaden Norweg nie ma w sobie tyle zła, by wpaść w szpony Gór Czarnych.

Lecz oni wcale nie zamierzali szukać geniusza znającego wiele języków. Przynajmniej na razie.

Gdy Sassa pojęła, jaki jest ich plan, krzyknęła głośno z przerażenia i rozpaczy. Spodziewała się, że tortury polegać będą na miażdżeniu kciuków, chłostaniu i podobnych próbach. I na to wewnętrznie się już przygotowała.

Gdy spostrzegła, co przynieśli, osunęła się na kolana i wybuchnęła pełnym goryczy płaczem.

Wiedziała już, że jest stracona. Jedynie zdradzając tożsamość przyjaciół zdoła nie dopuścić do tak straszliwego okrucieństwa.

12

W J1 Chor zmienił Kira, który natychmiast, gdy tylko położył się na łóżku, zapadł w sen. Wszyscy inni także spali. W czarnej skalistej dolinie panował spokój.

Ale wysoko na wzgórzu załoga J2 z całych sił starała się dotrzeć do przyjaciół.

Tich obserwował armię niewolników. Stali uzbrojeni po zęby, zdecydowani na wszystko. Oczy jarzyły im się czerwonawym blaskiem, co prawdopodobnie wynikało z ich zdolności do widzenia w ciemności. Wyglądało to niczym morze maleńkich, rozżarzonych punkcików w wiecznym półmroku Gór Czarnych.

– Co zamierzasz zrobić, Tich? – spytał Ram bezdźwięcznie.

– W y d a j e mi się, że moglibyśmy wykorzystać jeden z naszych specjalnych wynalazków – odparł Madrag z pewnym zadowoleniem i radosnym wyczekiwaniem w głosie.

– Czy nie za blisko do nich podjeżdżasz? – wtrącił się Dolg.

– Muszą się znaleźć tuż-tuż, niech nawet próbują zdobyć Juggernauta. Trzymajcie się teraz mocno!

Na dole, w dużym pomieszczeniu J2, wszyscy patrzyli na nieprzeliczoną gromadę potworów, która z piekielnym wrzaskiem rzuciła się na pojazd.

Tich przesunął jakąś dźwignię.

Okrzyk bojowy przemienił się w wycie strachu i grozy. Z Juggernauta wystrzeliły długie ostre kolce, przypominał teraz jeża, przygotowanego do obrony.