Jori wyszedł, ale bardzo prędko wrócił.
– Nie znalazłem jej w łóżku, nie było jej też pod prysznicem.
Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie. Dosłownie przeczesano całego J1, na jakiś czas dramat rozgrywający się na wzgórzu stracił widzów.
Ale Sassy nigdzie nie było.
– Jak ona może być tak głupia… – zaczęła Sol gwałtownie. Dokończyła jednak spokojniej: – Nie, ona nigdy nie wyszłaby stąd dobrowolnie, przecież wszystkiego się tak boi.
– Niczego nie słyszałem – martwił się Kiro.
– Ja też nie, a przecież trzymałem wartę – dodał Chor. – Ale drzwi otwierają się tak cicho, a nie przypatrywałem się czerwonej lampce, która świeci, gdy się je otwiera.
– Coś musiało ją stąd wywabić – stwierdził Yorimoto. – Oszukać. Ta dziewczynka nie wyruszyłaby samotnie na poszukiwanie przygód.
– Na Boga – mruknął Jori, któremu aż pobielały wargi. – Co my teraz zrobimy?
Kiro postanowił działać.
– Oko Nocy, Yorimoto, Jori, wyjdźcie zbadać najbliższą okolicę, lecz nie oddalajcie się zanadto, nie możemy stracić nikogo więcej.
Indrze serce ścisnęło się w piersi. „Nikogo więcej?” To tak, jakby Sassa już…
Sol przerwała jej smutne rozważania.
– A co zrobimy z J2? Czy nie powinniśmy ruszyć im z pomocą?
– Owszem – zgodził się Kiro. – Ale na razie nie możemy opuszczać tego miejsca, musimy tu być na wypadek, gdyby Sassa wróciła.
– A jeśli i nas otoczy mgła? Jeśli powróci tu i znów wyprowadzi nas na manowce?
– Potrafię temu zapobiec – zdecydowanie oświadczył Chor i pociągnął za jakieś dźwignie.
Natychmiast solidne, ostro zakończone pale ze stali wbiły się w ziemię, w ten sposób kotwicząc Juggernauta.
– Niech się strzeże ten, kto ośmieli się go przemieścić!
Oko Nocy, Jori i Yorimoto już wyszli na poszukiwanie Sassy. Słychać było, jak się nawołują. Sol chciała się do nich przyłączyć jako duch, któremu łatwiej się poruszać, lecz Kiro ją zatrzymał. Czarownica, wzruszona jego troskliwością, została we wnętrzu pojazdu
Obserwowali dramat rozgrywający się na wzgórzu i widzieli, jak krwistoczerwone błyski zmusiły mgłę do odwrotu, a potem zdławiły.
– To farangil – cierpko powiedziała Indra. – Doskonale wywiązuje się z zadania, jak widzę. Ale Dolg nie powinien go używać.
– Prawdopodobnie nie mieli innego wyjścia – orzekł Kiro.
Pewnie tak, również oni musieli to zrozumieć.
Trzej mężczyźni wrócili do pojazdu. Nigdzie nie natknęli się na żaden ślad Sassy, lecz Oko Nocy wytropił co innego:
Obrzydliwe, cuchnące ślady nieznanej istoty, która kręciła się wokół Juggernauta. Kolejne ślady wskazywały na to, że owa istota oddaliła się skokami, i to ze sporym ciężarem.
Było więc tak, jak przypuszczał Yorimoto. Sassa została wywabiona z Juggernauta i uprowadzona.
– Jak zdołamy powiedzieć o tym Marcowi? – cicho spytał Oko Nocy.
Dobrowolnie zgłosił się do wytropienia tego, kto uprowadził dziewczynkę.
Podziękowali mu, Oko Nocy bowiem to właściwa osoba do tropienia śladów, lecz jednocześnie obudziło się w nich wiele wątpliwości. Indianin był wszak wybranym, tym, który miał udać się do źródła jasnej wody. Co będzie, jeśli on również zniknie?
– Czy nie powinniśmy zaczekać na pozostałych? – zaniepokoił się Chor.
Wyjrzeli przez okno. Przez moment nie mogli dostrzec J2, bo grzbiet wzgórza zasłaniał widok, przypuszczali jednak, że upłynie trochę czasu, zanim drugi Juggernaut do nich dotrze. Jeśli w ogóle to się stanie, wyglądało na to, że wróg przygotował kolejne zasadzki.
– Nie mogę czekać zbyt długo – oświadczył Oko Nocy, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. – Ślady wystygną.
– Pójdę z tobą – postanowiła Sol.
– Nie! – spontanicznie zaprotestował Kiro, a Sol, dziękując mu za to, odruchowo pogłaskała go po ręce.
– Owszem – powiedziała stanowczo. – Przyda mu się ktoś, kto zna parę czarodziejskich sztuczek.
Inni także uważali, że to dobry pomysł, Kiro musiał więc ustąpić. Ale na zadowolonego nie wyglądał.
Jakiś ty słodki, pomyślała Sol, wychodząc z pokoju. Można by się w tobie prawie zakochać. Ale nie należy się zakochiwać tylko dlatego, że ktoś się zaczyna tobą interesować. Trzeba kierować się własnymi uczuciami, a nie uczuciami tej drugiej strony.
Gdy jednak wyszła za Okiem Nocy w pogrążoną w mroku dolinę, wciąż miała przed oczami zatroskaną twarz Kira. Musiała przyznać, że gdyby się zdecydowała na niego, nie byłby to wcale niemądry wybór.
A wszystkie te rozterki wynikały stąd, że Sol z Ludzi Lodu tak dotkliwie się sparzyła w swoim ziemskim życiu. Całą zimę mieszkała z młodym Klausem, lecz wcale nie dlatego, że go kochała. On ją wręcz ubóstwiał, a jej żal się zrobiło sympatycznego, nieszczęśliwego parobka, który okazał się zresztą doskonałym towarzyszem łóżkowych zabaw. Wydawało jej się, że zakochała się w przystojnym szlachcicu, lecz po gorącej miłosnej nocy odkryła, kim był: człowiekiem, który zniszczył niemal cały ród Ludzi Lodu. Przybiła go widłami do ściany szopy, ogarnięta szalonym gniewem, jakiego nigdy przedtem nie czuła. Z Jacobem Skille tylko się bawiła, o żadnych uczuciach z jej strony nie mogło być mowy. A jeszcze gorsza była krótka noc spędzona z katem, bo wtedy odcięła się od wszelkich uczuć.
Nie, Sol doprawdy niewiele wiedziała o miłości i dlatego teraz postanowiła zachowywać ostrożność. Musiała mieć całkowitą pewność, że wszystko jest takie jak być powinno, i chciała naprawdę się zaangażować w związek z człowiekiem, którego wybierze.
Jeśli w ogóle kiedyś kogoś takiego znajdzie.
Rzuciła jakąś żartobliwą uwagę, roześmiała się beztrosko i wraz z Okiem Nocy zniknęła w głębszym mroku w dolinie.
Ram wyglądał przez okno J2. Wypatrywał Juggernauta, w którym przebywała Indra. Znajdowali się teraz na dnie wielkiej doliny i kierowali się w stronę czarnego zbocza. Od pewnego już czasu pozwolono im jechać w spokoju, na drodze nie wyrastały żadne nowe przeszkody. Dlaczego tak jest, zastanawiał się, czyżby wróg tak łatwo się poddawał?
Nie mógł w to uwierzyć i dlatego właśnie bardzo się niepokoił. Tak blisko przyjaciół – i Indry, chyba z tego powodu ogarnął go strach. Teraz wszystko toczyło się zbyt gładko.
Okrążyli wielkie wzgórze i zobaczyli J1! O wiele bliżej, niż się tego spodziewali.
Stał jednak tak, jak widzieli go z góry, jak gdyby w niewidzialnym paśmie mgły, sprawiającej, że przypominał drgającą fatamorganę. W słoneczne, lecz mgliste dni zdarza się niekiedy, że wysepki czy łodzie zdają się drgać w powietrzu uniesione nieco nad powierzchnię morza. Różnica polegała tylko na tym, że tu nie było przecież słońca, jedynie czarne cienie w ciemnej szarości.
Ale J1 tam był. Był tam naprawdę.
On jest pusty, pomyślał Ram, by nie dać się zaskoczyć rozczarowaniu. Pusty i opuszczony, inaczej nigdy nie pozwolono by nam się do niego zbliżyć. Albo też… Albo wszyscy leżą w środku, martwi.
Serce zadudniło mu w piersi, tak wielkie znaczenie dla niego miała możliwość porozmawiania z Indrą, powiedzenia jej, że wolno im już być razem. Ofiarowanie jej całej jego niczym nie skrępowanej miłości Równie ważne było oczywiście stwierdzenie, że wszyscy pasażerowie J1 są cali i zdrowi, usłyszenie ich głosów, połączenie się z nimi i na powrót utworzenie kompletnej grupy. Akurat teraz to było najważniejsze. Jasne źródło i wszystko inne musiało poczekać. Teraz najistotniejsi byli ludzie, za których on był odpowiedzialny. Owszem, nazywał ich ludźmi, choć przecież w tamtej grupie znajdował się Lemuryjczyk, Madrag i duch czy też częściowy duch, bo przecież nie wiadomo, kim czy też czym była obecnie Sol i jak należało ją nazywać.