Выбрать главу

– Na pewno on. Obstawiam tylko męskich uczestników. No, pospiesz się, nie widzisz, że ta biała kobitka zaraz cię wyprzedzi? „Dwa szybkie po wewnętrznej i koniec z nim”, jak mawiają norwescy łyżwiarze, tego nauczyła mnie Indra. Doskonałe wyrażenie, użyteczne w wielu życiowych sytuacjach.

Kiro przyniósł w ręku jakąś larwę.

– Masz tu jeszcze jedną, wiła się na grzbiecie w łożysku J1.

Sol wzięła stworzonko do ręki, wbijając szelmowskie spojrzenie żółtych oczu w czarne oczy Strażnika. Armas popatrzył na parę z uśmiechem i zaraz wrócił do pracy przy uszczelnianiu spojenia.

– To chyba była ostatnia na J1. Poproś, żeby trochę przyspieszyła.

Sol zaniosła ostatnią gąsienicę do pochodu, który oddalał się wzdłuż skalnej ściany. Wróciła i zapytała:

– W czym mogę teraz pomóc?

Armas, który miał największą ochotę powiedzieć, by trzymała się z daleka i nie plątała pod nogami, łaskawie przydzielił jej jednak funkcję instrumentariuszki. Sol przyjęła propozycję z takim zadowoleniem, że chłopak zawstydził się niewypowiedzianego życzenia. Kiedy zabrała się do pracy z wielkim skupieniem i powagą, i Armas, i Kiro wkrótce się zorientowali, że jej pomoc naprawdę im się przydaje. A ileż przy tym sprawia radości pięknej czarownicy z Ludzi Lodu!

Wróciwszy zaklęciami olbrzymim larwom ich normalne niewielkie rozmiary i wyprowadziwszy je z tunelu, Marco poczuł, że osiągnął granicę. Jego samego to zaskoczyło. Nie przypuszczał, że jest zdolny do tak ludzkich reakcji, jak zmęczenie.

Taka jednak była prawda. Dolg kazał mu się położyć i odpocząć, całej wyprawie mogły wszak już wkrótce przydać się jego zdolności. Marco usłuchał tej rady, zawsze zresztą był posłuszny Dolgowi.

Nagle zorientował się, jak niebiańsko cudownie jest móc wyciągnąć się na łóżku, zamknąć oczy i wyłączyć się ze wszystkiego. Może zbytnio przejmował się spoczywającą na nim odpowiedzialnością, ale wiedział wszak, jak wielkim zaufaniem darzą go przyjaciele. Zawsze gdy jakiś problem wydawał się nierozwiązywalny, zwracali się do niego albo do Dolga. Do syna czarnoksiężnika, który miał swe drogocenne szlachetne kamienie, i do Marca, obdarzonego magicznymi mocami. To bardzo przyjemne i budujące móc pomagać, właściwie ogromnie się cieszył ze swych niezwykłych zdolności, lecz nie w tej chwili.

Nagle uderzyła go niepokojąca myśl. Dlaczego poczuł się tak zmęczony akurat teraz, podczas tej wyprawy? Czy to dlatego, że zmierzali do samej twierdzy, do jądra zła? Czy kryją się tam siły potężniejsze od jego własnych, które, odgadując jego obecność, chcą go obezwładnić?

W takim razie marny los czeka całą wyprawę.

Z daleka, spoza pojazdu, dobiegał go wesoły głos Sol, w roztargnieniu uświadomił sobie, że żartuje z Armasem i Kirem.

Czy słusznie postąpił, wracając jej ludzkie życie?

Cóż, na razie stanowiła przypadek z pogranicza, była czymś w rodzaju bękarta, gdy zechciała, wciąż mogła być jeszcze duchem, przynajmniej częściowo.

Ale czy dobrze zrobił?

Eksperyment z Filipem zdecydowanie się nie powiódł, choć chłopiec może tak by tego nie osądził, on bowiem doskonale się czuł wśród duchów Ludzi Lodu. Nie obchodził go jednak świat ludzi, tak więc Gabriel, jego ojciec, nie doznał zbyt wiele radości z jego powrotu, przeciwnie, bardzo się rozczarował, a siostry, Indra i Miranda, dorastając oddaliły się od małego chłopca, którym wciąż był i na zawsze miał pozostać Filip.

Tamta próba sprawiła, że Marco stał się ostrożniejszy. Nie umiał odpowiedzieć na pytanie, co zrobi Sol. Jaką przyszłość dla siebie wybierze?

Na razie jednak wszystko wskazywało na to, że Sol doskonale się bawi.

Wreszcie rozległ się sygnał gotowości. Mogli jechać dalej.

Lecz jak daleko, tego nikt nie wiedział. A Faron zabronił wyprawiania się na zwiady pojedynczym osobom. Wszystkim nakazano przebywanie w pojazdach, nikt więc się nie orientował, czy znaleźli się po prostu w głębokiej grocie, czy też faktycznie był to tunel prowadzący przez góry.

Mieli jednak pewne podstawy, by sądzić, że znajdują się w przejściu. Po cóż bowiem umieszczono by tutaj te wielkie potwory?

Indra zeszła do schronu.

– Musisz wreszcie pójść do kuchni i coś zjeść, Sisko, całe wieki nie miałaś nic w ustach. W tym czasie Sassa może zająć się Tsi, prawda, Sasso?

Indra tak surowo popatrzyła na dziewczynkę, że ta nie odważyła się kręcić nosem. Przestraszona mocno pokiwała głową. Ratunku, powierzono jej opiekę nad chorym leśnym elfem?

Siska gwałtownie protestowała, nie była wcale głodna, nie chciała też sprawić zawodu Tsi. Bo co się stanie, jeśli on się obudzi, a jej przy nim nie będzie? Albo, co gorsza, jeśli w tym czasie umrze? Nie, nie może teraz myśleć o jedzeniu, i tak nie przełknęłaby ani kęsa.

– Jeśli nie będziesz jadła, do niczego nie przydasz się Tsi – argumentowała Indra, ciągnąc ją za sobą.

Sassa została więc sama, ze wzrokiem nieruchomo utkwionym w nieprzytomnego Tsi-Tsunggę.

Pojazdy bardzo wolno i ostrożnie zaczęły się toczyć krętym korytarzem akurat wtedy, gdy Indra z Siską wchodziły po schodach. Skalne podłoże było tu nierówne, bezustannie musiały się czegoś przytrzymywać, żeby nie spaść. Z oczu Siski wprost bił niepokój, twierdziła, że nie powinna odchodzić od Tsi, ale Indra ją uspokajała. Siska mogła przecież tylko wziąć z kuchni coś do zjedzenia i wrócić do rannego. Księżniczka uznała to za dobrą propozycję i przestała się tak strasznie martwić.

U szczytu schodów napotkały Sol, w oczach czarownicy płonął jakiś nowy blask.

Co ona znowu wymyśliła?

2

Przed kompletnym załamaniem nerwowym ocalił Siskę Oko Nocy. Przyrzekł, że pomoże Sassie w opiece nad Tsi, dziewczęta mogły więc spokojnie zjeść posiłek w kuchni.

Często się zdarzało, że tam właśnie się zbierały na swoje dziewczyńskie pogawędki. Tym razem do omówienia aktualnych problemów przystąpiły Indra, Siska i Sol.

Przede wszystkim zainteresowały się Tsi. Pomimo iż J1 parł naprzód tak gwałtownie, że często aż podskakiwały na krzesłach, Indra zapałała chęcią poznania całej prawdy. Jak to się stało, że tak emocjonujący romans mógł trwać, a ona w niczym się nie zorientowała?

Sol uśmiechnęła się z tajemniczą miną. O, ona się domyślała, tak przynajmniej twierdziła. Indra niestety nic takiego powiedzieć nie mogła, bo nawet się jej nie śniło, żeby Tsi i Siska… Nie.

– Sądziłam, że on potrafi jedynie przyprawić o zmysłowe podniecenie – wyznała.

– Z początku i ja tak myślałam – odparła Siska. – Okropnie mnie irytował, bo wyprowadzał mnie z równowagi. Uważałam, że jest jak zwierzę, do którego nie wolno się zbliżać. Myślałam, że jest niebezpieczny, nic nie wart i tak dalej. Strasznie byłam głupia.

– Ale od jak dawna to trwa?

– Ta irytacja, ta gorączka we krwi, to już stara historia. Ale tak naprawdę poznaliśmy się dopiero w Ciemności, gdy ratowaliśmy jelenie olbrzymie. Wtedy dopiero zrozumiałam, że Tsi jest wspaniałą istotą.

– Już wtedy?

– Tak. Od tamtej pory wspólnie zajmowaliśmy się łanią i jej cielęciem. Zawarliśmy też pewną umowę, o której nie chciałabym mówić, bo to zbyt osobista sprawa.

– Cóż – powiedziała Sol. – Zawsze trzeba sobie wyznaczyć granicę, ile prawdy zdradzi się o ukochanym. Doskonale to rozumiem.

– No dobrze – westchnęła Indra. – Mów dalej, Sisko! Czy wy… No, wiesz…

Sol i Siska roześmiały się. Indrę nie bardzo obchodziły granice.

Siska pochyliła głowę, nie chciała patrzeć na przyjaciółki.

– Mogę zdradzić przynajmniej tyle, że dopiero teraz, kiedy został śmiertelnie ranny, zrozumiałam, że żywię dla niego głębsze uczucia.